8 listopada 2024

loader

Zanim go zdekomunizują

Niełatwo byłoby wskazać wiele książek, które w międzywojennym dwudziestoleciu osiągnęły rezonans i wzbudziły dyskusje o temperaturze i zasięgu większych od tych, jakie stały się udziałem powieści Leona Kruczkowskiego „Kordian i cham” (1932).

Z wcześniejszych dzieł prozatorskich dwudziestolecia z całkowitą pewnością można tu wymienić chyba jedynie starsze o siedem lat „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego. „Kordian i cham”, oparty na pamiętniku syna chłopa z Brodni koło Turka, nauczyciela wiejskiego i uczestnika powstania listopadowego Kazimierza Deczyńskiego, podejmował problem antagonizmów społecznych w Królestwie Kongresowym i wynikającego z nich stosunku szlachty i chłopstwa do niepodległościowego zrywu, rewidując mity ukształtowane przez wielką poezję romantyczną i oficjalną historiografię. W Polsce przed i po II wojnie światowej powieść miała ponad trzydzieści wydań, za granicą przełożono ją na osiem języków; i dziś sprawia przy lekturze spore wrażenie, swoiście korespondując z wieloma nowszymi i najnowszymi opracowaniami historyków, ujawniającymi skrywaną przez stulecia za zasłoną wstydliwego milczenia skalę wyzysku i poniżenia polskiego chłopa pańszczyźnianego. A po „Kordianie i chamie” spod pióra Kruczkowskiego wyszły jeszcze dwie inne ważne powieści o wyraźnej społecznej tendencji – „Pawie pióra” (1935) i „Sidła” (1937).
Uczestnik kampanii wrześniowej i więzień oflagów, po wyzwoleniu autor „Kordiana i chama” oddał się przede wszystkim dramatopisarstwu – tak dalece i tak owocnie, że w rozpisanej przez pismo „Teatr” w 1959 roku ogólnopolskiej ankiecie został uznany za najpopularniejszego dramaturga powojennego piętnastolecia. O popularności tej w pierwszej kolejności przesądzili „Niemcy” – wiwisekcja postaw „uczciwych” Niemców w latach nazizmu, oskarżenie moralnej i politycznej bierności społeczeństwa, które tolerowało terror faszystowski. „Przezwyciężenie w dziedzinie formy konwencji realistyczno-psychologicznej nadało sztuce wymiar uniwersalnego moralitetu intelektualnego” – pisał o tym wybitnym dziele Kruczkowskiego Janusz Rohoziński. Jeszcze za życia pisarza rzecz miała 29 realizacji scenicznych w kraju oraz – przetłumaczona na 20 języków – 71 za granicą; w 1981 roku Marta Fik konstatowała, że „nie było do dziś drugiej polskiej sztuki współczesnej wystawianej tak systematycznie, bez oglądania się na mody czy zalecenia chwili”. W prapremierze w Starym Teatrze w Krakowie, przygotowanej w październiku 1949 roku przez Bronisława Dąbrowskiego, Profesora Sonnenbrucha zagrał Tadeusz Białoszczyński, a Petersa – Tadeusz Kondrat, w pokazanej w następnym miesiącu, a reżyserowanej przez Erwina Axera premierze w Teatrze Współczesnym w Warszawie Ruth grała Danuta Szaflarska, a Willego – Jerzy Duszyński; w Teatrze Telewizji cztery kolejne realizacje sztuki przygotowywali Adam Hanuszkiewicz (1961, Sonnenbruchem był Jan Kreczmar, Petersem – Gustaw Holoubek, Willim – Ignacy Gogolewski), Kazimierz Dejmek (1969, Sonnenbruch – Zdzisław Mrożewski, Ruth – Aleksandra Śląska), Jan Świderski (1974, Sonnenbruch – Holoubek, Willi – Andrzej Seweryn), wreszcie Andrzej Łapicki (1981). Wydań książkowych miał u nas ten utwór jeszcze więcej niż „Kordian i cham”. Dwukrotnie – w 1951 roku w NRD i w 1996 roku jako wspólną produkcję polsko-amerykańską – nakręcono na podstawie „Niemców” filmy fabularne.
