8 grudnia 2024

loader

Biedne dzieciaki

Z posłanką SLD do Parlamentu Europejskiego, byłą minister edukacji, panią Krystyną Łybacką, o stanie polskiej oświaty rozmawialiśmy na tych łamach kilka tygodni temu. Wracamy do tej rozmowy, a to za sprawą obecnej minister, pani Anny Zalewskiej, która ogłosiła właśnie nowy plan dla polskiej szkoły.

Dodajmy – dość powszechnie już krytykowany – głównie za to, iż – zdaniem krytyków – oznacza on powrót do stanu sprzed roku 1989. Nie był to stan zły, między nami mówiąc, a nawet był bardzo dobry. Ale od tamtego czasu minęło 27 lat! Już nie chodzi o to, że ta sama prawica, która ów sytuujący nas w czołówce oświatowej system nauczania najpierw z przyczyn „ideolo” wysadziła w powietrze, a teraz do niego wraca, tylko o to, że jednak przez te lata coś się zmieniło. Świat, kraj, cywilizacja osiągnęły inny stopień rozwoju. Cofamy się więc do czegoś, co było kiedyś nowoczesne i dobre, ale już dawno nie jest.

Krystyna Łybacka: – To po pierwsze. A po drugie, nie tyle ważne jest, czy będziemy chodzić do szkoły ośmioklasowej, czy podzielonej na „sześć plus trzy”, ale ważne jest, czego będziemy się w tej szkole uczyli. Programów, jak dotąd nie znamy. Wiemy tylko, że zostało podpisane porozumienie z IPN-em, co oznacza, że mniej więcej możemy oczekiwać określonych treści w nauczaniu historii. I już wiemy, że w tej historii głównie będziemy uczyć się o „żołnierzach wyklętych”, a całkowicie przemilczymy na przykład I i II Armię Wojska Polskiego, Bataliony Chłopskie, dlatego, że to nie będzie zgodne z widzeniem i interpretacją historii przez rządzących.
Zatem pierwszy mój zarzut do tego, co przedstawiła na konferencji pani minister Zalewska, jest taki, że zaczynamy od przebudowy systemu, a kompletnie niczego nie wiemy o programie nauczania.
Sprawa druga. Jeżeli już dokonujemy przebudowy, to zacznijmy to robić od dzieci, które wchodzą do systemu, a nie od uczniów, którzy już są w systemie. Zupełnie inaczej uczy się dziecko w systemie sześć klas i trzy klasy, a inaczej w systemie nauczania w klasach jeden – osiem. Tymczasem ktoś, kto skończy szóstą klasę gimnazjum pójdzie teraz do siódmej klasy szkoły podstawowej. Z jakim programem? Myślę, że pani Zalewska też jeszcze tego nie wie.
Kolejny problem, to jest kwestia samorządów, które prowadzą szkoły. Nie bierzemy pod uwagę faktu, że w szkole pracującej w systemie klas 1-6 pracownia chemiczna właściwie nie istnieje. Fizyczna jest niewielka. Ale w szkole pracującej w systemie klas od pierwszej do ósmej musi być pracownia chemiczna z prawdziwego zdarzenia, fizyczna – kto ma na to dać pieniądze? W przyszłym roku budżet edukacji będzie o pięć milionów mniejszy niż tegoroczny. A podobno mają być podwyżki dla nauczycieli. Jakim cudem ma to się wszystko spiąć, że tak powiem?
Dalej – w roku szkolnym 2019-2020 spotkają się dwa roczniki. Spotka się rocznik gimnazjalistów, którzy dzisiaj są w pierwszej klasie i spotka się rocznik tych, którzy będą kończyli szkołę ośmioklasową. To nie jest tak, że 700 tysięcy uczniów – bo tyle ich będzie – porozmieszcza się równomiernie. Bo 60 procent z nich pójdzie na przykład do liceum ogólnokształcącego. I owe 700 tysięcy będzie w szkole przez cztery lata. Nie wiem, jak pani minister chce sobie z tym poradzić…   

Czyli po tej konferencji pani minister Zalewskiej przed pedagogami jest mnóstwo znaków zapytanie i jeszcze więcej niepewności.

