Zabawna jest ta aferka zegarkowa z Twittera, gdzie się bidaki albo średniaki kłócą o to, czy zegarek za 1,4 mln powinien być opodatkowany od luksusu.
Miałem nie komentować, bo o dystynktywnej funkcji zegarków (i generalnie biżuterii oraz innych niekoniecznie rzucających się w oczy elementach stroju) pisałem już parę lat temu. Ale w sumie jest to zabawne o tyle, że rzuciła się do obrony milionerów zgraja biedaków-cebulaków.
Więc chciałbym coś uświadomić im. Po pierwsze milionerzy nie potrzebują waszej obrony. Poradzą sobie sami bez zgrai „obdartusów” biegających za nimi i szukających u nich atencji. Po drugie, jeśli byłoby was czy innego „bylekogo” stać za zegarek firmy Patek za 1,4 miliona, to dla milionera byłby problem, bo wobec tego musiałby kupić dajmy na to Patek Philippe Grandmaster Chime za 120 mln zł. Dla nich więc to byłby większy problem, że jakieś średniaki z Polski chodzą w „ich” zegarkach, niż jakieś „groszowe” podatki od luksusu.
Kiedy wreszcie średniaki zrozumieją, że większość naprawdę bogatych nimi gardzi tak jak oni gardzą „klasą ludową”. Dla nich taki średniak, który sobie fantazjuje o Patku za 1,4 mln to jest niemal żebrak. Takiego na salony się nie wpuszcza.
Poza tym, w obecnym świecie, gdzie mamy tak ogromną kumulację bogactwa w rękach nielicznych, nie jakiś śmieszny podatek jest istotą problemu, ale że w ogóle ktoś ma tyle, że jedynym jego zmartwieniem jest to, żeby sobie kupić odpowiednio drogi zegarek, aby móc jakoś się wyróżnić od biedaków. Sama koncentracja bogactwa jest problemem, a podatki tego rodzaju to jest nieistotny plasterek na ropiejącą ranę. Jest problemem ekonomicznym, politycznym oraz ekologicznym. Nie ma, przynajmniej w moim przypadku, w ogóle związku z „zazdrością”, bo ja nie mam takich ambicji. To jest raczej prymitywny sposób myślenia i pociąga prymitywnych ludzi. Zazwyczaj mało ciekawych.
wolnelewo.pl