Jak podaje portal Money.pl, spółka PKP Intercity nie sfinansuje zakupu taboru przystosowanego do potrzeb wojska. Za militarne wagony zapłaci Ministerstwo Obrony Narodowej.
Ten pomysł wywołał salwy śmiechu w mediach społecznościowych. „Będą pociągi pod specjalnym nadzorem, jak w Korei”, „Czy NASA zapewni nam wahadłowiec” – można było przeczytać po ogłoszeniu wiadomości, że PKP Intercity przymierza się do nabycia wagonów kolejowych, z których korzystać będzie wojsko. Projekt brzmi zarazem groźnie i komicznie. Tabor miał spełniać wszelkie potrzeby nowoczesnej armii: oprócz szafek na broń, pokoju narad z wielkimi monitorami w kompleksie miała się znajdować kuchnia do pichcenia grochówki, oraz podwójna liczba toalet, zapewne dla konsumentów owej zupy. Wagony byłyby przystosowane do torowisk w kilkunastu europejskich krajach. Pytanie – po co? Czyżby pisowska elita polityczna przygotowywała się do inwazji na któreś państwo? A może do ucieczki?
W rozmowie z Money.pl, do sprawy odniósł się szef grupy PKP Intercity, Krzysztof Mamiński. – PKP Intercity nie będzie za te wagony płacić. Zakup – o ile do niego dojdzie – będzie finansowany ze środków budżetowych – powiedział, zaznaczając, że spółka już teraz ma problem z zapewnieniem taboru do bieżących przewozów, zwłaszcza w okresie wakacyjnym, tak więc z całą pewnością nie będzie finansować potrzeb wojska, skoro niezaspokojone są potrzeby pasażerów. – Dlatego pytanie do producentów taboru o wagony na potrzeby armii nie powinno budzić aż takich emocji. Podejrzewam, że te emocje biorą się z tego, że postępowanie prowadzi PKP Intercity. Gdyby prowadził je MON, to pewnie nikt nie zwróciłby na nie uwagi. Nie dopatrywałbym się tu żadnych sensacji – uspokoił Mamiński.
Podczas bieżącego sezonu wakacyjnego Intercity było zmuszone podnająć wagony od Kolei Czeskich. Koszt? Prawie 5 mln zł. Podobne manewry były wykonywane w poprzednich latach.