Krystyna Łybacka: – Owszem, ale też dla samorządów! A największe wyzwanie jest przed dziećmi. Bo jeżeli już mamy taką sytuację, że starosta z PiS-u w Jarocinie wysyła wszystkie dzieci z podległych dobie szkół na „Smoleńsk”, to za moment oglądanie tegoż nieszczęsnego „Smoleńska”, będzie czymś w rodzaju lektury obowiązkowej.
I jeszcze jedno – pani minister powiedziała na tej konferencji również, że musimy odejść od ustawy o systemie oświaty, bo ona była tyle razy zmieniana – ona ma tu oto nową ustawę, którą nazywa „prawo oświatowe”… Ale do tej ustawy muszą być jeszcze trzy inne, żeby regulowały cały ten obszar, który w tej chwili obejmuje dotychczasowa ustawa o systemie oświaty. M.in tak ważna ustawa jak ustawa o finansowaniu, czy o egzaminach zewnętrznych. Nie ma ich. Jak pani minister ma to zamiar zrobić do listopada, kiedy samorządy powinny określić sieć szkół? Słowem – nauczyciele nie znają siatki godzin, nie mogą niczego zaplanować, nie wiemy jakie podręczniki mają obowiązywać… Tempo tych zmian i kłamstwo – mówię świadomie – kłamstwo, że one były konsultowane niezwykle szeroko… Konsultacje polegały na tym, że pani minister przyjeżdżała do województwa, oznajmiała prawdy objawione i wyjeżdżała…
Najgorsze w tej „dobrej zmianie” jest to, że ów eksperyment przeprowadzany jest na żywym organizmie uczniów. To nie dotyka maszyn, którym wszystko jest obojętne – najwyżej zaskrzypią. To dotyka dzieci, kładzie się ciężarem na ich rozwoju, dotyka żywych nauczycieli, rodziców, którzy się tym wszystkim martwią… To jest efekt niewłaściwego rozpoznania rzeczywistych warunków infrastruktury oświatowej, tego, czym szkoły tak naprawdę dysponują i na ile je stać. Zawsze mówiłam, że rodzice sześciolatków nigdy nie protestowali przeciwko edukowaniu ich dzieci. Protestowali przeciwko warunkom, w jakich się ich edukuje.
Poza tym proszę zwrócić uwagę, że mamy już ostatnią dekadę września – bardzo istotne jest, jak nauczyciel zaczyna pracę z klasą, żeby ją zainteresować, wciągnąć do nauki. Czy ten nauczyciel ma w tej chwili głowę, żeby zajmować się bieżącym nauczaniem? Przecież on, siłą rzeczy myśli o tym, co z nim samym będzie za chwilę?

Czy to oznacza, że alarm podnoszony przez Związek Nauczycielstwa Polskiego, iż kilkudziesięciu tysiącom nauczycieli grożą redukcje jest rzeczywiście uzasadniony?

Krystyna Łybacka: – Tak. W wielu przypadkach jest tak, że nauczyciel w szkole ma 2/3 etatu, bo nie było dla niego więcej godzin. Przyjdą teraz dwie dodatkowe klasy, co dla tego nauczyciela oznacza na przykład cztery godziny tygodniowo więcej, czyli ma „dopełnienie” do etatu. To zaś oznacza, że kolejny nauczyciel nie jest już potrzebny. Znowu pani minister nie zna wnętrza szkoły. Nie ma świadomości, że jak dołączą nowe klasy, to nie będzie potrzeba kolejnego etatu, gdyż godziny dzieli się między nauczycieli, którzy już w szkole są. Tym bardziej, że o ich zatrudnieniu nie będzie decydować pani minister, tylko organy prowadzące szkoły, czyli samorządy. Po prostu. A one mają jeden priorytet – pieniądze. Jeśli jeszcze nie dostaną dodatkowych sum na ekstra zadania, które na nich spadną w związku z tą reformą, jak chociażby dobudowa wspomnianych pracowni chemicznych i fizycznych, to będą szukały oszczędności. Na kim, jak pan myśli?

Dziękuję za rozmowę 

trybuna.info

Poprzedni

Nie zwalnia tempa

Następny

Jose Mourinho w tarapatach