Nie dorobiliśmy się rodzimego słowa, nazywającego po polsku miliony obywatelek i obywateli szukających pracy poza granicami ojczyzny. Słownik Języka Polskiego PWN zalegalizował określenie „gastarbeiter”, pochodzące z języka niemieckiego. Na Ukrainie, tych, którzy przyjeżdżają pracować w Polsce nazywają заробітчани в Польщі.
W halach wielkich dolnośląskich montowni coraz rzadziej słychać język polski. W jednym z podwrocławskich zakładów pracy 80 proc. załogi stanowią cudzoziemcy. Prawie wyłącznie Ukraińcy. Masowy napływ pracowników z Ukrainy jest wyraźnie widoczny w całej Polsce.
Co najmniej półtora miliona – na tyle szacuje się liczbę przyjezdnych z Ukrainy w ubiegłym roku. Składa się na to ponad milion wiz wydanych obywatelom Ukrainy w roku 2016 oraz prawie ćwierć miliona innych dokumentów, w tym zezwoleń na pobyt czasowy i stały. Pracownicy firm zajmujących się pośrednictwem pracy twierdzą, że do tego należy doliczyć niemałą grupę pracowników z Ukrainy, pracujących w szarej strefie. Oceniają, że liczba pracujących w Polsce Ukraińców przekracza już dwa miliony.
Jak w lustrze
Czas spontanicznych wyjazdów Polaków na Wyspy Brytyjskie mamy już za sobą. Gdy każdego dnia z autobusów z Polski wysypywały się tysiące rodaków, nieznających ani angielskiego, ani tamtejszego rynku pracy. Pechowcy szybko wrócili do Polski, po paru nocach spędzonych na parkowej ławce lub w zatłoczonym pokoiku na przedmieściu Londynu. „Szczęśliwcy” znaleźli pracę, najczęściej na przysłowiowym „zmywaku”. Ale nawet ci „szczęśliwcy” szybko przekonali się, że praca na emigracji, to ciężki kawałek chleba.
Dzisiaj Ukraińcy szukający pracy w Polsce są lustrzanym odbiciem exodusu Polaków na Zachód. Dla wielu przedsiębiorców są po prostu „tanią siłą roboczą”. Pracownikami wyręczającymi Polaków w gorzej płatnych pracach. I wszystkie trudy życia Polaków na emigracji, czy to w czasach PRL-u, czy w ostatnich kilkunastu latach – teraz są ich udziałem. Od oszczędzania na wszystkim począwszy, poprzez marne i przepełnione, wynajmowane mieszkania, a na niedopasowaniu wykonywanych prac do poziomu wykształcenia skończywszy. Pomni na los Polaków, rozsianych i pracujących na całym świecie, pamiętajmy, aby Ci, którzy u nas pracują, nie byli dla nas wyłącznie „tanią siłą roboczą”.
Otwarty rynek pracy
Obecne przepisy sprawiają, że obywatelom Ukrainy, Białorusi, Armenii, Gruzji, Mołdawii i Rosji jest stosunkowo łatwo podjąć legalną pracę w Polsce. Masowy napływ, głównie obywateli Ukrainy, budzi obawy niektórych, czy zagraniczni pracownicy nie będą odbierali miejsc pracy Polakom. Zdaniem pracowników biur zajmujących się pośrednictwem pracy dla cudzoziemców, obecnie nie ma takiego zagrożenia. W niektórych zawodach obserwuje się bowiem olbrzymi deficyt pracowników. Są to praktycznie wszystkie zawody budowlane, kierowcy TIR-ów, jak również na przykład… informatycy. Deficyt spowodowany jest z jednej strony emigracją zarobkową Polaków na Zachód, ale też jest konsekwencją wieloletnich zaniechań w szkolnictwie zawodowym.
Opinia pracodawców jest zgodna. Pracujący w Polsce Ukraińcy z reguły pracują w takich miejscach i w takich zawodach, w których brakuje polskich pracowników. I w wielu wypadkach ważniejszym dla pracodawcy jest znalezienie potrzebnego fachowca, niż zatrudnienie tańszego Ukraińca w miejsce polskiego pracownika.
Jakąś formą zabezpieczenia przed zajmowaniem przez Ukraińców miejsc pracy Polaków jest tak zwany test rynku pracy. Zanim obywatel Ukrainy otrzyma pozwolenie na pracę w Polsce, musi przedstawić dokument wystawiony przez Starostę, potwierdzający, że pracodawca ma kłopot ze znalezieniem polskiego pracownika. Również patrząc na wysokość wynagrodzeń Ukraińców, można ocenić, że rynek pracy zagranicznych pracowników stopniowo normalnieje. Czasy, w których przyjezdni z Ukrainy pracowali „za grosze”, należą do przeszłości. Obecnie średni zarobek mieszkańca Ukrainy przekracza 2000 złotych netto.
5 milionów cudzoziemców
Do obecności zagranicznych pracowników w Polsce, musimy przyzwyczaić się na dobre. Z prognoz Narodowej Rady Ludnościowej wynika, że dla utrzymania obecnego tempa wzrostu polskiej gospodarki, będziemy musieli korzystać w roku 2050 z pracy 5 milionów zagranicznych pracowników. Oznacza to, że co czwarty pracownik w polskiej gospodarce będzie cudzoziemcem. Te dane, to najlepsza odpowiedź ksenofobom i nacjonalistom, krzyczącym na manifestacjach „Polska dla Polaków”.
