8 listopada 2024

loader

Być albo nie być

W niedzielę, w samo południe, w Warszawie, w Teatrze Palladium. Czy to początek zjednoczenia lewicy?

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jarosław Kaczyński wiedział co robi, gdy wraz z 57 posłankami i posłami PiS chciał skierować projekt „Ratujmy Kobiety 2017” do komisji sejmowej. Tam oba projekty, zaostrzający i liberalizujący aborcję, procedowane byłyby wspólnie. A na koniec, zaostrzając prawo aborcyjne w Polsce, pijarowcy Prawa i Sprawiedliwości zadbaliby o zgrabny „przekaz dnia”. Że to wynik wspólnej pracy obu pań: Kai Godek z komitetu „Zatrzymaj aborcję” i Barbary Nowackiej z „Ratujmy Kobiety”. Tej ostatniej nie pozostałoby nic innego, jak słać sprostowania na prawo i lewo.

Być

Jest w błędzie ten, kto sądzi, że w polityce liczą się słupki i formuły Excela. Polityka to emocje. Skandaliczny wynik głosowania w sprawie projektu „Ratujmy Kobiety 2017” nie miał znaczenia dla biegu najważniejszych polskich spraw. Ale wywołał tak silne emocje, że mogą one w konsekwencji doprowadzić do istotnych zmian na polskiej scenie politycznej.
Po blamażu opozycji parlamentarnej, która bez mrugnięcia okiem wyrzuciła do kosza obywatelski projekt z podpisami 400 tysięcy obywatelek i obywateli, zaczęło się dziać. Poza parlamentem! Barbara Nowacka zaprosiła na niedzielne spotkanie wszystkich tych, którzy chcą rozmawiać o naszej przyszłości. Przyszłości Polski. I lewicy.
Duszą Włodzimierza Czarzastego, przewodniczącego SLD, nie targały rozterki szekspirowskiego Hamleta. Sojusz Lewicy Demokratycznej jako jeden z pierwszych odpowiedział na zaproszenie Nowackiej. Być! Zwłaszcza że spotkanie odbędzie się niemalże w siedzibie Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ulica Złota 9 – to adres zarówno Teatru Palladium, jak i Rady Krajowej SLD.

Pogoda dla lewicy

Po latach marnych, nad Polskę zdaje się nadciągać lepsza pogoda dla lewicy. Media przez wszystkie przypadki zaczynają odmieniać słowo „lewica”. Coraz częściej dostrzegając polityków, których w Sejmie nie ma. Jeszcze nie ma!
„Rozdrobnione środowisko lewicowe deklaruje otwartość i chęć do rozmów o wspólnej przyszłości” – pisze portal Interia.pl, zamieszczając felieton Aleksandry Gierackiej, działaczki Inicjatywy Polskiej. „Zieloni, czerwoni, buraczkowi. Co różni partie lewicy? – analizuje Sonar, będący projektem Wyborczej.pl. „Czy kolejnym krokiem może być dyskusja o wspólnych listach lewicy, zarówno w wyborach samorządowych, jak parlamentarnych?” – zastanawia się Magdalena Gałczyńska, dziennikarka portalu Onet.pl.

SLD w niebie

Do sfery metafizyki sięga Kinga Dunin, socjolożka, pisarka, a równocześnie członkini partii Zieloni. Na łamach portalu KrytykaPolityczna.pl zadaje pytanie: „Czy SLD może być zbawione?”. Starając się wniknąć w duszę wyborców SLD, szczególnie tych z młodszego pokolenia, Kinga Dunin pisze: „I chociaż muszą tu walczyć z własnymi, zakorzenionymi uprzedzeniami – komuchy, ubecy, karierowicze – jednak myślę, że elektorat ten zasługuje na zbawienie. I gdyby dostał inną lewicę, ale taką, która jednak nie odcina ich od korzeni, to jest w stanie się nawrócić”. 
Kolejny fragment felietonu Kingi Dunin powinni wziąć sobie do serca szczególnie młodzi działacze z partii Razem. „Inna lewica, która podobno jest możliwa, mogłaby na początek przestać brzydzić się tym elektoratem. Skończyć z ageizmem – tylko stare pryki głosują na SLD. Rzeczywiście, Sojusz jest najmocniejszy w starszych grupach wiekowych, ale one też głosują i póki nie wymrą powinny być dla lewicy nie mniej ważne niż młodzi” – koniec cytatu. Pełna zgoda. Przypomina mi się pewna reklama telewizyjna. Niech „młodzi bogowie” na lewicy pamiętają, że ponad 13 milionów Polek i Polaków ma już pięćdziesiąte urodziny poza sobą.

