Aktywista Obywateli Solidarnie w Akcji został pobity i okradziony w nocy pod budynkiem Sejmu. Stale obecna w tej okolicy policja dokładnie w tym momencie zniknęła, twierdzą działacze opozycyjni.
Od ponad roku u zbiegu ulic Wiejskiej i Matejki, przed Sejmem, stoi „miasteczko wolności” zbudowane przez Obywateli Solidarnie w Akcji. Tam o przestrzeganie konstytucji upomina się m.in. lider organizacji Maciej Bajkowski. Był on również współorganizatorem smoleńskich kontrmiesięcznic i szeregu innych protestów przeciwko działaniom aktualnej władzy. Zwykle, niezależnie od pory dnia, w pobliżu miejsca, gdzie protestuje, znajdują się funkcjonariusze policji i radiowóz. Zwłaszcza teraz, gdy pod Sejmem regularnie odbywają się protesty solidarnościowe z poparciem dla rodziców osób niepełnosprawnych strajkujących wewnątrz budynku. Jednak w nocy z niedzieli na poniedziałek nikt nie pomógł aktywiście, gdy przed godziną trzecią napadł na niego nieustalony dotąd sprawca. Maciej Bajkowski został zaatakowany we śnie.
– Poczułem szarpnięcie. Podniosłem głowę, dostałem w zęby. Poderwałem się. Napastnik uciekał, wybiegłem za nim przed namiot, krzycząc głośno: policja, napad, łapać złodzieja. Rozejrzałem się, pusto, żadnego radiowozu – relacjonuje mężczyzna w filmie opublikowanym na Facebooku przez współprzewodniczącego Zielonych Marka Kossakowskiego.
Napastnicy ukradli demokratycznemu aktywiście saszetkę z pieniędzmi, przywłaszczając sobie ponad pięć tysięcy złotych i 500 euro, które zostały zebrane na wsparcie dalszych protestów. Wskutek uderzenia pięścią w twarz Bajkowski stracił dwa zęby. Policja pojawiła się na miejscu zdarzenia i przystąpiła do jakichkolwiek czynności dopiero po kilkunastu minutach, kiedy lider OSA zdążył już sfotografować miejsce napadu i umieścić w internecie swoje zdjęcie po napadzie.
Tymczasem radiowozy i umundurowani funkcjonariusze znowu po staremu są pod Sejmem. A policja przekonuje, że patrol był tam również w momencie, gdy miał miejsce atak na miasteczku OSA. Pokrzywdzony zaś… postąpił niewłaściwie, bo zamiast szybko dzwonić na numer alarmowy, „na spokojnie” podszedł do funkcjonariusza