20 września 2024

loader

Armia w chaosie

„Za rządów Antoniego Macierewicza polską armię czeka tylko chaos” – z europosłem, byłym wiceministrem obrony narodowej Januszem Zemkem rozmawia Krzysztof Karolczak.

Krzysztof Karolczak: Panie pośle, wątpliwości budzą decyzje związane z planami modernizacji uzbrojenia, która siłą rzeczy związana jest z zakupami nowego sprzętu, m.in. rezygnacja z już ustalonego zakupu śmigłowców Caracal, deklarowanie zakupu tysięcy dronów, zakup (a nawet rozpoczęcia produkcji) czołgów i samolotów nowej generacji, bezrefleksyjna wiara w sojusz z USA kosztem konfliktowania się z innymi państwami – członkami NATO. Skrajna rusofobia jako motor działań. Do tego dochodzi skandaliczna polityka personalna, a więc pozbawianie polskiej armii zarówno „głowy”, jak i narzędzi. Czy mógłbym prosić o komentarz do tak zarysowanej oceny?

Janusz Zemke: Ponieważ pytanie dotyczy nie tylko stanu polskiej armii, ale jej kondycji w wyniku działań ministra Antoniego Macierewicza, zacznę od kilku uwag na jego temat. Otóż, po pierwsze, Antoni Macierewicz zanegował całą dotychczasową politykę resortu, realizowaną po 1990 r. przez kolejnych jego poprzedników, i to niezależnie od opcji politycznej, jaką reprezentowali (oczywiście wyłączając ministrów rządu Jana Olszewskiego: Jana Parysa i Romualda Szeremietiewa). Symbolem zerwania kontynuacji było usunięcie zdjęć ministrów obrony narodowej (dobrym zwyczajem jest umieszczanie takiej galerii portretów we wszystkich instytucjach państwowych) czy odebranie sali w MON imienia ministra Jerzego Szmajdzińskiego. Po drugie, przyjęcie zasady odpowiedzialności zbiorowej i zamiar odebrania nabytych uprawnień żołnierzom, a nawet prowadzenie celowej polityki dyskredytacji czy nawet poniżania, służącym w wojsku przed 1989 r., likwidacja Akademii Obrony Narodowej, odwołanie członków komisji badającej katastrofę smoleńską i rozesłanie ich do zielonych garnizonów. I wreszcie, po trzecie, złamanie reguł, dotyczących cywilnej kontroli nad armią, próby (konsekwentne i udane) uwikłania wojska w bieżącą politykę, podporządkowanie funkcjonowania armii ideologii jednej, rządzącej partii. Te ostatnie działania wyraźnie widać w zmianie priorytetów przy kreowaniu wzorców ideowych i wychowania młodych pokoleń: odwołując się do przeszłości to już nie żołnierze ruchu oporu podczas II wojny światowej, Armii Krajowej, przy pomijaniu największej formacji partyzanckiej, czyli Batalionów Chłopskich, nie wspominając rzecz jasna o Gwardii/Armii Ludowej, ale tzw. żołnierze wyklęci. To ich się gloryfikuje. Jednocześnie – i tu ma pan rację – polityka ministra jest nacechowana antyrosyjskością, wyolbrzymianiem zagrożeń ze strony Rosji, przy czym traktowanie tego w kategoriach instrumentalnych dla realizacji interesów wewnętrznych władzy, jak i zupełnie partykularnych interesów MON (wymuszanie coraz większego budżetu).

Zatrzymajmy się przy zagrożeniu ze strony Rosji. Czy jest realne i oczywiście, czy jesteśmy na nie przygotowani?

Krótko: nie wydaje się, żeby Polsce miał grozić, przynajmniej w jakimś wyobrażalnym horyzoncie czasowym, atak ze strony Federacji Rosyjskiej. Ale armia rosyjska nie jest już tą samą, jaką była jeszcze 15-20 lat temu. Przeszła głęboką modernizację, przebudowano kadrę oficerską, nie jest już armią z powszechnego naboru, ale w większości zawodową. Unowocześniono sprzęt, wprowadzono do produkcji i już nie na etapie prototypów, ale masowej, nowe generacje samolotów, rakiet, czołgów. No i stała się skutecznie mobilna – jej jednostki w krótkim czasie mogą być mobilizowane, przerzucane na całym terytorium kraju, co wyśmienicie pokazują kolejne manewry i ćwiczenia, w których biorą udział oddziały z garnizonów położonych setki czy nawet tysiące kilometrów od miejsca ich odbywania.