Zaciśnięta pięść

Rzeczywistość jednak skrzeczy. „Nigdy się z Wami nie dogadamy. To rozwaliłoby naszą partię” – usłyszałem nie dalej niż tydzień temu z ust ważnego działacza partii Razem. Szkoda, że tak. Zbieżność programów obu partii jest oczywista. A więc szukając politycznego miejsca, koleżanki i koledzy z Razem starają się podkreślać swoją odrębność od SLD. Tak jak Grzegorz Schetyna karmi swoją partię „antypisem”, tak działacze z Razem cnotą uczynili „antyeseldowość”.
Napisałem na Facebooku, że potrzebna jest pięść lidera lewicy. Pięść, którą walnie w stół, mówiąc: dość! Dość błagania o przebaczenie. Za wszystko, co było złe w przeszłości. Za bary mleczne bez dotacji. Za Kwaśniewskiego podpisującego konkordat. Za działaczy, którzy lewicowość pomylili z „lewizną”. Za „zjednoczoną lewicę” z Palikotem. Za Ogórek. Nie czas klęczenia. I po raz kolejny przywdziewania pokutnego wora.
Ktoś mnie zapytał, czy moją receptą na zjednoczenie lewicy jest prawo pięści? Nie o takiej pięści – do wzajemnego okładania się – myślałem. „Przecież mieliśmy być jedną pięścią, jedną myślą, która łączy jak most” – śpiewała Olga Śmiechowicz w krakowskim Teatrze Groteska. Pięść, którą ktoś w końcu walnie w stół, mówiąc: dość targania się za uszy w piaskownicy! Jeśli, jak chce Nowacka, mamy rozmawiać o przyszłości – to rozmawiajmy o przyszłości. Nie o przeszłości.

Młodzi w polityce

Coraz wyraźniej widzimy, że los przyszłej demokracji w Polsce będzie zależał od tego, co zrobi lewica. SLD. Razem. Inicjatywa Polska Nowackiej. Biedroń (wraz z szykowanym dla niego „białym koniem”). Już raz lewica walnie przyczyniła się do utorowania drogi Jarosławowi Kaczyńskiemu do samodzielnych rządów. Rezygnacja z szyldu SLD w wyborach w 2015 roku i utworzenie egzotycznej „zjednoczonej lewicy” było jednym z najpoważniejszych politycznych błędów III RP. Niesnaski, spory i personalne animozje wśród ugrupowań lewicowych mogą mieć podobny finał podczas kolejnych wyborów parlamentarnych. Jarosław Kaczyński bardzo na to liczy.
Nie liczę na rychłe zjednoczenie lewicy. Dzisiejsze „wojny na lewicy” to w znacznym stopniu spór pokoleniowy. Wieloletnie zabetonowanie polskiej sceny politycznej doprowadziło do tego, że tacy politycy i polityczki jak Nowacka i Biedroń dopiero po przekroczeniu „czterdziestki” zadebiutowali w politycznej ekstraklasie. Czasu się nie cofnie, ale można sięgać do dobrych wzorców z przeszłości.