Napływ znacznej liczby cudzoziemskich pracowników, to również jedno z ważniejszych wyzwań dla polskiej socjaldemokracji. Jakaś część z milionów gastarbeiterów powróci do swoich ojczyzn, część zdecyduje się na osiedlenie w Polsce na stałe. Dokładnie tak samo jak Polacy, którzy wybrali Wielką Brytanię jako swoją drugą ojczyznę. Zadaniem lewicy jest dopilnowanie, aby czasowo pracujący u nas cudzoziemcy lub osiedleni na stałe, nie spotykali się z żadnymi przejawami dyskryminacji. W pracy muszą być pełnoprawnymi pracownikami, mającymi te same prawa i obowiązki co polscy pracownicy. Takie same wynagrodzenia na tych samych stanowiskach. A po pracy muszą czuć się bezpiecznie w naszym kraju. Jak twierdzą pracownicy biur pośrednictwa pracy dla zagranicznych pracowników, na szczęście nie zauważa się przejawów dyskryminacji Ukraińców ze względna narodowość lub religię. Potwierdzają to badania Domu Badawczego Maison, przeprowadzone w styczniu 2016 roku. Wynika z nich, że 52 proc. Polaków pozytywne ocenia przyznawanie prawa stałego pobytu Ukraińcom przebywającym w Polsce.
Szara strefa
Brak agresji ze strony nacjonalistów nie oznacza idylli. Niestety, niemała część z ponad milionowej rzeszy zagranicznych pracowników pracuje w Polsce nielegalnie. I tam najczęściej dochodzi do wyzysku, wydłużania czasu pracy i pracy w nieodpowiednich warunkach. Tam też możemy się spotkać z przypadkami niewypłacania przez pracodawców wynagrodzenia za pracę lub wypłacanie zaniżonych wynagrodzeń. Jeśli więc obawiamy się o „psucie” rynku pracy przez pracowników zagranicznych, to walka z szarą strefą i pracą „na czarno” jest jak najbardziej uzasadniona. A Państwowa Inspekcja Pracy powinna być lepiej przygotowana do kontrolowania prawidłowości zatrudniania zagranicznych pracowników w Polsce. I chodzi tu nie tylko o tropienie pracujących „na czarno”. W zakładzie pracy, w którym połowa pracowników mówi po ukraińsku, konieczne są również takie „drobiazgi” jak regulaminy i instrukcje przetłumaczone na język ukraiński.
Pracy na czarno sprzyja dotychczasowy system uzyskiwania polskich wiz przez Ukraińców. Podstawą do wydania wizy jest najczęściej oświadczenie przyszłego pracodawcy o zamiarze zatrudnienia obywatela Ukrainy. Jednakże po uzyskaniu wizy, nikt nie kontroluje, czy przyjeżdżający do Polski faktycznie podejmuje pracę u pracodawcy, który wystawił oświadczenie. Jak można się domyślać, doprowadziło to do powstawania w Polsce firm, których jedyną „działalnością gospodarczą” jest odpłatne wystawianie oświadczeń, umożliwiających uzyskanie polskiej wizy.
Z kolei na Ukrainie działają firmy (bardziej adekwatnym określeniem byłoby słowo „mafia”), które pobierając odpowiedni haracz, pomagają w uzyskaniu polskiej wizy bez oczekiwania w długiej kolejce.
Bez wiz i oświadczeń
Wiele może zmienić zniesienie wiz przez Unię Europejską dla obywateli Ukrainy. Porozumienie jest już w zasadzie gotowe, ale UE zwleka z podaniem terminu wejścia w życie umowy. Mówi się o kwietniu 2017 roku, ale niekoniecznie jest to termin ostateczny. Niemcy, Francja i Belgia na razie mają dość kłopotów z imigrantami z Bliskiego Wschodu i starają się pod byle pretekstem blokować zniesienie wiz dla Ukraińców.
Brak wiz pozbawi dochodów tych, którzy w Kijowie i innych miastach żyją z handlu miejscami w kolejkach przed konsulatami. Ilu Ukraińców przyjedzie bez wiz do Polski, a ilu pojedzie „za chlebem” dalej na zachód – to się dopiero okaże.
Również Polska ma wprowadzić zmiany w zasadach podejmowania pracy przez Ukraińców. Najważniejsza, to zniesienie oświadczeń i zastąpienie ich pozwoleniami na pracę. Spodziewano się, że nowe przepisy zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2017 roku. Jednakże rządowi Prawa i Sprawiedliwości, uwikłanemu w całą masę „wojen” na wielu frontach, najwyraźniej brakuje czasu dla przygotowania nowych regulacji.
Koniecznych zmian w polskim prawie jest cała masa. Właścicielom firm transportowych brakuje kierowców, a przepisy dotyczące dokumentów, które musi przedstawić obcokrajowiec zamierzający pracować jako kierowca, są zagmatwane i wzajemnie sprzeczne. Pracujący legalnie w Polsce Ukraińcy płacą do ZUS-u składki emerytalne. Brakuje regulacji określających, jak wpłynie to na ich przyszłą emeryturę. Przykłady można mnożyć.
Polsce pilnie potrzebna jest spójna i długofalowa polityka imigracyjna, w odniesieniu do mieszkających i pracujących w Polsce cudzoziemców. Zaś ostatnie ataki nacjonalistycznych chuliganów, przede wszystkim na imigrantów z krajów arabskich, alarmują, że jeszcze pilniejszym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim przebywającym i pracującym w Polsce cudzoziemcom. Niezależnie od tego, skąd pochodzą: z Bangladeszu, Algierii, Pakistanu, Tunezji, czy Ukrainy.