W niedzielę czwartego czerwca będę maszerował. Z grupą lewicowych dziennikarzy. Z aktywistami Nowej Lewicy i z przyjaciółmi ze starego SLD. Będziemy w Warszawie protestować przeciw braniu polskiego społeczeństwa za przysłowiową „mordę”. Przeciw władzy, która robi nowy, pełzający jeszcze „zamach majowy”.
Elity Zjednoczonej Prawicy i ich propagandziści wielce przestraszyli się wzmożonej już aktywności opozycji demokratycznej. Jak zwykle chcą podzielić polskie społeczeństwo. Dlatego przeciwstawiają marsz demokratów 4 czerwca prawicowym marszom 11 listopada. Skoro marsz listopadowy zwie się „Niepodległości”, to ten debiutujący ochrzcili marszem „podległości”.
Widać prominenci PiS przestrzeganie polskiej Konstytucji i demokratycznym standardów rozumieją jako „podległość”. A ludzi szanujący Konstytucję, demokratyczne normy uważają za niewolników wyimaginowanych, anty niepodległościowych norm.
Pamiętam 4 czerwca 1989 roku. Wybory do Sejmu RP i pierwsze moje wybory do Senatu. Były efektem porozumienia ówczesnych elit politycznych. Reprezentantów „strony partyjno-rządowej” i opozycyjnej „solidarnościowej”. Dzięki zawartego, kompromisowego porozumienia doprowadzili do pokojowej transformacji ustroju politycznego Polski. Od systemu autorytarnego do demokratycznego.
Transformacja polityczna dokonana po „Okrągłym Stole” była sukcesem. Dziś niekwestionowanym. Krytykę budziła,i nadal budzić będzie, dokonana potem transformacja gospodarcza. Zwłaszcza radykalna, liberalna „terapia szokowa” firmowana przez Leszka Balcerowicza.
Fundamentalną cechą demokratycznego systemu sprawowania władzy jest akceptacja wymiany elit rządzących dokonywanych po uczciwych wyborach. Akceptacja elit rządzących dla niekorzystnego dla siebie wyniku wyborów. W czerwcu 1989 roku „strona partyjno- rządowa” doznała klęski wyborczej. Choć wedle porozumienia miała jedynie oddać część władzy. Mogła wtedy tego niekorzystnego wyniku nie uznać. Kontrolowała przecież wojsko, milicję, służby specjalne. Jedyną wówczas telewizję i wszystkie rozgłośnie radiowe. Gazety i czasopisma. Cała polską gospodarkę.
Ale ówcześni reformatorzy z PZPR zaakceptowali wynik wyborów grożący im utratą władzy. Nawet groźbę, „że na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, jaką coraz głośniej wykrzykiwali prawicowi radykałowie.
Ostatnie trzydzieści lat III Rzeczpospolitej to najdłuższy, nieprzerwany czas funkcjonowania systemu demokracji parlamentarnej w tysiącletniej historii państwa polskiego. Wcześniej tak długiego,demokratycznego treningu społeczeństwo polskie nigdy nie miało.
II Rzeczpospolita zaczynała jako demokracja parlamentarna. Po zamachu majowym w 1926 roku, nastały autorytarne rządy sanacyjnej soldateski ubrane w demokratyczne kostiumy. Dzisiaj rządy Zjednoczonej Prawicy przypominają grupę rekonstrukcyjną przedwojennej sanacji. Pan prezes Kaczyński, niczym Walery Sławek, w młodości chciał wolności, na starość chce ją ograniczyć terrorem instytucji państwowych.
Czwartego czerwca będę maszerował wspólnie z „libkami”, demokratycznymi konserwatystami, modernistycznymi katolikami. Choć na co dzień nie jest mi z nimi po drodze. Ale jeśli dziś nie pójdziemy razem, to jutro obudzimy się w zrekonstruowanej Berezie. We wspólnej celi.