Biedni są nieważni. Nawet sami biedni na ogół się za takich nie uważają, bo przecież biedni są tylko lenie i pijacy. Za biednego czyli gorszego uważa się zwykle kogoś, kto ma kłopoty. Szczególnie kiedy ma wylecieć z mieszkania. Natychmiast odzywają się głosy: „jak Pan taki dobry niech pan weźmie kilku takich obiboków do siebie do mieszkania”. Wziąłem. Małżeństwo z córeczką. Pomieszkali u mnie 4 lata. Nic wielkiego. Fajnie było. Wspaniali ludzie. Nasze córki są teraz jak siostry.
Ale ci, którzy to szyderczo proponują robią to, bo coś takiego wydaje im się niewyobrażalne. Z własnego doświadczenia wiedzą, że nikt nikomu nie pomaga. Przynajmniej nie bezinteresownie. Oni sami nie są frajerami i każdego, kto takiej pomocy potrzebuje skłonni są uważać za kogoś godnego pogardy. A jednak akty altruizmu i pomocy wzajemnej obserwuję na co dzień. Ale tak się zachowują ludzie, którzy sami doświadczyli biedy czy choćby kłopotów mieszkaniowych. No i garstka idealistów, tych co jeszcze wierzą, że „człowiek to brzmi dumnie”.
Kapitalizm to system oparty na egoizmie i samolubstwie
Chciwość i dbałość o siebie samego wynosi on do rangi cnoty, która napędza rozwój i wzrost gospodarczy. Nie jest dziełem przypadku, że pomagają głównie ludzie o poglądach sprzecznych z kapitalistycznym systemem wartości. Zwykle są to socjaliści, anarchiści czasem komuniści, trockiści czy inni lewacy. Taką postawę potrafią też zajmować ludzie wierzący, jeżeli poważnie traktują przesłanie swojej wiary. Przykładem niech będą blokady eksmisji. Otóż właściwie nie zdarza się, żeby robili je ludzie prawicowi, blokady są zawsze mniej lub bardziej czerwone.
Co ciekawe, we wzorzec egoizmu charakterystyczny dla liberałów wpisuje się także polska prawica narodowa. Wszelkie odruchy i poglądy odwołujące się do społecznej solidarności postrzegają jako relikty komuny. Opowiadając się twardo na gruncie rynkowej konkurencji stoją w miejscu, bo nacjonalizm kwitnie i rozwija się tylko tam, gdzie akcentuje wartości wspólnotowe, socjalne, tak jak np. Front Narodowy pod kierownictwem Marine Le Pen. To, że nasi łysole wciąż wierzą w mądrości Balcerowicza cieszy mnie niepomiernie. To, że nacjonaliści nie lubią obcych to norma, a to, że „obcym” staje się każdy, kto popada w kłopoty np., z płaceniem czynszu jest gwarancją, że ta formacja się u nas nie rozwinie.
Naczelna zasada pogardy
Klasycznym przykładem pogardy dla słabszych jest bicie bezdomnych. Robią to prawicowe bojówki, nigdy lewicowe. Dlaczego? Bo prawica uczy gardzić człowiekiem, a lewica opiera się na humanizmie czyli właśnie na poszanowaniu dla osoby ludzkiej.
Podobnie jest ze stosunkiem do uchodźców. Tutaj pogarda i nienawiść nie ogranicza się niestety do uliczników i chuliganów, ale są inspirowane przez członków rządu PiS. Rząd wprawdzie oficjalnie nie popiera ONR-u, ale głosi poglądy, które niewiele się różnią od tej formacji, która przed wojną biła Żydów, wybijała szyby w żydowskich sklepikach i urządzała getto ławkowe na uczelniach. Teraz jednak, z braku Żydów, ich rolę przejęli uchodźcy, a że żaden tu nie wjechał, to do rękoczynów dochodzi rzadko. Głównie wtedy, kiedy ktoś jest zbyt opalony albo okazuje się turystą z Malty.
Mieć swojego „gorszego”
Istotą polityki pogardy i nienawiści jest budowanie poczucia własnej wartości poprzez znalezienie kogoś „gorszego” od siebie. Tym gorszym może być przedstawiciel innej rasy, religii czy po prostu narodowości, np. Rom. Ale równie dobrze bezdomny, eksmitowany czy po prostu zalegający z czynszem. Ludzie potępiający z taką łatwością niesolidnych płatników nie zadają sobie pytania czy kłopoty finansowe to wynik własnych zaniedbań czy takich oczywistych przyczyn obiektywnych jak nagła utrata pracy, zbyt niskie zarobki, zaleganie przez pracodawcę z wypłatą, ciężka choroba w rodzinie. To, że się takich pytań nie zadaje wynika z przekonania, że system kapitalistyczny jest z gruntu sprawiedliwy i każdy dostaje to na co zasłużył. Wiara w słuszność kapitalizmu wynika z autorytarnej osobowości, która opiera się na uwielbieniu ludzi sukcesu i pogardzie dla tych, którzy przegrali. Tu sukces jest sam w sobie licencją na słuszność i mało kto pyta kto i jaką cenę, np. moralną zań zapłacił. Tak jak nikt nie docieka co doprowadziło człowieka do klęski, bo klęska, porażka życiowa jest „niewybaczalna”.
Nowy apartheid
Jednym z trwalszych elementów tego „nowego wspaniałego świata” jest segregacja obywateli w zależności od ich zamożności. Stąd grodzone osiedla, by nikt niepowołany, czytaj biedny, nie przedostał się na teren gdzie mieszkają „ci lepsi”. Bo biedny postrzegany jest zwykle jako zagrożenie, potencjalny złodziej a może nawet bandyta. Elementem tej segregacji jest dyskusja o prawie do wyrzucania bezdomnych z tramwajów i autobusów, przy braku dyskusji o budowie sieci łaźni miejskich, które ułatwiły by bezdomnym lepiej pachnieć. Ostatnim jaskrawym przejawem skłonności do segregacji była sławetna wypowiedź Agaty Młynarskiej, której nie spodobało się, że dzięki programowi 500+ na plażach pojawili się ludzie prości, których styl życia, zachowanie i ubiór budziły jej niesmak. Segregacja szczególnie bolesna, jest w szkole, gdzie często część dzieci nie jedzie na szkolną wycieczkę, bo ich rodziców nie stać by za nią zapłacić.
Zwycięzca bierze wszystko
Cały system edukacyjny jest nastawiony na wychowywanie „zwycięzców”, a nie wyrównywanie szans. Wzorce osobowe z prozy Żeromskiego, różne Siłaczki i Judymowie są niemodni. To frajerzy. Bo zwycięzca bierze wszystko, a przegrani to zawsze się mylą. Ludzie skrzywdzeni, oszukani, okradzeni wstydzą się często swych życiowych porażek, swej niezaradności. A oszuści, kombinatorzy i złodzieje noszą głowy wysoko, bo mają sukces i pieniądze.
A przecież większość z nas klepie większą lub mniejszą biedę i ledwo wiąże koniec z końcem. Zasługujemy więc na pogardę? Sami mamy sobą gardzić? No nie, możemy przecież jeszcze pomstować na uchodźców, żeby zapomnieć, nie dopuścić do siebie myśli, że prawie wszyscy jesteśmy właśnie uchodźcami, że na co dzień walczymy by obronić się przed wykluczeniem.