8 listopada 2024

loader

Wojna polsko-ukraińska pod banderą Bandery

Tlącą się od miesięcy wojenkę podgrzał tym razem polski minister spraw zagranicznych pan Witold Waszczykowski. Zapowiedzią „znaczącej korekty” polityki IV RP wobec Ukrainy. Ważnym przejawem jej mają być zakazy wjazdu do Polski dla „ludzi prezentujących skrajnie antypolskie stanowisko”. Jednocześnie pan minister, zwany „Srebrnym lisem dyplomacji”, poradził panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, aby odwołał swoją wizytę na Ukrainie, zaplanowana na grudzień. Odwołanie wizyty w takim trybie to jawne pogorszenie współpracy międzynarodowej. Następnym kroki to już odwołanie ambasadorów.

Nic dziwnego, że po takich deklaracjach zaiskrzyło na linii Warszawa-Kijów-Warszawa.
Ale prezydent Ukrainy Petro Poroszenko nie podjął rzuconej mu rękawicy. Wykręcił się fortelem. Zwołał nadzwyczajne posiedzenie Komitetu Konsultacyjnego Prezydentów Ukrainy i Polski, o czym poinformował rzecznik Poroszenki Swiatosław Cehołko. Prezydent zagrał wyraźnie na czas, starym zaporoskim zwyczajem.
Nie czekał na nasiadówkę pan prezydent Andrzej Duda. Oświadczył po rycersku, iż oczekuje od prezydenta Poroszenki i premiera Wołodymyra Hrojsmana, że osoby głoszący poglądy antypolskie nie będą zajmowały ważnych miejsc w ukraińskiej polityce. „Tacy ludzie nie budują relacji pomiędzy naszymi krajami, oni je burzą –powiedział pan prezydent w wywiadzie dla TV Trwam i Radia Maryja. Czyli do swego pancernego elektoratu.
Na takie słowa musiał zareagować rzecznik Cehołko. „Głośne oświadczenia ze strony przedstawicieli polskich władz pod adresem Ukrainy i jej kierownictwa, z którymi mamy do czynienia w ostatnim czasie, wywołują poważne zaniepokojenie i nie powinny pozostać bez należytej reakcji” – zapowiedział stosowne retorsje. Na razie na Facebooku. Wpierw jednak zaproponował, aby „w celu wzmocnienia partnerstwa strategicznego między Ukrainą a Rzeczpospolitą Polską oraz uniknięcia dalszej eskalacji napięcia, mając świadomość konieczności rozwiązania wszelkich problematycznych kwestii w stosunkach dwustronnych wyłącznie w cywilizowany sposób”, poczekać na ustalenia nadzwyczajnego posiedzenia wspomnianego już Komitetu. Czyli dalej uchylał się przed starciem.

