Warszawa, stacja metra „Centrum”. Pośród uczestniczek „czarnego protestu” pojawiają się dwaj młodzi dżentelmeni. Z megafonem, z transparentami i z ogniem w oczach. „Obrońcy życia”.
Gdyby nie policja, dziewczyny i kobiety by ich rozniosły. A tak, to tylko ich zakrzyczały, zagwizdały, zatrąbiły, wybębniły, bo jakakolwiek rozmowa była z nimi niemożliwa. Oni przyszli bowiem ewangelizować, a nie rozmawiać, przyszli nawracać na zygotę. Rozmowa z nimi przypominała jako żywo rozmowę z posłem Żalkiem – żal ściskał wszystko.
– Czy pani wie, że co szóste dziecko jest w Polsce zabijane, rozrywane, ginie w męczarniach, tylko dlatego, że matka tak chce, bo być może urodzi się ułomne – pytał przez zaciśnięte zęby młody „obrońca życia”?
Gdy pani, która próbowała z nim rozmawiać zaproponowała, żeby w takim razie sam wziął kilkoro takich dzieci na wychowanie i zaopiekował się nimi, nie wyglądał na chętnego… I gdyby nie policja, to zapewne obaj „działacze pro life” polegliby pod stosem parasolek. Ale i tak mimo policyjnej ochrony jedną parasolkę na młodym Torquemadzie jakaś kobitka połamała… A swoją drogą pamiętamy, że gdy działacze KOD przyjechali na pogrzeb „Inki”, to oburzeniu końca nie było. Sfery rządowe, ustami prominentnych polityków, głosiły, że była to zaplanowana prowokacja polityczna, która miała na celu zakłócić powagę pogrzebu. Ale, gdy przykościelni działacze zakłócali swą obecnością i megafonami nie swoją demonstrację, to było to realizowanie prawa do wolności wypowiedzi… Cały PiS, kruchciana moralność w całej krasie!…
Tego dnia w PiS-ie obowiązywał nieco inny przekaz. Szymel powtarzany od Sasina, przez Gosiewską, do Jackowskiego był taki:
– To protest polityczny podgrzewany przez polityków opozycji. W tej chwili nie toczą się żadne prace nad zmianą obecnych przepisów…
Tylko, że PiS do spółki z PSL i Kukizem pokazało, jak niewiele trzeba, żeby znów takie „prace” zaczęły się toczyć. Po tym, jak wyrzucili do kosza obywatelski projekt liberalizacji prawa aborcyjnego „Ratujmy kobiety”, jednocześnie dopuszczając do dyskusji w komisji sejmowej nad projektem drastycznego zaostrzenia tego prawa łącznie z karaniem więzieniem kobiet i lekarzy za aborcję, kobiety nie wierzą już PiS-owi za grosz. Mogą sobie teraz ci obłudnicy mówić, co chcą, zapewniać na tysiąc sposobów, że nie będą niczego zmieniać. Prezes już powiedział, jak ma być: chodzi o to, że nawet jak dziecko jest skazane na pewną śmierć, to kobieta powinna je urodzić, żeby było ochrzczone, miało imię, i żeby było pochowane.
Reszta więc tego słowotoku o szacunku do kobiet i matek jest kłamstwem i mydleniem oczu. Dlatego, jak się wydaje kobiety już nie odpuszczą. Obłuda, która wylewa się z ust prominentnych polityków PiS, jest nie do zniesienia, obraża ich inteligencję. Kobiety poczuły się urażone, oszukane i oszukiwane. I na to nie ma ich zgody. Mogą sobie oni mówić teraz, co chcą, kłamać na tysiąc sposobów – nikt im już nie uwierzy. Panie zrozumiały, że oszustom trzeba przeciwstawić siłę i zdecydowanie. Jak ujęła to pani Henryka Krzywonos uczestnicząca w proteście w Gdańsku:
– I Kaczyński dupa, kiedy ludzi kupa!
W niedzielę i poniedziałek przeszły więc przez całą Polskę „czarne” marsze protestacyjne kobiet pod hasłem „Nie zejdziemy do podziemia”. Dosłownie przez całą Polskę, nie ominęły bowiem także małych miast, uważanych dotąd – ze względu na presję niewielkiego środowiska, wszechwładzę proboszczów i koniunkturalizm lokalnych „autorytetów” – za bastiony obskurantyzmu i moralnego zamordyzmu. Obudzenie prowincji, to wielkie osiągnięcie „czarnych protestów”.
W czasie niedzielno-poniedziałkowych protestów zbierano podpisy pod petycją do rządu i parlamentarzystów. Kobiety domagają się m. in. ścigania seksistowskich wypowiedzi, krajowego programu wsparcia in vitro i świeckiego państwa.