Okrągły stół lewicy

Nie wiem, jak zakończy się niedzielne spotkanie w Teatrze Palladium. Pisałem już na łamach Trybuny, że pierwszym krokiem do lepszej współpracy powinien być lewicowy „okrągły stół”. Jak błaho wyglądają dzisiejsze spory na lewicy w porównaniu z przepaścią, jak dzieliła uczestników tamtego Okrągłego Stołu, z 1989 roku. Gdyby wówczas zaczęli debatować o stanie wojennym, rozeszliby się z niczym.
Zawsze i wszystko można zrobić lepiej. Ale malkontentom, wątpiącym w sens siadania przy wspólnym stole, rozmawiania i dochodzenia do kompromisu, dedykuję to znane zdjęcie. Leszka Millera i Włodzimierza Cimoszewicza – składających w Atenach podpisy pod traktatem akcesyjnym Polski do Unii Europejskiej. To było 13 kwietnia 2003 roku, dokładnie 15 lat temu. Mimo fundamentalnych różnic, potrafiliśmy po 1989 roku porozumieć się w sprawach dla Polski najważniejszych.
Dzisiaj bardziej niż marzenia o mało realnym zjednoczeniu lewicy, potrzebna jest współpraca środowisk lewicowych. I szukanie tego co łączy – mimo różnic. Akurat projekt obywatelski „Ratujmy Kobiety 2017” był dobrym przykładem. Podpisy zbierali wszyscy: Nowacka, SLD i Partia Razem – ramię w ramię.

Nowy szyld lewicy?

Polacy nie wierzą w powstanie nowej partii lewicowej. Zuzanna Dąbrowska i Michał Kolanko zaprezentowali na łamach środowego wydania Rzeczpospolitej sondaż przeprowadzony przez IBRiS. Zapytano respondentów, czy w wyniku protestów przeciw zmianie prawa aborcyjnego, powstanie nowe ugrupowanie lewicowe? Aż 56,8 proc. odpowiedziało, że nie. Jedynie 21 proc. było na tak. Co ciekawe, elektoraty zarówno SLD jak i partii Razem są w tej sprawie podzielone dokładnie pół na pół.
Na pytanie o potencjalnego lidera lewicy, Barbarę Nowacką wskazało 44,3 proc. respondentów. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę stosunkowo niewielkie poparcie dla powstania nowej partii i brak jednoznacznego poparcia w gronie wyborców SLD i Razem, to Barbara Nowacka nie ma wielkich szans. Jej hipotetyczna partia dzisiaj mogłaby liczyć na poparcie rzędu 2-3 proc.

Być albo nie być

Prawdziwa odpowiedź na pytanie „być albo nie być” padnie w październiku. Niezależnie od płomiennych mów, które zostaną wygłoszone na niedzielnym spotkaniu. Wynik wyborów samorządowych da prawdziwą odpowiedź o kondycję lewicy. Odpowiedź na pytanie „być albo nie być” będzie zależała od kilkunastu tysięcy kandydatów startujących na listach „SLD – Lewica razem”. I ich wyborców…
Kinga Dunin na łamach Krytyki Politycznej zadaje pytanie: „Czy SLD jest w stanie odzyskać – poza swoim elektoratem – społeczną wiarygodność?”. Za dziewięć miesięcy – po podliczeniu wyników wyborów samorządowych – będziemy znali odpowiedź. Zarówno o liczebność elektoratu Sojuszu. Jak i wiarygodność, mocno nadszarpniętą, szczególnie podczas wyborów prezydenckich w 2015 roku.
Odpowiadając Kindze Dunin na tytułowe pytanie: „Czy SLD może być zbawione?”. Nie, Sojusz nie potrzebuje zbawienia. Nie potrzebuje nawrócenia. Nie potrzebuje pokuty. Nie potrzebuje też księdza w konfesjonale i wyznawania po raz n-ty listy grzechów z przeszłości.
Jeśli czegoś potrzebuje, to wiary we własne siły. I mniej wrogości ze strony tych, którzy na niedzielnym spotkaniu tak dużo będą mówili o współpracy. Jeśli wszyscy uczestnicy wyszliby z tego spotkania z solennym postanowieniem, że „nie ma wroga na lewicy” – to już byłby sukces!

trybuna.info

Poprzedni

Lechy niezgody

Następny

Rząd odpowie za straty