Czerwiec 2017. Polski Sejm znowu debatuje o „komunizmie”.
Dla rządzącej prawicy najważniejszym problemem IV Rzeczpospolitej są „komunistyczne symbole ”. Pamiątki po Polsce Ludowej. Lewicowa symbolika. Chce je wymazać z pamięci.
Beneficjenci „zbrodniczego systemu”
Czerwiec 2017. Polski Sejm. W ławach sejmowych i rządowych siedzi elita polskiej prawicy. Większość z nich to beneficjenci Polski Ludowej. Dzieci lub wnuki pokolenia „komunistycznego” awansu społecznego. Nie trzeba patrzeć na ich zróżnicowane, plebejskie twarze. Nieprzypadkowo dzisiejsza elita polityczna nazywa się Błaszczyk, Szydło, Duda, Szyszko, Ziobro, Witek, Kukiz, Kopacz, Schetyna, Tusk. Jest co prawda jeden Radziwiłł, ale ożeniony z panną Dąbrowską. A Dąbrowskich jak przysłowiowych psów.
W polskich mediach też roi się od plebejskich nazwisk. Gugała, Kuźniar, Durczok, Gawryluk, Olejnik, Werner, Pochanke, Ziemiec, Drzyzga, Tadla, Kraśko, Semka, Gmyz.
Nawet biskupia hierarchia polskiego kościoła kat. pełna jest nazwisk w II Rzeczpospolitej godnych wiejskich proboszczów. Głódź, Nycz, Dec, Rydzyk. Gdzie im do przedwojennego kardynała Sapiehy?
Zresztą, najwyższy w powojennej hierarchii kościelnej Polak też nosił plebejskie nazwisko Wojtyła. Przed wojną nawet tak zdolny człowiek miałby problem z przebiciem się wśród ówczesnych książąt kościoła.
Z grona prezydentów III i IV RP z plebejskich rodzin pochodzą Lech Wałęsa i Andrzej Duda. Do grona szlachty mogą pretendować Bronisław Komorowski i Wojciech Jaruzelski. Prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński mają podobną genealogie jak pan prezes Jarosław Kaczyński. Ich rodzice to post-szlachecka inteligencja, zwana po Powstaniu Styczniowym „wysadzeni z siodła”. Potomkowie zubożałej szlachty, którzy musieli szukać zarobku w miastach. Tworzyć tam warstwę inteligencką. Charakterystyczną w XIX i XX wieku dla państw i regionów zacofanych gospodarczo.
Rodzice braci Kaczyńskich i Aleksandra Kwaśniewskiego dzięki „komunizmowi” dostali możliwość bezpłatnego studiowania. Karier w inteligenckich zawodach. Ojciec Aleksandra Kwaśniewskiego był wziętym lekarzem w Białogardzie. Matka braci Kaczyńskich pracowała w Instytucie Badań Literackich, ojciec na Politechnice Warszawskiej. Wyjeżdżał też na intratne kontrakty w Libii.
Plują na ojców groby
W II Rzeczpospolitej trudno było ludziom z plebejskich, biednych rodzin zrobić kariery. Trafiało się to zwykle uzdolnionym jednostkom. Pokoleniowy awans udał się „legionistom”, ale dopiero po zamachu majowym Piłsudskiego. Nie doczekali się takiego awansu radykalni narodowcy. Były kariery plebejuszy dzięki ich działalności w PPS i PSL.
Ale nawet wtedy do elitarnego towarzystwa rzadko byli dopuszczani. Echem tych barier jest międzywojenna literatura. „Znachor”, „Granica”, „Trędowata”, także „Kariera Nikodema Dyzmy”.
Wojna ułatwiła awans społeczny w Polsce Ludowej. Arystokrację, ziemiaństwo, burżuazję i inteligencję pochodzenia polskiego mordowali Niemcy i Radzieccy. Burżuazję, drobnomieszczaństwo i inteligencję żydowską wymordowali Niemcy. Burżuazję, drobnomieszczaństwo i chłopów niemieckich mordowali Radzieccy z polską pomocą. Warszawska inteligencja polska została wymordowana w Powstaniu w 1944 roku. Ci , którzy uciekli na emigrację, w większości pozostali tam po zakończeniu wojny.
