Rosjanie znów igrają z ogniem… „Trzy metry od Amerykanów. Niebezpieczna prowokacja Su-27” – alarmowały portale i programy informacyjne. Z powodu?
Z powodu, że rosyjski myśliwiec wykonywał „niebezpieczne i nieprofesjonalne” manewry wokół patrolującego nad Morzem Czarnym samolotu rozpoznawczego marynarki wojennej USA – poinformowali w środę dwaj cytowani przez Reutera przedstawiciele Pentagonu. Według nich w trakcie trwającego około 19 minut incydentu myśliwiec Su-27 zbliżał się do samolotu P-8 na odległość do 10 stóp (trzech metrów).
– Patrolują oni przez 12 godzin i dochodzi wtedy do wielu interakcji. Ale tylko jeden z incydentów został określony przez pilota jako niebezpieczny – powiedział inny przedstawiciel władz USA, który nie ma uprawnień do publicznego występowania. Dodał, że władze rozmawiają obecnie z pilotem i analizują całe wydarzenie w celu ustalenia, czy powinno ono być omawiane na corocznym oficjalnym spotkaniu USA-Rosja w sprawie poważniejszych incydentów z udziałem lotnictwa wojskowego.
W odpowiedzi rzecznik rosyjskiego ministerstwa obrony oświadczył, że rosyjscy piloci działali ściśle według międzynarodowych zasad wykonywania lotów i że samoloty P-8 próbowały dwukrotnie zbliżyć się do granicy Rosji nad Morzem Czarnym bez włączonych transponderów, czyli bez sygnałów identyfikacyjnych. Trzeba trafu, że działo się to podczas, gdy pod samolotem, na ziemi, trwały rosyjskie manewry Kaukaz 2016. P-8 Poseidon to przeznaczona do zadań rozpoznania morskiego i zwalczania okrętów podwodnych wojskowa modyfikacja samolotu pasażerskiego Boeing 737. Zbliżył się do wybrzeży Krymu, by obserwować działanie rosyjskich urządzeń elektronicznych – jak to samolot szpiegowski. Gdy pojawiły się w SU-27, Amerykanie odlecieli. No, to kto winien? Jasne, że Rosjanie.