Tylko niewielu komentatorów przypomina, że przenoszenie terminów wyborów nie ma żadnych podstaw. Oczywiście Konstytucja tego wprost nie zakazuje, ale w Polsce dzieje się wiele rzeczy, o których autorom Konstytucji się w najgorszych koszmarach nie śniło.
Pierwsza kombinacja dotyczyła wydłużenia kadencji samorządów pod pretekstem wprowadzenia dwu-kadencyjności organów samorządu, tj. wójtów, burmistrzów i prezydentów. Wtedy PiS było przekonane, że będą to (w 2018 roku) kolejne łatwo wygrane wybory, planowało więc wydłużenie kadencji zwycięskich samorządowców ze swoich szeregów. Zwycięstwo jednak nie było tak okazałe, jak się spodziewano. W kategorii prezydenci miast PiS zdobyło tylko 4 stanowiska, podczas gdy PO zdobyła 23, a SLD (teraz Nowa Lewica) 7. Wśród burmistrzów też najwięcej reprezentantów, 69 wprowadziła PO, wyprzedzając PSL o jedną osobę, PiS z 59 przedstawicielami uzyskało dopiero trzeci wynik. Najwięcej zwycięskich wójtów wywodzi się z PSL – 291, z PiS – 203, a z PO – 127. Nieco lepiej wypadło PiS w wyborach do sejmików wojewódzkich. Ostatecznie rządzi w połowie województw, ale bez największego, czyli Mazowsza.
Taki stan dzięki przesunięciu terminu wyborów na rok 2024 utrzyma się więc nie przez pięć lat nowej kadencji, ale może nawet sześć. To długie sześć lat centralizacji władzy, ograniczania samorządności i dzielenia publicznych funduszy między swoich. Mniej więcej podobnie funkcjonowały Włochy w okresie niechlubnych rządów włoskiej chadecji. Jak się potem okazało, nieoficjalnym koalicjantem chadeków była włoska mafia.
Polska reforma samorządowa nie była idealna. Zanim jednak obywatele i samorządowcy zdążyli się jej nauczyć, rząd SLD postawił na poprawienie skuteczności rządzenia i zwiększanie kompetencji władzy wykonawczej. Otrzymaliśmy w rezultacie samorządy zdominowane przez wójtów, burmistrzów i prezydentów miast oraz lokalne parlamenty w powiatach i województwach. Z tym że kompetencje powiatów są ograniczone: realizuje się tam głównie zadania powierzone przez administrację rządową. Kompetencje samorządów województw są znacznie szersze, tyle że samorządy nie mają wystarczających funduszy na realizację zadań. Co innego miasta na prawach powiatu, zwłaszcza te większe, będące jeszcze w dodatku stolicami województw. Tam mamy lokalne ksiąstewka i oazy dobrobytu samorządowego, pogłębiające różnice pomiędzy Polską A/B i C/D
Czy to PiS‑owi przeszkadza? Może odrobinę, bo akurat PiS nie rządzi w większych miastach. Największe, które zdobył, to Zamość, liczący 65 tysięcy mieszkańców. Nawet Przemyśl został PiS‑owi odbity przez kandydata partii Kukiza, choć pewnie bliżej kandydatowi do rządu Morawieckiego niż do opozycji. Za to mniejsze miejscowości łatwiej wspierać (czytaj: przekupywać) mniejszymi kwotami, choć wypisanymi na wielkich czekach, które ładnie wypadają w TVP.
Podobnie jak PiS niszczy z powodzeniem polską demokrację, tak też w terenie powoduje erozję samorządności. A przecież ta nigdy nie była idealna. Tak naprawdę samorząd nigdy nie opierał się na władzy rad i radnych samorządowych. Centralizacja władzy w Polsce to proces, którzy rozpoczął się zaraz po reformie samorządowej i trwa nieprzerwanie pomimo zmieniających się rządów. Opozycja musi wypracować nową „konstytucję” dla samorządu, w której znalazłyby się również nowe źródła dochodów gwarantujące realizację zadań własnych na odpowiednim poziomie.
Propozycja przesunięcia terminu wyborów – poza względami taktycznymi – może być też przejawem braku wiary PiS‑u w utrzymanie władzy po wyborach parlamentarnych. Wtedy partia wydłużyłaby sobie panowanie w terenie, licząc na to, że będzie w stanie uzyskać w takich wyborach lepszy wynik niż w wyborach parlamentarnych. To ryzykowna gra, ale może się okazać skuteczna, jeśli opozycja, wygrywając wybory, nie zdoła skutecznie przejąć władzy i; odciąć PiS‑u od wszystkich jawnych i niejawnych źródeł finansowania publicznymi pieniędzmi.