W sejmowej debacie brakowało krytycznego głosu lewicy, zwłaszcza kiedy zauważyłam, że w propagandzie rządowej program 500+ zastępuje całościową politykę społeczną. Jako obywatelka byłam niegdyś spokojniejsza, gdy po stronie lewicy w Sejmie pracowały takie osoby, jak Jolanta Banach, Anna Bańkowska czy Marek Balicki.
Nadszedł w Sejmie dzień rozpatrzenia wniosku PO o konstruktywne votum nieufności dla rządu PiS, kierowanego przez Beatę Szydło, w związku z tym odbyła się debata, której wysłuchałam od początku do końca. Byłam ciekawa, jak zaprezentują się czołowi politycy, a zwłaszcza kandydat na premiera – Grzegorz Schetyna.
Jak wiadomo, jest to polityk, który w obecnej kadencji Sejmu kreuje na nowo swoje przywództwo w PO. Poobijany niegdyś zdrowo przez Donalda Tuska znalazł znów dla siebie szansę po przegranej Platformy w wyborach 2015. Prostując piórka, rozwijał skrzydła niezdarnie i powoli, ale odnoszę wrażenie, że przyjmuje coraz pewniej nową rolę. W każdym razie określił jasno cel lotu: chce być przyszłym premierem i wspiera go w tym jego klub parlamentarny. Proeuropejski konserwatysta z PO zdjął tym samym koronę z głowy Petru-samozwańca, który długo jeszcze będzie odrabiał straty po wypadzie na Maderę; stracił na powadze i od Sylwestra brzmi mało wiarygodnie. A szkoda, bo w klubie Nowoczesnej zasiada mnóstwo ciekawych ludzi.
Wszystko już było?
Jak można było przypuszczać, debata nad wnioskiem o votum nieufności była kolejną sejmową próbą sił, prowadzoną od wielu już lat przez posolidarnościowy PO/PiS, do którego fragmentarycznie włączały się pozostałe kluby parlamentarne. Z ramienia PiS na trybunie pojawił się sam prezes, który – nie wiedzieć czemu – tym razem zdecydowanie w formie nie był. Nie podjął próby wyjaśnienia nam, dokąd prowadzi nas PiS. Chwilami odnosiłam wrażenie, że traci pewność siebie, że niechętne mu okrzyki z sali płoszą jego myśli. Przyzwyczaił się do tego, że zawsze miał rację i poczucie moralnej wyższości. A tu proszę – w szeregach pleni się pospolity nepotyzm, seryjnie rozbijane są rządowe samochody, ujawnia się drastyczny brak kompetencji u zachłannych na stanowiska i kasę. Kilka dni temu, na spotkaniu polityków PiS z Krzaklewskim prezes ogłosił, że obowiązująca ustawa zasadnicza jest „postkomunistycznom konstytucjom”, a w tej debacie co chwila kogoś „włanczał” i „wyłanczał” i – jak każdy „genetyczny patriota”, dał do zrozumienia, że miłe mu są nawet jego własne błędy językowe.
Każdy gra swoją rolę
Premier Szydło miała w tej debacie ostatnie słowo, do wygłoszenia którego była przygotowana. Na co dzień obnosi nie tylko dobrze uszyte kostiumy (broszka już się zbanalizowała), ale i zagadkowy uśmiech Mony Lizy, który znika, kiedy wchodzi na trybunę. Na zarzuty odpowiadała atakiem, pełnym epitetów i pomówień (oskarżenie opozycji o pucz antyrządowy z 16 grudnia). W swym wystąpieniu ujawniła charakterystyczną dla fundamentalistów zapiekłość ( nie zapomniała ogłosić , że jest katoliczką), która dominuje nad wolą rzetelnego objaśnienia decyzji rządowych. Nieustannie antyeuropejska, choć mówi, że jest inaczej. Widać także, że coraz gorzej znosi krytykę, a w łajaniu opozycji traci umiar. Złorzeczyła n.p. na Hannę Gronkiewicz-Waltz, że ta nie zamierza stawić się przed Komisją Weryfikacyjną ds. reprywatyzacji (bo uważa ją za niekonstytucyjną), czyli – zdaniem premier – odmawia „podporządkowania się prawu”. Beata Szydło nie chce pamiętać o tym, że pierwsza dała przykład takiej postawy, odmawiając publikacji wyroków Trybunału Konstytucyjnego, co w wielu środowiskach wywołało uzasadnione zgorszenie. Ze zrozumieniem premier odnosi się do deklaracji ministra zdrowia – Konstantego Radziwiłła, że chociaż jest to zgodne z obowiązującym prawem, on sam nie udzieliłby pomocy nieletniej w przypadku ciąży, pochodzącej z gwałtu. Naruszyłby prawo, czy by nie naruszył? Takich przykładów mogłabym podać więcej, ryba psuje się od głowy. W takiej sytuacji upominanie kogoś za nierespektowanie prawa przez polityka PiS brzmi, jak kiepski żart… Mamy przecież teraz w naszym kraju konstytucję pisaną (tę uchwaloną w 1997 r.), obudowywaną przez uczonych doktryną i konstytucję rzeczywistą (kłania się F. Lassalle), czyli praktykę polityczną PiS, która każdego dnia ujawnia się nam w postaci ustaw-niespodzianek, uchwalanych w kosmicznym tempie przez PiS. To są dwie różne rzeczywistości polityczne.
