Podczas obchodów dnia zwycięstwa w Moskwie najważniejszymi wydarzeniami nie były przemówienie Władimira Putina czy też wojskowa defilada, które relacjonowały niektóre polskie media.
Aby zrozumieć Rosję trzeba podjąć stosunkowo niewielki wysiłek, równy jednak, dla polskich elit intelektualnych i person ze wszystkich stron sceny politycznej, wejściu na szczyty Himalajów. A wystarczy tylko przeczytać i przemyśleć to wszystko co zawarł w swojej książce „Polska chora na Rosję” Bronisław Łagowski i potrudzić się 9 maja, wyszukując kanał rosyjskiej stacji telewizyjnej. Wtedy można było zobaczyć, to co żadne z polskich mediów ani nie pokazało, ani też o tym nie pisało – zresztą „Gazeta Wyborcza” tylko na stronie internetowej odnotowała wydarzenia na Placu Czerwonym, jak zawsze z „życzliwym” komentarzem pt. „Nowalijki defiladowe w śniegu”.
Od kilku lat stało się tradycją, że 9 maja, kilka godzin po wojskowej defiladzie, rusza marsz mieszkańców Moskwy, i innych rosyjskich miast, noszący nazwę „Nieśmiertelny Pułk”. Uczestnicy pochodu niosą portrety swoich bliskich, którzy walczyli i ginęli w czasie II wojny światowej. Inicjatywa takiego właśnie hołdu poległym i ofiarom tamtego okrutnego czasu powstała wśród dziennikarzy Tomska, a po raz pierwszy spontaniczna akcja pamięci miała miejsce właśnie tam w 2012 roku. Później przyłączyły się kolejne miasta, a w 2015 roku „Nieśmiertelny Pułk” pomaszerował w Moskwie.
W tym roku w tej manifestacji uczestniczyło ponad 850 tysięcy osób, co dowodnie przekazała bezpośrednia relacja telewizyjna pokazując z góry niekończący się pochód na centralnych moskiewskich ulicach. W tym marszu pamięci szli Wszyscy: weterani minionej wojny, dzieci i wnuki poległych, starzy i młodzi, i dzieciaki niesione „na barana”, ale mocno dzierżące fotografie tych, którzy tragicznie odeszli. I pomimo tego, że od wojennych dni minęło już ponad 70 lat w rosyjskim narodzie hołd bohaterom równy jest pamięci o przeżytej tragedii. A przecież nikt tym maszerującym, niekończącym się tłumom, jak kiedyś na 1 Maja, niczego nie nakazywał, nie zastraszał. W pierwszym szeregu szedł prezydent FR Włodzimierz Putin niosąc również portret.
Już sam fakt tak wielkiej, corocznej, spontanicznej manifestacji, abstrahując od jej celu – będącej nadzwyczajnym fenomenem w skali światowej – powinien w naturalny sposób wywołać poważne zainteresowanie mediów. Ale nie w Polsce, gdzie z lubością pokazuje się kilkuset osobowe zgromadzenia rosyjskich opozycjonistów, a czołowy publicysta „GW” od spraw rosyjskich Wacław Radziwinowicz gotów jest napisać wszystko co można o Rosji, aby tylko było na nie. Podobnie zresztą jak korespondenci TVP w Moskwie.
W tym dniu nie zabrakło oczywiście pieśni z wojennych lat. Podczas jednego z takich koncertów, transmitowanego przez rosyjską tv, łzy płynęły z oczu nie tylko starych kombatantów, kobiet i dziewcząt, ale także dojrzałych mężczyzn.
Nie będę nikogo wyręczał – ci wszyscy, którzy powinni, niech odrobią kolejną, drugą lekcję zastanawiając się nad związkiem rosyjskiej przeszłości z dniem dzisiejszym.