Game over

Czekać nie zamierza „Srebrny lis” Waszczykowski. W proreżimowym i wielce lizusowskim wobec władzy tygodniku braci Karnowskich wyłożył pryncypia nowej polityki IV RP wobec Ukrainy.
Po pierwsze. Do Polski już nie wjadą ludzie, którzy „wstrzymują procesy ekshumacji ofiar, blokują poszukiwanie szczątków zbrodni, odnawianie miejsc pamięci”. Chodzi o zbrodnie ukraińskie, chodzi kierownictwo ukraińskiego IPN. Co prawda jego szef Wołodymyr Wiatrowicz takiego zakazu nie dostanie, bo kaczystom zależy „na utrzymanie oficjalnych kanałów komunikacji”, ale „już jego zastępcy na takiej liście mogliby się pojawić”. Chodzi też o ludzi, którzy „w sposób ostentacyjny głoszą chwałę banderyzmu, przebierają się w mundury UPA czy SS-Galizien, a więc podejmują skrajnie antypolskie działania”. Chodzi o ludzi którzy „fałszywie zrównują AK i UPA”. Władze polskie nie raz mówiły „naszym ukraińskim partnerom: znajdźmy kogoś innego niż Bandera czy Suchewycz. Korzystajmy z doświadczeń Yad Vashem, więc szukajmy osób, które były sprawiedliwymi, które chroniły życie. Taka propozycja padła w grudniu zeszłego roku w czasie wizyty prezydenta Poroszenki w Warszawie. Reakcja była pozytywna, mieli się tym zająć ministrowie spraw zagranicznych. Ale mój ukraiński odpowiednik wyraźnie nie chce tej sprawy podjąć”.
Pan minister Waszczykowski kipi rozżaleniem. Bo przecież Polska jest dla Ukrainy niezwykle dobra. Nie akceptuje aneksji Krymu i rebelii w Donbasie. Wielkopańsko władze IV RP zrezygnowały z umieszczenia symbolu cmentarza Orląt Lwowskich, jaki miał się znaleźć w przygotowywanym na 100-lecie odzyskania niepodległości nowym wzorze paszportu polskiego. A podli Ukraińcy nie chcą się bandyckiego Bandery wyrzec.
Dlatego, jeśli perswazja nie zadziała, to „kolejne kroki muszą być stanowcze”. Waszczykowski deklaruje: „mówimy jasno: nie akceptujemy narracji, że wobec zagrożenia rosyjskiego mamy rezygnować z obrony polskiej racji stanu. Rosyjskie zagrożenie nie może być tu wymówką. Podobne stanowisko prezentujemy w relacjach z Litwą, która używa analogicznej argumentacji”. I przy okazji przypomina chytrą taktykę wrażego Wilna: „to jest stała strategia Litwinów: ciepłe rozmowy na szczycie, z których niewiele albo i nic nie wynika. To rodzaj zasłony, komunikat do własnego społeczeństwa, że relacje w sumie są dobre”.
I racjonalizuje wywołany przez siebie konflikt: „To co robimy, to przypominanie Ukrainie, że jesteśmy jej adwokatem w sprawach międzynarodowych, że Kijów nie ma zbyt wielu sojuszników, że nawet Amerykanie są wstrzemięźliwi. A przed nami debata w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, która może Ukrainie albo pomóc, albo też przypieczętować obecny stan, legitymizując separatystów. Z punktu wiedzenia Kijowa warto więc współpracować z Polską, bo lepszego przyjaciela nie znajdą”.

Złapał lis Kozaczyzna, a Kozaczyn lisa dyma

Lis polskiej demokracji teraz czeka na pokutę Kijowa. Ale zapewne żadnej reakcji, poza grą na czas, przed debatą w ONZ nie doczeka się.
Czy wcześniej rząd IV RP zrobi zapowiadane „stanowcze kroki”? Jeśli tak się stanie, to jaka instytucja będzie decydowała kto jest już tak „antypolski” żeby zakazać mu do Polski wjazdu? Najłatwiej będzie zakazać członkom historycznych grup rekonstrukcyjnych, bo oni najczęściej przebierają się we wraże mundury UPA.
Warto przypomnieć panu ministrowi Waszczykowskiemu, że UPA była też najlepszym sojusznikiem tzw. „żołnierzy wyklętych”. Bohaterów obecnie rządzących. Jedyny sukces militarny „wyklęciuchów”, taki ich mały „Grunwald”, czyli zdobycie Hrubieszowa w maju 1946 roku, możliwy był tylko dzięki sojuszowi z UPA. Bo wiosną 1946 tak zwane „podziemie niepodległościowe” zwarło z UPA braterstwo broni przeciwko Armii Czerwonej i Ludowemu Wojsku Polskiemu. Wtedy ukraińskie ludobójstwo sprzed trzech lat na Wołyniu nie przeszkadzało „patriotycznym wyklęciuchom”. Czemu przeszkadza ich następcom po siedemdziesięciu latach.
Warto przypomnieć też, że lepiej w relacjach z Ukraińcami nie używać terminu „adwokat”. W Polsce „adwokat” jest rozumiany jako obrońca i reprezentant cudzych interesów. Na Ukrainie rola adwokata sprowadza się działalności wynajętego, dobrze opłacanego człowieka, który broni przestępcy. Nie pouczając go, nie prawiąc mu kazań moralnych. Ukraińcy wzdrygają się słysząc, że „Polska jest ich najlepszym adwokatem”, bo nie czują się przestępcami.
A na razie w wojnie polsko-ukraińskiej ogłosili jednostronny rozejm.

trybuna.info

Poprzedni

E-państwo teoretyczne

Następny

Nafciarze nadal bez zwycięstwa