W kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego PiS może pozwolić sobie na zwłokę. Jest teraz niczym kot bawiący się upolowaną myszą przed pozbawieniem jej życia.
W Trybunale Konstytucyjnym zmiana. Dobra zmiana. Wniosek posłów PiS o zbadanie konstytucyjności tzw. „przesłanki aborcyjnej” jak najbardziej zostanie rozpatrzony – ale, jak nieoficjalnie dowiedział się Onet, a oficjalnie gruchnęło po wszystkich mediach – sędzią sprawozdawcą nie będzie już Julia Przyłębska, a Justyn Piskorski.
Pan sędzia na każdym kroku podkreśla bezgraniczne oddanie konserwatywnym wartościom i uwielbienie dla kościelnej kruchty. Uważa, że przemoc w rodzinie to nie problem, o ile jest to rodzina biologiczna. Pilnie szuka przyczyn kryzysu męskości. Wychodzi mu, że dzisiejsi mężczyźni mają obniżony poziom testosteronu w stosunku do naszych ojców i dziadków – między innymi przez modne diety bezmięsne. Widzi także korelację pomiędzy homoseksualizmem i wychowywaniem się w niepełnych rodzinach bez ojca. Kochają go polscy lefebryści. Tyle chyba wystarczy, żeby zorientować się, że nie będzie to sprawozdawca sprzyjający prawom kobiet.
A dlaczego fucha sprawozdawcy jest tak istotna? Bo to on przygotowuje projekt orzeczenia i formułuje główne tezy uzasadnienia. Więc nie miejcie złudzeń, poglądy pana sędziego na pewno dadzą o sobie znać. Anonimowy informator Onetu twierdzi, że Julia Przyłębska zrezygnowała z funkcji cichaczem. I że mogą być dwa powody: albo przestraszyła się politycznych reperkusji, bo na pewno niezadowolonych będzie mnóstwo, a ona zamknie sobie drzwi do ewentualnej dalszej kariery kiedy PiS straci władzę, albo uznała, że „materia prawna jest dla niej zbyt skomplikowana i pracochłonna”. Osobiście wydaje mi się, że w grę wchodzi też trzecia opcja. Ktoś mógł na nią naciskać. Albo nawet ultradyskretnie sugerować, że lepiej będzie jeżeli sprawę przejmie jej mocno konserwatywny kolega po fachu, wybrany do TK głosami PiS. W ten sposób w zasadzie PiS ma od aborcji spokój. Ma w ręku dwa asy – projekt Kai Godek i orzeczenie TK, które może sobie teraz „odpalić” w dowolnym momencie. Na pewno nie zrobi tego przed najbliższymi wyborami. Wie, że jednym paluszkiem może wyeliminować „przesłankę eugeniczną” z „kompromisu aborcyjnego”. Nie musi się spieszyć. Potrzyma kobiety w niepewności, będzie badać teren, a w razie gdyby jednak wyszło mu z wyliczeń, że konserwatywną rewolucję poprą tłumy, broń ma naładowaną i gotową do strzału.
A oto jeszcze kilka perełek nowego sędziego sprawozdawcy:
„Długoletni okres koedukacji musiał doprowadzić do stanu, w którym mamy zniewieściałych mężczyzn i agresywne kobiety. Takie role są im bowiem narzucane bardzo wcześnie. Chłopiec ma być grzeczny, a dziewczyna co najmniej »asertywna«, ale nie jest źle także, gdy jest pewna siebie, agresywna i zdolna do walki o swoje prawa”;
„Kultura męskiego panowania rozpadała się jednocześnie na wielu polach. Jednym z efektów opisywanych już przez Mitscherlicha było znikanie ojców z pola doświadczeń swoich dzieci. Ruch kobiecy przekuł jednak jego tezy na konkretne postulaty polityczne, które doprowadziły do wprowadzenia kategorii osobistej winy ojców. Zostali oni napiętnowani. Masowo uświadamiano kobietom ojcowskie niedostatki. Rozpoczęła się swoista nagonka na ojców. Nawiasem biorąc można zauważyć, że był to prawdopodobnie poligon tej »pedagogiki wstydu«, której jako Polacy doświadczamy współcześnie”;
„W tak paradoksalnym świecie nie ma jednak miejsca dla mężczyzn rzeczywistych, gdyż niosą oni po prostu kulturę. Świat antykultury i antywartości jest w stanie akceptować jedynie ich namiastki. W stanie sporu nie ma dla nich miejsca. Zwycięzca może być bowiem tylko jeden. Jest to walka prowadzona z Bogiem na wszystkich możliwych polach. Uderzenie w ojcostwo jest po prostu jednym z najbardziej efektywnych narzędzi wojny (…) Brak ojca staje się czynnikiem dziedzicznym. Ten, który utracił ojca, sam nie będzie ojcem. W deficycie ojca rolę inicjacyjną w kształtowaniu męskości mogą pełnić kolektywy innych mężczyzn. Jednym z najlepszych wydaje się być Kościół”;
„Jakość męskości została współcześnie naruszona także na podłożu biologicznym. Współcześni mężczyźni są mniej zdatni do bycia ojcami. Są mniej płodni niż mężczyźni sprzed stu lat. (…) Przyczyny tego stanu mogą być różne. Od zwiększonego komfortu, w tym komfortu cieplnego, po zmiany hormonalne obserwowane przez endokrynologów, będące np. wynikiem stosowania modnych diet, w tym szczególnie diety bezmięsnej. (…) Z drugiej strony młodzi mężczyźni nie są w wystarczającym stopniu stymulowani w warunkach współczesnej kultury zachodniej”.