8 listopada 2024

loader

Ale za to niedziela

Zdaję sobie sprawę, że temat wolnych niedziel budzi w ludziach ambiwalentne uczucia. Z jednej strony ludzie mają prawo do wypoczynku i wolnych dni, z drugiej nikt nikogo nie zmusza do pracy. Z jednej strony mogliby mieć wolne, z drugiej zakupy w niedziele robi się wygodnie.

Postulat nr. 22

To był 21 „postulat gdański”: Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy…
Nie minęło nawet 30 lat i „Solidarność” ogłosiła postulat numer 22: „Niedziela ma być dla Boga i rodziny”. Hasło to powtarzane jest przy każdej okazji niczym „apel smoleński”. Obecne było stale w mijającym sezonie pielgrzymkowym. O „Wolne niedziele” ludzie pracy upominali się tak często, tak gorąco i tak zdecydowanie, jak wtedy o „wolne soboty”, „kartki na mięso i jego przetwory” (postulat numer 13), albo o skrócenie czasu oczekiwania na mieszkanie (postulat numer 19). Wtedy robotnicy zmienili najpierw władzę, a potem ustrój i reszta poszła jak z płatka. Co prawda na mięso dalej kartki są potrzebne, ale już nie takie, jak wtedy. Teraz muszą mieć tylko odpowiednie nominały: – 10, 20, 50, 100, albo, od biedy (bo są kłopoty z resztą) 200 złotych. Nawet mieszkania są od ręki – wystarczy mieć najpierw pracę, potem zdolność kredytową, wziąć kredyt na 40 lat i można się wprowadzać… Udało się kiedyś, uda się i teraz! Podczas Ogólnopolskiej Pielgrzymki Ludzi Pracy na Jasną Górę, przemawiając pośród purpuratów obecny przywódca „Solidarności” Piotr Duda mówił:
– Każdy ma swoje intencje, ale nasza wspólna intencja to dbałość i modlitwa za ludzi pracy w naszym kraju, o podmiotowość pracownika, o to, o co w ostatnich latach przyjeżdżaliśmy tu i modliliśmy się. To, co było tak trudno wyegzekwować z poprzednim rządem, o to, aby nie było umów śmieciowych, o to, aby nie był podwyższany wiek emerytalny. Dzisiaj nasze spotkanie ma inny wymiar. Prowadzimy dialog społeczny z rządem, który stara się rozumieć bardzo ważne sprawy pracownicze. Mamy prezydenta, który widzi także podmiotowość i godność ludzkiej pracy. […] Złożyliśmy w Parlamencie wniosek obywatelski, pod którym podpisało się pół miliona obywateli, ale my zbieramy dalej, tak długo, aż tę ustawę podpisze pan prezydent Andrzej Duda – powiedział Piotr Duda. No więc – głowa do góry. Uda się! Będą „wolne dni dla Boga i ojczyzny”…

(red.)

W całej tej sprawie jest taka ilość zakłamań i niedomówień, że warto spróbować trochę to rozwikłać. Podejmuje się tego, nie, dlatego że skończyły mi się tematy polityczne, ale dlatego że od 15 lat zawodowo jestem związany z handlem sieciowym i wiem o nim sporo więcej niż jakikolwiek dziennikarz chcący zająć się tematem z doskoku.

Kłamstwo pierwsze. Wolna niedziela jest potrzebna żeby ludzie odpoczęli po tygodniu pracy.
Poza sytuacjami patologicznymi, jakimś jednostkowym wyzyskiem lub desperacją wynikającą z braku środków na życie nikt w handlu nie pracuje 7 dni w tygodniu. We wszystkich firmach sieciowych, ze względu na kontrole PIP (Państwowa Inspekcja Pracy) pilnuje się czterdziestogodzinnego tygodnia lub 168 godzinnego miesiąca pracy (dla 21 dni roboczych w miesiącu).
Jeśli ktoś ma pracę w handlu w niedzielę, to z całą pewnością ma wolny inny dzień w tygodniu. Nie spotkałem się z problemem dyżurów niedzielnych. Zawsze ktoś potrzebuje załatwić coś w urzędzie w tygodniu, często studenci dzienni zainteresowani są tylko niedzielą i sobotą, czasem ktoś bierze trzy dni weekendowe, by mieć długi weekend w następnym tygodniu.
Cały problem z niedzielami bierze się z napuszczenia dyspozycyjnych związków przez Kościół Katolicki, który wierzy (zamiast w Boga) w to, że przymusowa wolna niedziela napędzi ludzi do pustoszejących kościołów.

Kłamstwo drugie. Wolna niedziela należy się ludziom pracującym w handlu.
Skąd pomysł, że należy się tym z handlu, a nie należy się tym z usług? To kompletna aberracja. Ustawowo pod karą więzienia zadbamy o sprzedawców sklepów, a kompletnie zlekceważymy tych samych sprzedawców pracujących na stacjach benzynowych, bileterów, konduktorów i wreszcie, co najzabawniejsze kontrolerów PIP, którzy teraz w niedzielę będą sprawdzać przestrzeganie zakazu handlu.

