4 stycznia 1999 zapisuję: „Jednym z koronnych cech rządów solidaruchów w latach 1990-1993 było nieustanne, codzienne niemal nękanie różnych grup społecznych i środowisk zawodowych”. Czy to czegoś nie przypomina? Akurat dziś do najmniej nękanych należą kibole i neofaszyści, do najbardziej nękanych – sędziowie i ludzie kultury. 22 stycznia, w niewielkim tekście w lubelskim „Dzienniku Wschodnim”, zatytułowanym „W czerwonej jaskini”, odnotowuję udział w spotkaniu noworocznym na Rozbrat. Obecni byli m.in. Izabella Sierakowska (zawsze życzyła sobie, żeby pisać jej imię „przez dwa l”, „ja nie jestem żadna „bela” – mawiała), Piotr Gadzinowski, Tadeusz Iwiński, Józef Oleksy, Leszek Miller, Janusz Rolicki, Wiesław Górnicki, Jerzy Szmajdziński. Pojawili się też Janina Paradowska i… Maciej Łętowski, publicysta prawicowy, ale być może gotowy przekąsić i wypić z każdego stołu.
I jeszcze zawieruszone rodzynki z 1992 i 1995 roku. 14 października 1992: „Kościół, Matka nasza, przebacza tym, co go dziś szarpią i kąsają. Czyż nie rzuca się i dziś Kościołowi kłód pod nogi, żeby utrudnić mu dotarcie z Ewangelią do swych córek i synów” – głosił ówczesny biskup łomżyński Juliusz Paetz. Chciałoby się dodać – do synów zwłaszcza, a do nich także z bielizną z monogramem „Roma – Amor”. 3 listopada znów temat aborcji w dwóch ujęciach. Sejmowa Komisja Nadzwyczajna zaproponowała „karanie więzieniem stosowania środków nie dopuszczających do implantacji zagnieżdżonego jajeczka – czyli spirali i nowej generacji pigułek antykoncepcyjnych”. Podbija to deklaracja członka Kongresu Liberalno-Demokratycznego (sic!) Lecha Mażewskiego. „Uważam, że potrzebny jest nam historyczny kompromis z Kościołem. Wprowadzamy zakaz aborcji i w zamian oczekujemy od Kościoła poparcia dla rynkowych reform”. Mażewski sam nazwał to, bardzo szczerze i serio, „handlem rybami”. Chętnie bym podrzucił Mażewskiego do klatki uczestniczkom „czarnego marszu”, „buntu parasolkowego”, feministkom oraz innym dumnym i świadomym swych praw kobietom, by z lubością przypatrywać się, jak robią z niego tatara lub też mielonego. 27 listopada 1995: Po wizycie Aleksandra Kwaśniewskiego w Częstochowie (ale tylko w laickiej części miasta), przeor klasztoru jasnogórskiego, o. Szczepan Kośnik wytoczył zdobytą na Szwedach w czasie Potopu kolubrynę i skierował ją w dół, ku miastu: „Jasna Góra nie chce witać ludzi spod znaku cywilizacji śmierci, aborcji i ateizmu, spod znaku sierpa i młota, choćby sięgali po najwyższe godności”. A prymas Glemp ze swej strony mówił o Polsce chrześcijańskiej i neopogańskiej, a także wyraził pragnienie, by „Polska nie weszła do Europy na kolanach, jak prostytutka (…)”. Nie wiem, czy akurat wtedy taka wątpliwość przyszła mi do głowy, ale dziś zastanawiam się, gdzie i w jakich okolicznościach prymas widział prostytutkę pełzającą na kolanach?
Na tym kończę cykl wypominków, bo rodzynki brane z moich zapisków sprzed lat już mi się skończyły.