4 października 2024

loader

Wojny polsko-ukraińskiej pod banderą Bandery ciąg dalszy

Wołodymyr Wjatrowycz został bohaterem ostatnich starć polsko-ukraińskiej wojny hybrydowej pod banderą Stefana Bandery.

Wjatrowycz to aktualny przewodniczący ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Nadepnął na odcisk swoim polskim kolegom z kaczystowskiego IPN. Bo zakazał im tego, co IPN-owcy kochają najbardziej, czyli ekshumacji ciał uznawanych za ciała bohaterów. Zakazał w odwecie za niszczenie przez obywateli IV RP, zwących się „patriotami”, pomników „bohaterów Ukraińskiej Powstańczej Armii”.
Co mogło zdumiewać przewodniczącego Wjatorowycza, bo przecież żołnierze UPA byli od 1946 roku największymi sojusznikami bohaterów kaczystowskiego IPN – u. Tak zwanych „żołnierzy wyklętych”, zwanych popularnie też „wyklęciuchami”.
W odwecie za zakaz takich wykopów, pan minister spraw zagranicznych i ochrony dziewictwa narodowego Witold Waszyczykowski zapowiedział stworzenie listy obywateli Ukrainy wykluczonych z prawa wstępu na terytorium IV RP i zalecił panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie zerwanie zaplanowanej na grudzień 2017 roku wizyty w Charkowie. A także obiecał atak na Ukrainę podczas debaty na jej temat na forum ONZ.
W obronie swojej i swojego polskiego kolegi pośpieszył prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Szybko zaproponował negocjacje łagodzące napięcia wojenne. Jak warszawskie wiewiórki ćwierkają, Poroszenko postanowił wykorzystać polski atak, aby osłabić, a nawet i odstrzelić przewodniczącego Wjatrowycza z ukraińskiego IPN.
Bo ów przewodniczący swą adoracją OUN i UPA, a także żarliwym antykomunizmem wzbudza protesty chyba już wszystkich sąsiadów ukraińskiego państwa. I staje się ciężarem dla ukraińskiego prezydenta.
Dlatego Poroszenko chętnie pozbyłby się kłopotliwego Wjatrowycza, albo przynajmniej jego najbliższych współpracowników, zastępując ich łagodniejszymi osobnikami. Najszybciej zrobi to pod pretekstem załagodzenia wrogich stosunków z polskim panem prezydentem i kaczystowskim rządem. Polepszenia wizerunku Ukrainy w Europie i na świecie.
I znalazł sobie sojusznika w panu prezydencie Dudzie, który też chciałby wyrwać się z ukraińskiej pułapki zastawionej na niego przez pana prezesa Kaczyńskiego rękoma pana ministra Waszczykowskiego. Pisałem o tym poprzednio.
Dlatego pan prezydent Duda chce polecieć do Charkowa, pomimo krytyki polityki ukraińskiej przez elity kaczystowskie. Ale nie chce wrócić do kraju z pustymi rękami. Krew Wjatrowycza, albo przynajmniej jego najbliższych współpracowników zrekompensowałaby panu prezydentowi Dudzie początkowe wizerunkowe koszty związane z podróżą do wrażych Ukraińców. I jeśli prezydent Ukrainy obieca mu jakiegoś kozła ofiarnego z kierownictwa IPN plus dobre słowa pod adresem pomordowanych na Ukrainie Polaków, to pan prezydent do Charkowa poleci.
Pokazując przy okazji środkowy palec panu prezesowi Kaczyńskiemu i panu ministrowi Waszczykowskiemu. Temu ostatniemu, być może, na zakończenie jego pracy w tym rządzie.
Jeśli Ukraińcy odstrzelą prezesa swojego IPN, to mogą zażądać w ramach wzajemności odstrzelenie kaczystowskiego pana prezesa Jarosława Szarka. Bliźniaczo podobnego do Wjatrowycza. Też zapiekłego antykomunisty i propagatora partyzanckich „wyklęciuchów”. Bliźniaczo podobnych do partyzantów UPA. Ale w polskim przypadku będzie to trudne, bo pan prezydent RP nie ma takiej władzy jak prezydent Ukrainy.
Warto przypomnieć, że jeszcze niedawno kierownictwo kaczystowskiego IPN sławiło chwałę ukraińskiego IPN, a zwłaszcza przewodniczącego Wjatrowycza. Sławiło jego i ukraiński IPN publicznie podczas styczniowego Forum Polsko-Ukraińskiego w Rzeszowie.
Sławiło, chociaż już wtedy powinni oni wiedzieć, że ten sam Wjatrowycz w swojej książce „Stosunek OUN do Żydów: formowanie stanowiska na tle katastrofy” próbował wybielić antysemityzm i żydobójstwo OUN. Zaś w innej swej książce „Druga wojna polsko-ukraińska 1942-1947” terminem „wojna” tuszował zbrodnie ludobójstwa OUN i UPA na polskiej ludności cywilnej w 1943 roku na Wołyniu. Twierdził tam, że zabici wtedy Polacy to efekt zwyczajnej wojny między obu podziemnymi państwami.
Ale podczas tamtego styczniowego Forum prawicowi politycy polscy, nie tylko kaczyści, fetowali wjatrowyczowski IPN za ich akcję masowego niszczenia pomników Lenina pozostałych jeszcze w licznych miastach i miasteczkach w centralnej i wschodniej Ukrainie. Ten antyleninowski, antykomunistyczny sojusz połączył wtedy ukraińskich i kaczystowskich IPN-owców. Przypominający nieco sojusz z 1946 roku, sojusz „banderowców” i „wyklęciuchów”, zawarty przeciwko Armii Czerwonej i Ludowemu Wojsku Polskiemu.
Nie minął rok i kiedy na Ukrainie zabrakło już pomników Lenina do obalania, a w Polsce ulic do „dekomunizowania”, to oba nacjonalizmy wzięły się za łby.
Zaiskrzyło tak, że gorąco zrobiło się aż na szczeblach prezydenckich.

trybuna.info

Poprzedni

Drodzy Czytelnicy Trybuny…

Następny

Wojna o kulturę