Dalej było, jak zwykle w tej kadencji, chociaż nie można powiedzieć, że ten spektakl był mało ciekawy. Kluby parlamentarne mogły zaprezentować swoje stanowisko wobec polityki rządu PiS, co stanowi wartość samą w sobie. Z uwagą słuchałam Michała Kamińskiego, bo kunsztownie trafiał w sedno, no i ku mej radości – opowiedział się w ciągu danych mu 5 min. za państwem świeckim. Ciekawe miał również wystąpienie Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL, który potrafi wypunktować ważne kwestie dla Polski lokalnej. Wystąpienia Kukiza komentować nie będę, z grubsza nie wiem, o co mu chodzi. Nie zgadzam się również z komentarzami, których autorzy cenią sobie nade wszystko przyozdobienie wystąpienia sejmowego trafnym bon-motem, bo w świadomości odbiorców rzekomo „to tylko zostaje”. Niestety, zostaje na dobre i na złe, a czasem paskudnie mści się na autorze. Żyjemy w niepewnych czasach, od czołowych polityków oczekiwałabym zaprezentowania przemyślanych koncepcji rozwoju kraju, a nie klajstrowania ich braku sprytnym bon-motem. Dowcip przyda się zawsze, ale bon-motami wyborców się ostatecznie nie uwiedzie, inaczej Leszek Miller nadal zasiadałby w Sejmie.
Bez perspektywy
Z przebiegu tej debaty wynikało, że rząd PiS, choć nie dostrzega żadnych własnych błędów, znajduje się dziś już w mniej komfortowej sytuacji. W ostatnich miesiącach nieźle sobie już nagrabił, aczkolwiek premier Szydło jest ze wszystkiego i wszystkich bardzo „zadowolona”, z Waszczykowskiego, Szyszko, Ziobro i Macierewicza też. Jeśli premier jest zadowolona z takich ministrów, to co musiałoby się zdarzyć, aby zasłużyli sobie na odwołanie…?
W prasie weekendowej przeczytałam, że premier Szydło wymyśliła nagrodę „obrony moralnej”, którą wyróżniła niezłomnego bojownika o życie nienarodzonych – dr. Chazana, lekarza, który sam przyznał się do wykonania w przeszłości kilkuset aborcji. Obłuda..? I to jaka! Innym nagrodzonym było… Radio Maryja – czołowy przedstawiciel „prawdy i wyzwolenia”(ale nie od pieniądza). Podobno wśród nagrodzonych znalazła się również Grupa Odwaga, która postanowiła leczyć gejów i lesbijki z ich homoseksualizmu. Odpowiedzią na to „schorzenie” ma być odwołanie się do nauki kościoła, czyli doktryny tego samego związku wyznaniowego, w przypadku którego co najmniej 30 proc. kleru to ludzie o orientacji homoseksualnej. Chciałoby się powiedzieć : zespół mały, ale zgrany – wariatkowo w czystej postaci.
Milczenie
A tak z innej beczki: ostatnio nie ma tygodnia, w którym nie pojawiłaby się kolejna informacja o zakatowaniu małego dziecka (zdrowo urodzonego) przez rodziców, bądź opiekunów. Pijane, niedojrzałe do rodzicielstwa matki są przyczyną wypadków ich dzieci (kąpiel we wrzątku, upadek z VI piętra pozostawionej „na chwilę” bez opieki kilkuletniej dziewczynki, w trakcie pisania tego materiału doniesiono o podobnym przypadku w Lublinie). Te dramaty małych dzieci zdarzają się nagminnie w katolickim otoczeniu, najczęściej kończą się trwałym kalectwem, lub śmiercią. Milczy o nich premier Szydło i jej minister Rafalska, milczy kościół hierarchiczny(!). Szkoda, że chwaląc się nieustannie programem 500+, premier pomija szansę na rzetelne przedstawienie raportu o sytuacji dzieci w rodzinach patologicznych. Sam program 500+ raczej nie zapobiegnie ich cierpieniu. Warto więc zapytać, czy rząd planuje programowo zainteresować się tą grupą społeczną. Z informacji medialnych wynika, że dobiegają końca prace nad tworzeniem przepisów, zaostrzających kary za znęcanie się nad dziećmi ze szczególnym okrucieństwem. Z inicjatywą zaostrzenia kar za takie odrażające czyny wystąpił prezydent Andrzej Duda, uważam, że jest to posunięcie w dobrym kierunku, ale chyba niewystarczające.
Jak przewidywano, Beata Szydło na swym urzędzie została. Politycy PiS ogłosili potem w przekazie dnia „sromotną” klęskę Platformy (kobieta „pobiła” mężczyznę) i niekwestionowane zwycięstwo własnej partii.
Głos, którego zabrakło
Jednakże w debacie tej bardzo zabrakło mi krytycznego głosu lewicy, zwłaszcza, kiedy zauważyłam, że w propagandzie rządowej program 500+ zastępuje całościową politykę społeczną. Jako obywatelka byłam niegdyś spokojniejsza, gdy po stronie lewicy w Sejmie pracowały takie osoby, jak Jolanta Banach, Anna Bańkowska, czy Marek Balicki. Przez lata pracy parlamentarnej zgromadzili niezwykle cenną wiedzę i doświadczenie, wiem, że mają dziś swoją ocenę tego, jak naprawdę prowadzone jest polityka społeczna obecnego rządu (łącznie z programem 500+), tylko gdzie mogą to wypowiedzieć…? A gdyby tak wystąpić o spotkanie polityków lewicy z minister Rafalską? Premier Szydło przecież obiecywała, że PiS będzie się wsłuchiwał w głos obywateli, więc byłaby pora, aby dać tego dowód. Opozycja pozaparlamentarna ma przecież niemałe poparcie i dlatego należałoby dołożyć starań, aby opinie polityków lewicy mogły być wypowiedziane publicznie.
Drogi Czytelniku, liczę miesiące i dni do końca tej kadencji. Niestety, jeszcze dwa i pół roku tych rządów, chyba, że świadczonego wokół dobrodziejstwa sam PiS nie wytrzyma. Tak się też może zdarzyć.