Wymiar uniwersalnego moralitetu osiągnęły też napisane dekadę później dwie inne znakomite sztuki Kruczkowskiego, niejako wieńczące u schyłku życia jego dorobek dramatopisarski – „Pierwszy dzień wolności” i „Śmierć gubernatora”. Ta pierwsza, za punkt wyjścia biorąca autentyczne zdarzenia z ostatnich dni wojny, których uczestnikiem był uwolniony z oflagu sam Kruczkowski, pokazywała, jak „wolność ukazuje tuż za bramą obozu swą twarz różnorodną, trudną do uchwycenia i przeniknięcia”, pytała, „jak splatają się jednostkowe dążenia do godnego, ludzkiego życia z bezwzględnymi prawami rządzącymi światem” (Zenona Macużanka). Przyjęty z entuzjazmem, „Pierwszy dzień wolności” także doczekał się kilkudziesięciu inscenizacji w kraju (tę prapremierową, która osiągnęła 186 przedstawień, przygotował w grudniu 1959 roku w warszawskim Teatrze Współczesnym znowu Erwin Axer, z Tadeuszem Łomnickim jako Janem i Aleksandrą Śląską jako Ingą) oraz wielu zagranicznych (w tym w Moskwie w legendarnym MChAT w reżyserii Marka Okopińskiego); trzykrotnie realizowano ten dramat w Teatrze Telewizji, w 1964 roku został też, i to znakomicie, zekranizowany przez Aleksandra Forda (z Łomnickim, Beatą Tyszkiewicz, Elżbietą Czyżewską, Tadeuszem Fijewskim, Kazimierzem Rudzkim). O swojej „Śmierci gubernatora” Kruczkowski pisał: „istotnym w mojej sztuce jest spor dwóch poglądów na historię: jako fatalistycznego łańcucha zbrodni i krzywd oraz – jako walki społecznej o coraz bardziej sprawiedliwy świat”; prapremierę sztuki dał w kwietniu 1961 roku w warszawskim Teatrze Polskim Dejmek (Gubernatora grał Mrożewski), cztery lata później spektakl w Teatrze Telewizji wyreżyserował Hanuszkiewicz (grający Gubernatora Jan Kreczmar dostał za swą kreację Nagrodę Komitetu Radia i Telewizji). „Śmierć gubernatora” oparł Kruczkowski na motywach powstałej pod wrażeniem wydarzeń rewolucji 1905 roku znakomitej noweli Leonida Andrejewa „Gubernator” (skądinąd traktując ją polemicznie); i dramat Kruczkowskiego, i nowelę Andrejewa także nie sposób postrzegać dziś jedynie w kategoriach literackich zabytków, czego dowodem może być fakt, iż tę ostatnią, wiążąc to z setną rocznicą rewolucji lutowej, wziął pół roku temu na warsztat, i to ze znakomitym skutkiem, słynny Wielki Teatr Dramatyczny im. Towstonogowa w Petersburgu. Chłonęła w początkach lat sześćdziesiątych dramaty Kruczkowskiego i żyła dyskutowanymi w nich problemami wielomilionowa publiczność literacka, teatralna i telewizyjna całej Polski (nie od rzeczy może będzie tu przypomnieć, że polskie teatry odwiedzało wtedy o połowę więcej widzów niż obecnie, nie wspominając o ówczesnym gigantycznym audytorium Teatru Telewizji). Również ja – podówczas licealista – od opublikowanego przez PIW w 1962 roku, wkrótce po śmierci pisarza, tomu jego dramatów (obok już tu wymienianych weszły doń jeszcze „Odwety”, głośni niegdyś „Juliusz i Ethel” oraz „Odwiedziny”) rozpocząłem kompletowanie własnej, niezależnej już od tej rodzinnej, biblioteki.
Zasłużył się Kruczkowski dla polskiej literatury i teatru wieloma jeszcze innymi działaniami: po wyzwoleniu współorganizował miesięcznik „Twórczość”, był kierownikiem literackim warszawskiego Teatru Polskiego, w latach 1949-1956 piastował godność prezesa Związku Literatów Polskich. Nawet i na przykład polska muzyka ma wobec niego zobowiązania: jest twórcą dialogów do filmu „Młodość Chopina”, stał na czele Komitetu Obchodów Roku Chopinowskiego 1960.

***

1 sierpnia minie 55 lat od dnia śmierci Kruczkowskiego; o godzinie trzynastej u jego grobu w Alei Zasłużonych na Powązkach Wojskowych spotkają się ludzie pióra i ludzie teatru, miłośnicy jego twórczości.
Można oczekiwać, że pojawi się wśród nich i poseł PiS Jarosław Kaczyński; tak bardzo czuły i dbały o wszystko, co dotyczy nieobecnych już wśród nas członków jego rodziny, zapewne nie omieszka oddać hołdu pisarzowi, którego twórczości poświęciła większość swego zawodowego życia matka Lecha i Jarosława – Jadwiga Kaczyńska, autorka fundamentalnej pracy „Leon Kruczkowski. Monografia bibliograficzna”, opublikowanej dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Sztuki przez Ossolineum w roku… 1992 (sic!). Chyba że własnej matki Jarosław Kaczyński zaczyna się wypierać – o czym mogłaby świadczyć rozkręcana właśnie wobec osoby Kruczkowskiego „dekomunizacyjna” akcja oszołomów z IPN…

trybuna.info

Poprzedni

W PRL szanowano sztukę

Następny

Gdy brakuje siana…