8 listopada 2024

loader

Chłopcy malowani?

Wojsko w naszym kraju zawsze było otaczane wyjątkowym szacunkiem i podziwem. Niestety – „za wolności” jego prestiż tonie w polityce.

Właściwie zaraz po przełomie politycznym w roku 1989 mogliśmy obserwować zadziwiające postawy i demonstracje. Generał, który z okazji publicznych wystąpień w okresie Polski Ludowej zwykł używać zwrotu „my, komuniści w żołnierskich mundurach” stawał ramię w ramię z pierwszym po 1989 r. biskupem polowym w obronie życia poczętego. Wojskowe nawrócenia miały charakter masowy – do wczoraj „towarzysze”, teraz w ordynku stawiali się na mszach, a za największy zaszczyt poczytywali sobie zaproszenie na imieninowe popijawy do parafii garnizonowej na Długiej w Warszawie. W obyczaju znalazło się też bezszmerowe znoszenie obleg rzucanych pod adresem wojska i oficerów przez różnych chłystków, których historia na chwilę wyniosła do jakiegoś znaczenia, do choćby minimalnej władzy nad wojskiem. „Obiad drawski”, to inny przykład skundlenia – w tym przypadku głównie generalicji.
Nawet, jeśli nastawały w MON rządy jako tako cywilizowane, to jednak cały czas obowiązywała zasada usuwania, odsuwania marginalizowania oficerów, którzy służbę zaczęli przed 1989 rokiem. To z kolei uruchamiało pośród nich mechanizmy obronne, w tym podłość, bezwstyd i wazeliniarstwo. Daleki jestem od potępiania – każdy ma dom, rodzinę, niewielu z nich poza wojaczką coś jeszcze umiało. Życie spędzili w koszarach, na poligonie, na ćwiczeniach, na baczność – zaczynanie od nowa w cywilu dla większości nie było takie proste. Kwitła więc usłużność, układność, kręgosłupy łamano gładko, bez oporu. To sprzyjało corocznemu opuszczaniu szeregów przez tych, którzy mieli już wystarczającą liczbę przesłużonych lat, wystarczającą wysługę, żeby przejść na emeryturę. Nikt ich nie zatrzymywał, a oni czuli, że obu stronom jest to na rękę…
Pamiętam wojsko z okresu, kiedy ministrem obrony narodowej był Jerzy Szmajdziński, a wiceministrem Janusz Zemke.
Współpracujący z nimi oficerowie, choć się z tym nie obnosili, mieli pełną świadomość, że z końcem ich politycznej kariery nastąpi koniec ich osobistej kariery wojskowej. A mimo to pracowali, jak szaleni. Tylko taka praca – na najwyższych obrotach – gwarantowała największe sukcesy wojska, które były możliwe dzięki nim. Wtedy bowiem dopięto kontrakt na 48 samolotów F-16 wraz z offsetem, wtedy do Polski trafiły nowoczesne, pożądane dziś na światowych rynkach transportery opancerzone Rosomak i rozpoczęła się ich produkcja w Siemianowicach, wtedy armia została wyposażona w pociski przeciwpancerne Spike… Nigdy potem przemysł obronny nie miał takiego impulsu rozwojowego jak za rządów SLD i nikt potem nie rozstrzygnął żadnego porównywalnego przetargu, który wprowadzałby polskie wojsko w nową epokę.
