Kwiaty i bombonierki powinni aktywiści ONR przesłać właścicielom Facebooka. Za mechaniczne zablokowanie ich stron, profili i wszystkiego, co miało znamiona ich organizacji.
Ponieważ blokowano wszystko, co miało logo ONR, to ofiarami facebookowej cenzury padły też inne profile, nie zawsze związane z tymi narodowcami. Dzięki takim bezmyślnym blokadom wielu zablokowanych pierwszy raz poczuło się solidarnymi z ONR.
Kwiaty i bombonierki powinien Rafał Ziemkiewicz przesłać aktywistkom i aktywistom Partii „Razem” za zorganizowanie mu pikiety przed targami książki. Pikiety domagającej się zakazu spotkania czytelników z Rafałem Ziemkiewiczem podczas wspomnianych targów. Dzięki bezmyślnemu trudowi Partii „Razem” intelektualnie jałowy obecnie prawicowy publicysta znowu miał pełną salę ciekawskich jego poglądów.
ONR i Rafał Ziemkiewicz, to moi ideowi przeciwnicy. Ale moim ideowym przeciwnikiem jest także, a nawet przede wszystkim, cenzura. Cenzura publicznie wyrażanych poglądów.
Facebook jest przedsiębiorstwem komercyjnym. Zarabia na ułatwianiu ludziom komunikowania się. Jak każda duża firma ma swoje wewnętrzne regulacje. Jedną z nich jest zakaz „mowy nienawiści”.
Zakaz wprowadzony być może z pobudek szlachetnych, być może z pobudek komercyjnych. Zapewne z tych i tych. Wyławianiem takich treści zajmują się w tym komunikatorze nie ludzie, tylko elektroniczne roboty. Zaprogramowane na wychwytywanie symboli owej „mowy nienawiści”. Ponieważ symbolem takiej „mowy nienawiści” zostało uznane przez kierownictwo Facebooka logo ONR, to wszystkie przekazy noszące owo logio mogą być zablokowane.
I gdybym umieścił na Facebooku tekst, lub rysunek wyśmiewający ONR i okraszony znakiem tej organizacji, to zapewne i on byłby przez cenzora – robota zablokowany.
W socrealnej Polsce Ludowej moje teksty czytali cenzorzy. Zawsze ludzie. Nierzadko bardzo inteligentni. Socjalizm preferował bowiem czynnik ludzki. Nie tylko z pobudek humanistycznych. Ludzie wtedy byli tańsi od robotów.
Dzięki temu cenzura była dotkliwa, lecz nie aż tak bezmyślna jak ta Facebookowa.
W kapitalistycznym Facebooku tnie się koszty i nie zatrudnia cenzorów w ludzkiej postaci. Bo dzisiaj tańsze są elektroniczne roboty. Chociaż bezmyślne, co awantura z blokadą kont narodowców pokazała. Gdyby Facebook postawił w Polsce na ludzi, uruchomił więcej miejsc pracy, to cenzorskiego skandalu pewnie by nie było.
Cenzorska robota wymaga finezji. Człowiek cenzor tnie skalpelem. Elektroniczny robot jest subtelny niczym teksańska piła mechaniczna.
Podobnie subtelnie zachowali się aktywiści Partii „Razem” walcząc z poglądami Rafała Ziemkiewicza. Zamiast iść podczas targów na spotkanie z nim i tam zgnieść jego obrzydliwe poglądy, zachowali się jak roboty z Facebooka. Żądali, by zamknąć mu buźkę.
Żądali tak samo jak katoliccy aktywiści z Nadarzyna zbierający podpisy pod petycją zakazująca koncertu w tamtejszym ośrodku kultury piosenkarki Natalii Przybysz.
Nie dlatego, że Natalia brzydko śpiewa. Dlatego, że kiedy nie śpiewa, to głosi prawo polskich kobiet do legalnej aborcji. Na szczęście urząd gminny w Nadarzynie wykazał się większą mądrością od kierownictwa Facebooka i aktywistów Partii „Razem”. Nie odwołał koncertu.
W Polsce społeczeństwo nie lubi być cenzurowane. Wszelkie administracyjne formy zakazywania, ograniczania działalności politycznej, publicystycznej, artystycznej są tylko czasem, tylko doraźnie skuteczne. Długotrwałe cenzorskie represje budzą zwykle współczucie dla cenzurowanych. Zwiększają ich popularność.
Wykształceni i doświadczeni ludzie lewicy wiedzą też, że obcych nam, nacjonalistycznych poglądów nie da się wyplenić zakazami. Można ograniczyć je prezentując nasze argumenty, likwidując społeczne warunki sprzyjające ich powstawaniu.
Tak czy siak na cenzurę, nawet powstałą ze szlachetnych pobudek, zgody być nie może.
Autor na spotkaniu Klubu Trybuny w Otwocku