Jak na tym tle jawi się polska armia?

Niestety, w mojej ocenie źle. Jedyne, co jest pewne w czasach rządzenia polskim wojskiem przez Antoniego Macierewicza, to chaos. Przede wszystkim jeśli chodzi o modernizację sprzętu poprzez zakupy. Nie ma jasnej, strategicznie zarysowanej koncepcji, co powinno być kupione i to wprowadza ów chaos. Na przykład mowa jest o kolejnych zakupach samolotów bojowych, ale raz jest mowa o kolejnych F-16 i to prawdopodobnie od Izraela, który sam ostatnio kupił od Amerykanów F-35, więc chce pozbyć się jak najszybciej i najkorzystniej „złomu”, a drugi raz o zakupie właśnie F-35! A to jest tak, jakby zastanawiać się nad tym, czy kupujemy starego volkswagena golfa, czy nowoczesne lamborghini! Trzeba przy tym pamiętać, że MON dysponuje na zakupy niebagatelną sumą 10 mld złotych w skali roku, ale nie wykorzystuje ich do zakupów, ale wydaje na przedpłaty! Przykład? Armatohaubica „Krab”, która ma dopiero być wyprodukowana w zakładach w Stalowej Woli. W skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej wchodzą 33 przedsiębiorstwa, które jednak nie są pewne swojej przyszłości, bo gros środków przeznaczonych na modernizację uzbrojenia trafia do zagranicznych producentów podzespołów, które w Polsce są tylko montowane w wyrób finalny.

Przy zakupie nowych typów uzbrojenia powinno się myśleć o zakupie technologii. A tej – zdaje się – nasi kontrahenci nie są skłonni nam przekazywać.

Nie jest tak źle. Izrael przekazał razem z licencją na produkcję przeciwpancernego pocisku rakietowego „Spike” również jego technologię. Z kolei Finowie sprzedali technologię swojej „Patrii”, dzięki której możemy produkować KTO „Rosomak”.

Ale już Amerykanie nie chcą się podzielić swoimi technologiami.

Tak. Amerykanie chcą tylko sprzedawać gotowy produkt, pilnie strzegąc technologii.

Proszę o komentarz na temat Wojsk Obrony Terytorialnej.

No cóż. To może nie tyle prywatna armia ministra Macierewicza, co zbrojne ramię PiS. Proszę zobaczyć: jeśli prawdą byłoby to, że największym zagrożeniem dla Polski jest Rosja, to dlaczego te wojska nie są tworzone w województwie warmińsko-mazurskim, które bezpośrednio graniczy z terytorium Federacji Rosyjskiej (obwodem kaliningradzkim), a w podkarpackim? Bo tam jest twierdza PiS. Bo tam PiS wygrywa kolejne wybory! I tam też łatwo zyskać kandydatów do służby w WOT. Już nie tylko przekonując programem 500+, ale i ze względów ideologicznych.

Jak wiadomo, żołnierze WOT również dostają pieniądze za służbę.

Tak! A dodatkowo WOT kosztują o wiele więcej, niż planowano. Wysysa się doświadczonych dowódców z jednostek liniowych i mianuje się ich na stanowiska dowódcze w WOT. To też swoista korupcja, a jednocześnie pozbawianie innych rodzajów sił zbrojnych ich możliwości operacyjnych. To jest bez sensu. Te pieniądze, które przeznacza się dziś na tworzenie WOT, powinny być wydawane choćby na wojska informacyjne (tak jak to się dzieje w wielu państwach NATO), bo dziś konflikt między państwami, wojna nawet, nie polega na bezpośrednim starciu oddziałów żołnierzy, ale toczy się często w cyberprzestrzeni. A my, zamiast zabiegać o ochronę naszego państwa przed agresją w cyberprzestrzeni, chcemy zagwarantować bezpieczeństwo, budując partyzantkę! Zakrawa to na jakąś paranoję!

Wywiad ukazał się w tygodniku „Fakty i Mity”.

trybuna.info

Poprzedni

Obecne rządy to plaga

Następny

APEL SLD o pomoc dla mieszkańców powiatu chojnickiego!