W dzisiejszym wojsku przetargi, dozbrajanie, rozwój przemysłu obronnego zstąpiły celebracje „żołnierzy wyklętych”, i „apel smoleński” wciskany organizatorom różnych uroczystości z udziałem wojska w ramach sprzedaży wiązanej. Dawno temu, gdy walczono z pijaństwem, nie sprzedawano wódki bez zakąski, a w sklepach monopolowych obok flaszek z gorzałą stały słodycze i zabawki – żeby trunkowy ojciec, kupując flaszkę nie zapominał, że domu czekają na niego dzieci, którym też coś się od życia należy.
Macherzy od współczesnych uroczystości wojskowych ubogacili jeszcze te obyczaje – bywa więc, że w programie takich uroczystości pojawiają się – niczym niegdyś słodycze w monopolowym – „wdowy smoleńskie”. Osobliwie pani Błasikowa, wdowa po generale Błasiku.
Opisywaliśmy niedawno taką uroczystość – 10 lecie służby w polskim lotnictwie sprowadzonych przez rząd Leszka Millera samolotów F-16. Celebrze w bazie w Krzesinach – nota bene też za rządów SLD przebudowanej pod potrzeby F-16 – towarzyszyło odsłonięcie pomnika gen. Błasika. To ten rozpoznany pasażer kokpitu prezydenckiego TU-154, który sterczał nad pilotami i podtrzymywał ich w przekonaniu, że w Smoleńsku uda się im wylądować mimo wszystko – mimo wskazań przyrządów i słyszalnych komunikatów.
Podczas krzesińskich uroczystości państwowo-wojskowych, wdowa po generale, pani Błasik, wręczała pilotom swoje indywidualne wyróżnienie: statuetkę przedstawiającą jej męża. Wręczanie statuetki nieboszczyka ludziom, którzy choć we wspaniałych maszynach, to jednak codziennie w pewien sposób ścigają się ze śmiercią, jest przejawem szczególnego gustu. Rzecznik MON umył jednak ręce od wyczynów generałowej: „To prywatne inicjatywa pani Błasik”, powiedział… jakby prywatne inicjatywy żon generalskich i wdów były w wojsku na porządku dziennym.
Pani Błasik również przemówiła: „Po 10 kwietnia przyszło mi samej bronić honoru dowódcy Sił Powietrznych. Czy tak powinno się zdarzyć? Zostawiam to wam. Spójrzcie w lustro. Zajrzyjcie do swoich sumień. Oficerowie w stalowych mundurach, piloci, to oni oskarżali bezbronnego, niewinnego mego męża”…
Jakiż teraz musi być w wojsku strach, jaki terror służbowy i moralny skoro wysokiej rangi oficerom, ręka nie zadrży ani głos, gdy w takich okolicznościach odbierają „statuetki” lub odczytują „apel smoleński”…
Okazuje się, że takie incydenty nie przechodzą w wojsku jednak bez echa. Echo można odnaleźć w różnych miejscach, najczęściej wszakże w takich, gdzie żołnierze wypowiadają się co prawda publicznie, ale jednak anonimowo. Na przykład na Niezależnym Forum o Wojsku – Armia bez kamuflażu.
Wyczyn pani Błasikowej poruszył wojskowych internautów. Oto przykładowe komentarze:
Byłem na imprezie, podczas której zostały wręczone te statuetki. Nie chcę mówić o szczegółach, ale jako żołnierz, który nie miał nic wspólnego z katastrofą i z tym, co działo się po niej czułem się co najmniej niekomfortowo. Po tym co powiedziała Pani Błasik ktoś z jajami powinien wstać i zapytać o co tu k… chodzi.*

