30 listopada 2024

loader

Zakrzewski znowu pisze…

Tadeusz Zakrzewski – przez 35 lat reporter telewizyjny, dwukrotny laureat Złotych Ekranów, autor kilku filmów o Janie Pawle II, dziennikarz towarzyszący w podróżach gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu, po zakończeniu kariery telewizyjnej wziął się za pisanie książek.

Jako reporter telewizyjny miał swój styl i jako autor książek też go ma. Styl, to jego znak firmowy. Chłopak wychowany na warszawskiej Pradze, znający biedę i ciężką pracę, ma specyficzne spojrzenie na świat i ludzi. Lubi świat i lubi ludzi. Potrafi się znaleźć w każdej sytuacji i z każdym potrafi nawiązać kontakt. Ma umiejętność sięgania do sedna rzeczy. Człowiek, który znaczą część życia, całą młodość właściwie, spędził na heroicznych wysiłkach o utrzymanie się na powierzchni, z łatwością rozróżnia dobro od zła, picera od człowieka rzetelnego, prawdę od fałszu. Ludzie zawsze w nim to wyczuwali i pewnie dlatego otwierali się przed nim łatwiej niż przed dziennikarzami salonowymi.
Jeśli ktoś myślał, że po zakończeniu pracy w telewizji Zakrzewski usiądzie na tyłku i da wreszcie światu spokój, to się pomylił.
Zanim jednak chwycił za pióro okazało się, że oprócz talentu dziennikarskiego ma również umiejętność poruszania się w biznesie. Wyczuł to bezbłędnie człowiek sukcesu biznesowego, były mistrz kierownicy, Sobiesław Zasada. U niego Zakrzewski znalazł swój kolejnych port. Musi być Zasada zadowolony z tego wyboru, bo utrzymują kontakty do dziś. Dobre, pełne wzajemnego zaufania – a to i w dziennikarstwie i w biznesie rzecz zasadnicza.
Dziennikarska natura nie umarła w Zakrzewskim nigdy. Już co prawda nie robił reportaży, nie ślęczał z montażystkami nad kadrami kolejnych swoich filmów, ale wziął się za pisanie książek. W tym też okazał się dobry.
„Byłem reporterem Generała”, „Dziennik Telewizyjny – grzechy i grzeszki, „Mercedesem na listę Wprost”, „Stewardesa Justyna”, „Papież – Polak”, Powstanie Warszawskie widziane z wieży spadochronowej”… Jest tego trochę.
I oto z początkiem 2017 roku Zakrzewski oddaje do rąk Czytelników kolejną książkę: „Reporterskim zezem na Trzecią Rzeczpospolitą”. Było już podobnych pozycji kilka. I przed Tadeuszem byli autorzy, który którzy wzdłuż i wszerz przemierzali statystyki dotyczące wszelkich aspektów życia w Polsce Ludowej i porównywali je z podobnymi pozycjami, ale odnoszącymi się do III RP. Wielu ludzi nie może bowiem spokojnie słuchać wygłaszanych od kilkudziesięciu lat bredni o kraju zagłodzonym, karmionym wyłącznie kartkami na mięso popijanymi octem. Tadeusz Zakrzewski też nie może tego słuchać. Ale Tadeusz Zakrzewski oprócz danych statystycznych wyposażył swą książkę w to, czego inni swoim pracom nie dali. W talent reporterski mianowicie. Reporterskie, bystre oko i pamięć, która zanotowała nie tylko suche liczby – te można znaleźć w rocznikach statystycznych – ale wzbogaciła tę książkę w emocje, uczucia, zapisane w pamięci przeszłe postawy dzisiejszych pożal się bożę demokratów… Dla wielu nie będzie to miła lektura. Wielu apologetów dzisiejszych czasów, nie raz się skrzywi przerzucając kartki „reporterskiego spojrzenia” rzuconego na III RP.
Nie będziemy im więc odbierać przyjemności wyszukiwania własnych nazwisk w przeszłych kontekstach. To zawsze jest emocjonujące, niech więc to przeżyją bez nas.