Dlatego przywieziona z ZSRR „demokracja ludowa”, dzisiaj zwana „komunizmem”, nie znalazła większego społecznego oporu. Pomimo, że przyszła z pogardzanego Związku Radzieckiego. Została, często jako mniejsze zło”, zaakceptowana. Zwłaszcza przez pierwsze pokolenie inteligencji pochodzenia chłopskiego, robotniczego i drobnomieszczańskiego. I nowe elity państwowe rekrutujące się często z przedwojennej inteligencji, żydowskiego pochodzenia też, także z przedwojennego drobnomieszczaństwa.
Jeśli teraz popatrzymy na społeczną genealogię obecnych prawicowych elit , nie tylko politycznych, także medialnych, naukowych, artystycznych, to większość z ich reprezentantów wywodzi się z przedwojennych klas plebejskich. Chłopskich, robotniczych, drobnomieszczańskich.
Pomimo tego teraz wszyscy z nich wypierają się związków z genealogią, z kulturą chłopską i robotniczą. Często też, jak niektóre „resortowe dzieci”, związków z dawnymi „komunistycznymi” elitami. Za to najczęściej szczycą się przeszczepioną przedwojenną szlachetczyzną.
Pomimo śmieszności i sztuczności tych przeszczepów, bo przecież symbolika i kultura szlachecka martwą u nas jest. Godną pasjonackich „grup rekonstrukcyjnych”. Skoro raz w roku można bitwę pod Grunwaldem odtwarzać, to na podobnej zasadzie można zamieniać się w „pana kasztelana” w willi „dworkopodobnej”.
I gdyby zliczyć te wszystkie deklarowane, utracone majątki „pozostawione na kresach wschodnich”, to II Rzeczpospolita musiałaby sięgać aż po Władywostok.
Pomimo swej plebejskiej genealogii, prawicowe elity nienawidzą Polski Ludowej. Redukowanej przez nich do państwa „zbrodniczego komunizmu”. Ciągle walczą z ostatni jego symbolami.
„Komunizm” mentalny
Ale gdyby popatrzeć na obecną działalność elit PiS to można rzec, iż nieudolnie odtwarzają Polskę Ludową. I to czasem tą ze stalinowskiego okresu. Wtedy prawo, czyli sądy miały służyć klasom przodującym, teraz służyć mają „Polakom lepszego sortu”. Wtedy wyrzucano z pracy za niesłuszne pochodzenie i przyjmowano ludzi na zasadzie „nie matura lecz chęć szczera”, teraz jest podobnie. Wtedy Sejm i rząd był fasadą dla władzy autorytarnych jednostek, tak jest i obecnie. Wtedy kupowano spokój społeczny darmowymi wczasami i koloniami dla dzieci, teraz jest program „500+”.
Wtedy też bywało, że milicja znęcała się nad zatrzymanymi, teraz policja jest skuteczniejsza, bo ma paralizatory. Wtedy media dostawały orgazmu na wieść o przyjeździe genseka KPZR, teraz szczytują na wieść o prezydencie USA. Kiedyś dziennik telewizyjny uroczyście ogłaszał przybycie statku z kubańskimi pomarańczami, teraz redaktor Łęski pieje z zachwytu, bo zbliża się statek z gazem skroplonym z USA.
Kiedyś naród budował zaporę Solinę i Hutę Katowice, teraz naród ma budować przekop przez Mierzeję Wiślaną i Centralny Port Lotniczy. Kiedyś pierwszy sekretarz rugał episkopat kościoła kat. i teraz elity PiS rugają biskupów za otwartości na uchodźców.
Zatem po co „dekomunizować” skoro elity PiS małpują „komunę” jak tylko mogą?
Tylko, żeby zamienić ulicę Feliksa Dzierżyńskiego na Lecha Kaczyńskiego?