P.S.
A jaki był gen. Błasik wg jego podwładnych… różne opinie można usłyszeć, na pewno inne niż wyobrażenia jego żony.
Milimetr:
Pani Błasik powiadasz? – a co powiedziała? Dwa, trzy lata temu może wcześniej ktoś tu wrzucił post nt. tego na co ta Pani sobie pozwalała za życia swojego Małżonka jako… „generałowa”. Niestety Administracja NFoW nie zaakceptowała i usunęła ten post zdążyłem go jednak przeczytać i wpis uznać za wiarygodny.
Manfred:
Słyszałem, że sprawdzała podległym żołnierzom brud w uszach i kazała czyścić patyczkami.
Milimetr:
Nie wiem na co sobie pozwala ta Pani za życia małżonka. Wg mnie na za dużo sobie pozwoliła w czasie tej imprezy i co mnie jako żołnierza zabolało, ktoś jej na to pozwala. Za mały niestety jestem i jeszcze w służbie (tylko proszę nie wieszajcie na mnie psów za brak honoru, mam rodzinę na utrzymaniu…) żeby wyjść i powiedzieć co o tym prawdopodobnie większość obecnych myślała. Było tam trochę lampasów i wg mnie to oni powinni jakoś zareagować… Może zareagowali po imprezie, jakieś komentarze między sobą wymienili… Nie wiem, wiem tylko, że mnie niesmak pozostał.
PDT:
Milimetr, ale co konkretnie powiedziała?
Milimetr:
Na scenę zostali wywołani nagrodzeni. Po czym Pani Błasik zapytała co my żołnierze zrobiliśmy gdy plamiony był honor jej męża, gdy rzucano oszczerstwa, czy wobec tego co zrobiono jej mężowi możemy spojrzeć na siebie w lustrze.
Na sali siedziało sporo oficerów byłych Sił Powietrznych, ale nie tylko. Wg mnie wprowadziła klasyczny podział na tych „dobrych” nagrodzonych i na tych złych „pozostałych”, myślę że spora część z obecnych zadawała sobie pytanie o co tu chodzi. Radosne święto 10-lecia F-16 w Polsce a tu takie teksty.
Nie mam sobie nic do zarzucenia w temacie gen. Błasika, co więcej znam ludzi którzy mają o nim ciekawe… zdanie. Jako żołnierz poczułem się obrażony jej słowami, tym bardziej że znam trochę realia lotnictwa i jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, że gen. Błasik był w kabinie, co do alkoholu… sami oceńcie.
Na zakończenie powiedziała jeszcze, że wreszcie teraz będzie w tym kraju normalnie. Nie wiem czy gala wręczania nagród apolitycznej podobno armii to odpowiednie miejsce do przedstawiania swoich preferencji politycznych.
A na co pozwalała sobie ta Pani za życia małżonka?
PDT:
Nie znałem jej to tego nie wiem, jedynie treść usuniętego posta uznałem za wiarygodną, Ktoś wówczas napisał, że pozwalała sobie dysponować samochodami służbowymi. […]
Milimetr:
Po czym Pani Błasik zapytała co my żołnierze zrobiliśmy gdy plamiony był honor jej męża, gdy rzucano oszczerstwa, czy wobec tego co zrobiono jej mężowi możemy spojrzeć na siebie w lustrze… Co więcej znam ludzi którzy mają o nim ciekawe… zdanie.
Bla Bla Bla
Cóż. Trzeba zrozumieć. Straciła męża do którego była przywiązana, potem nierozstrzygnięte kwestie obecności w kabinie, sugestie itp. Na pewno bardzo bolesne. Stąd taka reakcja. Trzeba tolerować. Gorzej jeśli ktoś trzeci by to inspirował czy wykorzystywał.
PDT:
A myślisz, że tak nie jest? Podejmowała tych oficerów na „prywatnym gruncie” czy na wojskowym? […]
Cynicznego wyrachowania nie można wykluczyć – nb. obsesja smoleńska (to dziś doktryna państwowa) pozwala jej nadal „świecić” odbitym światłem.
ToMac:
No ja nie znam odpowiedzi na takie pytanie. Niemniej sądzę, że dzielenie żołnierzy na dobrych czy złych, wprowadzanie elementu pretensji do emocji z czysto ludzkiego punktu widzenia nie da ukojenia. To rozszarpywanie ran.
Cynizm widziałbym tu u ludzi którzy próbowali by na jej cierpieniu bić punkty. Gen. Błasikowi trzeba oddać honory. A rodzime standardy stanowczo wypada podnieść i tragedii nie upolityczniać.

* Pisownia oryginału

trybuna.info

Poprzedni

Grają o prymat na świecie

Następny

W saniach luźniej