Kłamstwo trzecie. W Niemczech, na Węgrzech też obowiązują przepisy o zakazie handlu i wszyscy są zadowoleni.
To dwa osobne kłamstwa. Na Węgrzech po nieudanym eksperymencie handel w niedzielę wraca do sklepów. Podstawowym kryterium jest wpływ na gospodarkę, ale o tym za chwilę. Węgrzy nie mają problemu z żarłocznym roszczeniowym Kościołem, więc wycofanie się z błędnej decyzji było proste.
Co do gospodarki niemieckiej. Gdybyśmy szli drogą rozwoju i gonienia Europy zamiast wstawać z kolan i gonić Rosję, doczekalibyśmy czasów, w których dobrobyt i bogactwo Kraju pozwala na kontrolowane lenistwo. Niemców zwyczajnie jest stać na dzień wolny, a wpływ braku niedzielnych obrotów handlowych mieści się w ogólnym bilansie. Bo kto bogatemu zabroni.
Nas zwyczajnie nie stać na rezygnację z wpływów z niedzielnego handlu.
Nie podejmę się policzyć tego w skali makro, to nie moja liga, ale takie wyliczenia są dostępne. Pokażę tylko, jaki to ma wpływ na konkretne podmioty.
Galeria, jako wynajmujący otrzymuje z reguły prowizję od obrotu w sklepach, które w niej są. Handel weekendowy jest nasza polską tradycją, wynikająca z traktowania wizyty w Galerii jako formy spędzania czasu wolnego z rodziną. Na niedzielę przypada znacznie większy procent obrotów niż tylko wynikający z podziału 100 proc. obrotów na 7 dni w tygodniu. To często 20 proc. obrotu całego tygodnia. Cześć tych obrotów przejdzie na inne dni tygodnia, głównie sobotę, część przepadnie bezpowrotnie. Dla Galerii oznacza to mniejsze wpływy przy tych samych kosztach. Zamknięcie sklepów w niedziele nie spowoduje zmniejszenia czynszów, bo po pierwsze koszty stałe pozostaną na tym samym poziomie (galerie trzeba ogrzać, pilnować, chronić tak samo), a po drugie zmniejszenie czynszów pogarszałoby założenia dotyczące dochodowości, będące podstawą do kredytowania przedsięwzięcia (większość galerii jest u nas budowana na kredyt, którego podstawą jest wyliczony przyszły zysk z najmu)
Najemca, czyli właściciel sklepu. Nie może liczyć na zmniejszenie czynszu, za to z całą pewnością spadną mu obroty o ca 20 proc. Nie trzeba ekonomisty żeby stwierdzić, że może być kłopot ze zbilansowaniem tej straty.
Kupujący. Poza zwyczajnym utrudnieniem, jakim jest zamknięty sklep może stanąć przed faktem, że zmniejszenie obrotów przy tych samych kosztach niesie ryzyko zwiększenia marży. Przecież brak obrotów najprościej jest zrekompensować podnosząc zysk jednostkowy. Przy dużej konkurencji to może być niezauważalne, przy braku wyboru, zadzieje się na pewno.

Kłamstwo czwarte. Wolne niedziele będą miały minimalny wpływ na rynek pracy.
Ostatnie największe kłamstwo zostawiłem sobie na koniec. Niezależnie – czy żyjecie w wielkim mieście, czy w małym miasteczku w zasięgu ręki macie jakąś Galerię Handlową (nie dotyczy Otwocka).
Mała galeria handlowa to 12 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni. 40–50 Sklepów, 3–5 sklepów wielkopowierzchniowych. Zacznijmy od najmniejszych butików. Takich 12–15 – metrowych z przyprawami, bielizną, koralikami, napełnianiem zapalniczek.
W Galerii działającej 7 dni w tygodniu od 10 do 21 oznacza to co najmniej 12 godzinny dzień pracy (otwarcie, zamknięcie kasy, sprzątanie i 11 godzin handlu). To daje 12x 30 dni =360 godzin. Dwa pełne etaty po 168 godzin plus kilka nadgodzin, które pracownicy chętnie biorą, lub podczas których stoi za ladą właściciel.
Jeśli odpadną 4 niedziele po 12 godzin, ucieka 48 godzin miesięcznie. Nawet w najmniejszym butiku przestają być potrzebne dwa etaty. Właściciel zwolni jedną osobę lub zmieni etat na pół etatu.
To w najmniejszym butiku. Przy sklepach 40 metrowych potrzeba na jednej zmianie co najmniej dwóch pracowników, a w sklepach 100-metrowych trzech i więcej. W dużym sklepie spożywczym na zmianie może być kilkanaście osób. W skali małej galerii pracę starci według moich szacunków kilkadziesiąt osób. W dużej, takiej o powierzchni 120 tysięcy metrów pewnie kilkadziesiąt. W skali kraju zakaz handlu w niedzielę spowoduje zwolnienie około 100 tysięcy osób. Związek zawodowy w imię racji strony kościelnej zafunduje wolne niedziele oraz resztę tygodnia ogromnej armii ludzi, z reguły będących na dorobku, dorabiającym na szkołę, słabiej wykształconym.

Oczywiście powyższe wyliczenie nie uwzględnia wpływu spadku obrotów na zatrudnienie w firmach produkujących towary handlowe, dystrybutorów, firm magazynowych, logistycznych, transportowych.
Taka jest miara kolejnego sukcesu dobrej zmiany. Dobra wiadomość jest taka, że pewnie da się to zwalić na Tuska; zła jest taka, że nawet, jeśli ci udzie pójdą do kościoła w niedzielę, to mogą nie mieć na tacę.

trybuna.info

Poprzedni

Ma w Azji o co walczyć

Następny

Doping terapeutyczny