Zbliża się koniec roku, a wraz z nim zmiany w ustawie o handlu w niedziele. Od stycznia 2020 r. sklepy wielkopowierzchniowe będą zamknięte w prawie wszystkie niedziele. Rząd zgodnie z planem zaostrza źle przygotowaną ustawę, szkodliwą tak dla pracowników, jak i konsumentów.
Przede wszystkim nie mamy do czynienia z zakazem handlu w niedziele, a jedynie zamknięciem sieci handlowych i handlu wielkopowierzchniowego. Ustawa ma mnóstwo wyjątków i zgodnie z prawem w niedziele otwarte są tysiące placówek handlowych.Wolne od zakazu pozostaną między innymi placówki handlowe, których przeważająca działalność polega na sprzedaży pamiątek lub dewocjonaliów, sklepy na stacjach paliw płynnych, placówki handlowe, których przeważająca działalność polega na sprzedaży prasy, biletów komunikacji miejskiej, wyrobów tytoniowych, kuponów gier losowych i zakładów wzajemnych, placówki handlowe w zakładach prowadzących działalność w zakresie kultury, sportu, oświaty, turystyki i wypoczynku, placówki handlowe na dworcach w zakresie związanym z bezpośrednią obsługą podróżnych, sklepy internetowe, sklepy prowadzone przez przedsiębiorcę będącego osobą fizyczną, wyłącznie osobiście i we własnym imieniu, piekarnie, cukiernie, lodziarnie.
Ustawodawca nie przedstawił argumentów, dlaczego w niedzielę można do woli handlować ciastkami, dewocjonaliami i prasą, a są ograniczenia w sprzedaży sera i pietruszki. Nie jest też jasne, jakie towary podlegają pod „zakres związany z obsługą podróżnych”. Czy np. w lecie na dworcu będzie można kupić krem przeciwsłoneczny, a w zimie już nie, bo wtedy w asortymencie zjawią się rękawiczki? Brak precyzji rodzi samowolę interpretacyjną. Ponadto trudno pojąć, dlaczego pracownik hipermarketu bardziej potrzebuje wolnej niedzieli niż pracownik sklepu z prasą.
W małych najgorzej
Najszersze wyłączenie z ustawy obejmuje sklepy prowadzone przez przedsiębiorcę, który działa osobiście i we własnym imieniu. Jednym z celów ustawy było przeniesienie siły roboczej z hipermarketów i galerii handlowych do małych sklepów, w których ekspedientki są zarazem właścicielkami sklepów. Tyle, że to w najmniejszych sklepach płace są najniższe, a czas pracy najdłuższy. Nie ma w nich związków zawodowych, a prawa pracownicze są łamane najczęściej. Trudno pojąć, jak coś takiego mógł poprzeć związek zawodowy Solidarność. Również dla klientów zakupy w małych sklepach są mało korzystne, gdyż są w nich najwyższe ceny, a jakość towarów pozostawia często sporo do życzenia.
Zakaz handlu w niedziele w dużych placówkach handlowych sprawił też, że ich pracownicy dłużej i ciężej pracują w piątki i soboty, nie otrzymując za pracę dodatkowego wynagrodzenia. Nie skrócono też limitów czasu pracy, a dane Państwowej Inspekcji Pracy pokazują, że najdłużej pracują właśnie pracownicy drobnego handlu.
Uniwersalne rozwiązanie
Obowiązujące przepisy są więc niejasne, niekonsekwentne i szkodliwe. Stąd jako Związkowa Alternatywa domagamy się pilnej nowelizacji ustawy. Uważamy, że znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zasady, zgodnie z którą za pracę w niedziele i święta pracownicy musieliby otrzymywać 2,5 razy wyższe wynagrodzenie. Placówki, które nie chciałyby więcej płacić, byłyby zamknięte. Wyższe wynagrodzenie za pracę w niedziele i święta byłoby rekompensatą za utratę dnia wolnego, a zarazem bodźcem na rzecz podniesienia płac w całej gospodarce. Dla wielu pracowników byłby to znaczący wzrost wynagrodzeń, a praca w niedziele dawałaby możliwość wypracowania godnych zarobków w krótszym czasie niż dotychczas. Nowe rozwiązania dotyczyłyby między innymi handlu, gastronomii, ochrony energetyki, policji, wojska, służby zdrowia czy transportu, tak umów etatowych, jak i umów cywilno-prawnych.