Przywołajmy jednak za Tadeuszem Zakrzewskim nieodżałowanej pamięci Mieczysław Rakowskiego, legendarnego naczelnego redaktora „Polityki”, premiera rządu i ostatniego I sekretarza KC PZPR. Tego, który „Sztandar PZPR kazał wyprowadzić”… To był dopiero polemista! Powtórnie narodzeni w roku 1989 nienawidzili go szczerze, bo w przeciwieństwie do ich własnych sumień, Rakowski do końca nie dał się zagłuszyć. Tadeusz Zakrzewski przypomina w swej książce słynne „przeprosiny”, które Mieczysław Rakowski skierował pod adresem nowych, solidarnościowych „zbawców” Polski.
W zgrzycie zębów swych adwersarzy Mieczysław Rakowski szczerze przepraszał za Polskę Ludową. Za to, że:
– Przyjęła zachodnią granicę kraju;
– Zrezygnowała z terenów leżących za Bugiem, gdzie żyło 5 mln. Ukraińców i 2 mln. Białorusinów, też pragnących mieć swoje ojczyzny;
– Przeprowadziła reformę rolną, o której polscy chłopi marzyli;
– Znacjonalizowała resztki przemysły, który przetrwał wojenne zniszczenia;
– Przywróciła rolnikom godność i podmiotowość;
– Odbudowała Starówkę, Mariensztat, Zamek Królewski Warszawę i całą Polskę;
– Ułatwiła młodzieży chłopskiej i robotniczej dostęp do gimnazjów i wyższych uczelni;
– Zbudowała tysiące szkół, szpitali, bibliotek, domów kultury i miliony mieszkań;
– Zlikwidowała analfabetyzm, drukowała tanie książki i podręczniki;
– Umożliwiła awans społeczny i cywilizacyjny chłopom i robotnikom;
– Przeprowadziła ze wsi do miast miliony ludzi, zbudowała Polskę przemysłową…
Założę się, że i dziś znaleźliby się tacy, którzy zacisną z wściekłością zęby słysząc tę wyliczankę. Prawda bowiem w oczy kole…
Nie bez powodu zastrzegłem, że Tadeusz Zakrzewski to człowiek charakterny, z Pragi. Mógłby bowiem, gdyby chciał, opisać niejednego puryca łatwego do taniego kupienia za pomachanie mu przed oczami zdjęciem Mercedesa. Zakrzewski pamięta sytuacje i pamięta ludzi. Pisze jednak o sytuacjach. Oddajmy mu głos:
„W Generalnym Przedstawicielstwie (Mercedesa – DT) odpowiadałem za marketing i reklamę. Media goniły za pieniędzmi, w redakcjach bardziej ceniono dziennikarza, który potrafił pozyskiwać hojnych reklamodawców, niż redaktora z dobrym piórem. Swoje „układy” wykorzystywali również redaktorzy naczelni; nie brakowało tytułów prowadzących nachalne kampanie lobbingowe w interesie koncernów i korporacji. Czytelnik zszedł na drugi plan. Dziennikarze zaczynali rozmowę od składania „korzystnej” oferty reklamowej. Za odpowiednią sumę mogłem załatwić przychylny artykuł, umieszczenie zdjęcia Zasady na okładce tygodnika, albo dyplom uznania dla samochodu z trójramienną gwiazdą. Nachodziła mnie firma, która oferowała takie dyplomy nawet in blanco. Tylko raz Mercedesowi nadepnęło na odcisk Życie Warszawy; wstrzymaliśmy ogłoszenia w gazecie i redakcja skwapliwie naprawiła swój >>błąd<<.
Z łatwością zdobyłem przychylność dziennikarzy motoryzacyjnych. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć tych, którzy nie dali się udobruchać atrakcyjnymi gadżetami, sponsorowanym wyjazdem na Międzynarodowe Targi Motoryzacyjne, czy wypożyczeniem dobrej „fury”” na czas urlopu.
Były też „sugestie” znanych polityków, żeby nie „rozpieszczać” reklamami lewicowych gazet. Dlatego do dziś „Trybuna” robi bokami”…
I tak dalej i temu podobne. Wieku obywatelom – bo przecież nie tylko luminarzom i elitom – książka Tadeusza Zakrzewskiego może pomóc w przypomnieniu sobie słowa skromność, pytań w rodzaju – skąd pochodzę, gdzie są moje początki, w odświeżeniu pamięci – co robiłem, jak się zachowywałem. To jest jednocześnie jej słabość. Znam współczesne elity na tyle dobrze by żywić podejrzenie graniczące z pewnością, że będą tę książkę obchodzić dużym łukiem. Niech obchodzą – przed prawdą, przed własnym zżyciem na pewno nie uciekną.

IMG 1098
„Reporterskim zezem na Trzecią Rzeczpospolitą”
Wydawnictwo Książka i Wiedza

trybuna.info

Poprzedni

Amerykański finał

Następny

Zamaskowani