8 listopada 2024

loader

Za co musimy Niemcy kochać?

Elity PiS i związane z nimi prawicowe media regularnie, czasem wręcz histerycznie, krytykują rząd niemiecki. Konsekwentne kreują niemieckiego wroga. Dzisiejszego lewackiego, klękającego przed islamem Berlina. I wczorajszego, utożsamiając nazistów z całym niemieckim narodem.

Antyniemieckie ataki PiS chronią w Polsce niemiecki rząd i Niemców przed pozostałą krytyka, zwłaszcza krytyków przeciwników PiS. Bo oni boją się, że krytykując Niemcy wpiszą się w chór PiS-owskich fobii i histerii.
Niemcy przez wiele ostatnich lat pozostawały w Polsce poza krytyką elit i głównych mediów. Bo w III Rzeczpospolitej zostały uznane za wzorowego sąsiada i adwokata Polski w czasie wstępowania naszego państwa do Unii Europejskiej. Niemcy wcześniej niż inne państwa otworzyły rynek pracy dla obywateli RP. Stały się najważniejszym polskim partnerem gospodarczym. Do niedawna czołowi politycy niemieccy robili wszystko aby nie urazić polskich sąsiadów. Nie okazywać biedakom zza Odry swojej wyższości.
Rządzący w III Rzeczpospolitej, związani najpierw z Unią Wolności a potem Platformą Obywatelską, politycy i wspierające ich media wzbudziły w polskim społeczeństwie poczucie wdzięczności wobec Niemiec. Za ostateczne uznanie polskich granic zachodnich po zjednoczeniu Niemiec. Za wspieranie polskich dążeń do NATO i UE. Za niemieckie inwestycje i dopuszczenie polskiej gospodarki do udziału w niemieckich produktach finalnych. Nawet za niemieckie ordery i prestiżowe nagrody dla swych polskich przyjaciół.
Zapewne dla ludzi pamiętających bariery ograniczające kontakty polsko-niemieckie w czasach PRL taka niemiecka otwartość na Polskę była nową jakością i wielką wartością.

Bunt skolonizowanych

Podczas wyborów prezydenckich i parlamentarnych wraku 2015 doszło do głosu nowe pokolenie III RP. Dla niego polskie członkostwo w UE i NATO nie jest wartością, tylko zastaną oczywistością. Podobnie jak wspólny rynek pracy z Niemcami.
Dla ludzi pamiętających PRL oczywistością był niższy status materialny Polski i Polaków. Pozycja niekaprysząca, bo pozycja „panny bez posagu”. Pewnie dlatego wielu polityków starszej generacji podczas sporów polsko-niemieckich wolało siedzieć cicho. Pamiętali z historii, że Polska zawsze biedniejsza była i szkoda robić hałas.
Nie oni zauważali, że w polskim społeczeństwie narasta bunt przeciwko nierównych relacjach polsko – niemieckich. Sprzeciw coraz bardziej licznych grup niezadowolonych z obecnego stanu rzeczy. Coraz silniej akcentujących godnościowy wymiar polityki, gospodarki i stosunków międzynarodowych.
Dla nich rola największego kooperanta gospodarki niemieckiej nie jest już wartością, jest niehonorową podległością. Statusem niemieckiej kolonii gospodarczej. Państwa drugorzędnego politycznie z drugorzędną gospodarką. A to przy rozbudzonym poczuci godności narodowej szczególnie boli.
Symbolem tego niemieckiego neokolonializmu jest wyprodukowany w Polsce samochód, ale z niemiecką marką. Cóż z tego, że czterdzieści procent tego produktu to efekt polskiej myśli technicznej, skoro potem sprzedawany jest jako produkt niemieckiej techniki. Podobnym symbolem niemieckiego wyzysku i rasizmu konsumenckiego jest powszechnie znana na polskiej prowincji „Chemia z Niemiec”. Lud zamieszkujący polskie miasta i wsie wierzy, że wszelkie środki czystości produkowane przez niemieckie firmy mają podwójne standardy. Wyższe dla konsumenta niemieckiego i niższe dla mieszkańców polskiej kolonii gospodarczej. I niezależnie od tego jak jest w rzeczywistości, polskie poczucie krzywdy jest powszechne.
Podobnie powszechne jest poczucie, że Niemcy w Polsce mają zbyt wiele przywilejów. Jakich Polacy za Odrą nie mają. Mieszkający u nas Niemcy są uznawani za mniejszość narodową, dzięki czemu korzystają z gwarantowanych przez Unię Europejską przywilejów. Polscy Niemcy mają też zagwarantowaną reprezentację w polskim Sejmie. Polacy nie tylko nie posiadają swoim posłów w Bundestagu. Od lat nie mogą wywalczyć w RFN statusu mniejszości narodowej. Odebranej im przez rząd hitlerowski.
Pomimo sąsiedztwa i „wzorowych” relacji Niemcy nie traktują Polaków jak równorzędnych partnerów kulturalnych. Nie ma wspólnych produkcji filmowych, seriali telewizyjnych, prestiżowych wystaw. Bywają niemieckie stypendia, rodzaj jałmużny dla biednych ze wschodu. Polska nadal dla Niemców jest pustynią kulturalną, strefą buforową między nimi a fascynującą ich Rosją. A teraz strefą rządzoną przez niezrozumiałych, dzikich warchołów.

Jutro bez jutra

Za niecały miesiąc odbędą się w RFN wybory parlamentarne. Jeśli popatrzymy na programy wyborcze konkurujących tam partii to można odnieść wrażenie, że Niemcy nie sąsiadują z Polakami. Polska rzadko jest w ich programach wymieniana. Najwięcej miejsca poświęca nam program CDU, który głosi konieczność utrzymania Trójkąta Weimarskiego, czyli współpracy francusko-niemiecko-polskiej. Ale ostatnie krytyczne wypowiedzi prezydenta Francji i kanclerz Niemiec stawiają pod znakiem zapytania przyszły udział IV RP w Trójkącie. Być może po niemieckich wyborach zostanie ogłoszony casting na nowy bok Trójkąta. Zwłaszcza kiedy ponownie wygra pani Merkel, co przewidują sondaże.
Zapewne, niezależnie od wyniku wyborów, polityka niemiecka wobec Polski nie zmieni się. Wszystkie niemieckie partie optują za dokończeniem gazociągu Nord Stream 2. Jedynie Zieloni sugerują aby w tej inwestycji pomyśleć o potrzebach europejskich sąsiadów. Nikt z kandydujących nie kontestuje, poza lewicową Die Linke, niemieckiego ekonomicznego drenażu gospodarek biedniejszych państw europejskich. W obecnej retoryce niemieckich polityków Polska staje się, czasem razem Węgrami, krnąbrnym, agresywnym uczniem, który nie potrafi zdać do następnej, zintegrowanej europejsko klasy. I dlatego warto go posadzić w oślej ławce.
Skoro tak jest i tak ma być, to czemu mamy tak bardzo kochać naszych niemieckich kolonizatorów?

trybuna.info

Poprzedni

Związki nasze

Następny

Wybryk niemieckich kiboli w Czechach