„Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię”…
To nie są słowa profesora Chazana, to zapowiedź prezesa Kaczyńskiego.
Co dalej – po czarnych marszach, największym proteście przeciwko polityce PiS-u, obejmującym sto kilkadziesiąt polskich miast? Proteście kilkuset tysięcy kobiet na ulicach i milionach tych, które tego dnia zamieniły kolorowe stroje na jednolitą czerń. Pierwszy raz w trakcie rocznych rządów PiS-u byliśmy świadkami tego, jak Jarosław Kaczyński podkulił ogon i nakazał swoim posłom odrzucenie obywatelskiego projektu całkowitego zakazu aborcji. Projektu, nad którym jeszcze tydzień wcześniej zachwycali się wszyscy posłowie prawicy. Projektu popieranego przez hierarchów Kościoła. I założę się, że nawet ci posłowie, którzy ostatecznie posłuchali Kaczyńskiego, jeszcze podczas głosowania do ostatniej chwili zastanawiali się, który przycisk nacisnąć: zielony – wyrzucający projekt „stop aborcji” do kosza, czy czerwony – by dalej brnąć w zakaz aborcji.
Kaczyński w narożniku
Atmosferę panującą w środowiskach fundamentalistów katolickich najlepiej oddaje tych kilka zdań, zamieszczonych na portalu pch24.pl, Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej: „Dziś jest czas uleczyć chorą rzeczywistość. Dziś jest czas zmienić zbrodnicze prawo. Lepszej okazji nie będzie. Bóg sam dał nam znak i będzie walczył za nas”…
To, co zrobił Jarosław Kaczyński musiało być, zdaniem piszącego, bluźnierstwem wobec samego Boga, skoro to On „dał znak”. Były marszałek Sejmu z czasów poprzednich rządów PiS-u, Marek Jurek, publicznie zbeształ prezesa: „Jarosław Kaczyński skapitulował wobec jednej dużej aborcjonistycznej manifestacji. (…) To fatalny dzień i fatalna decyzja”. To faktycznie był fatalny dzień – dla Jarosława Kaczyńskiego w szczególności. Nie dość, że przegrał z ubranymi na czarno Polkami, to dodatkowo doprowadził do ostrych podziałów we własnym klubie. Posłanka PiS-u Anna Sobecka – pupilka Tadeusza Rydzyka – skierowała do Antoniego Macierewicza list otwarty, protestując przeciwko wypowiedzi ministra obrony narodowej, usprawiedliwiającej odrzucenie projektu całkowitego zakazu aborcji.
„Zastanawiam się, czy jest jeszcze sens naszej wspólnej pracy w jednym klubie” – napisała Sobecka.
Wynik głosowania odrzucającego projekt „stop aborcji” pokazuje głębokie pęknięcie w PiS-ie. Zgodnie z zaleceniem Kaczyńskiego głosowało zaledwie 186 posłów PiS-u, 32 było przeciw, 9 wstrzymało się, a 7 w ogóle nie głosowało. W sumie jedna piąta posłów PiS-u znalazła się w opozycji do szefa swojej partii. I z czasem to pęknięcie będzie się pogłębiało.
Kościół na Wiejskiej
Dlaczego Jarosław Kaczyński zdecydował się na tak niezrozumiałą dla części swojego elektoratu woltę. Czarny poniedziałek i wielotysięczne „czarne marsze” na pewno zrobiły swoje. Ale przecież to nie protesty kobiet przekonały Krystynę Pawłowicz, zaciekłą bojowniczkę, opowiadającą się za odebraniem kobietom prawa do decydowania o sobie i swojej ciąży – by ostatecznie zagłosowała za odrzuceniem projektu zakazu aborcji. Zdaniem Pawłowicz to „episkopat upoważnił PiS” do odrzucenia projektu obywatelskiego. To wyznanie Pawłowicz, sugerujące deal Kaczyńskiego z biskupami, wydaje się wiarygodne. Bo przecież tych 186 posłów, głosujących za odrzuceniem skandalicznego projektu całkowitego zakazu aborcji, po sejmowym głosowaniu powróciło do swoich parafii. I tam w najbliższą niedzielę zostałoby przez swoich proboszczów z ambony okrzykniętych zbrodniarzami, którzy głosowali za „zabijaniem dzieci”. A więc jakaś „unia tronu i ołtarza” pewnie miała miejsce. To „upoważnienie episkopatu” do takiego, a nie innego głosowania w Sejmie, to kolejny dowód na to, jak cienka linia dzieli naszą neutralną światopoglądowo Polskę od państwa wyznaniowego.
Warto też zadać pytanie, jaką cenę zapłacił Kaczyński za zgodę biskupów na chwilowe zamknięcie niewygodnego dla siebie tematu aborcji? Czy była to cena przeliczalna na złotówki, deklaracja wsparcia finansowego Kościoła? Czy może deklaracja kolejnych ustępstw na rzecz Kościoła w polskiej szkole? Okazja jest wyśmienita, trwa właśnie „reforma edukacji” i nie wierzę, by biskupi nie wykorzystali „reformy” do jeszcze większej indoktrynacji uczniów.
Gwoli ścisłości muszę dodać, że Jarosława Kaczyńskiego pytano, czy stanowisko biskupów przyczyniło się do decyzji posłów PiS o odrzuceniu projektu „stop aborcji”. Prezes oczywiście zaprzeczył, mówiąc: „Nie można robić z PiS partii kościelnej, bo Kościół jest innego typu instytucją, a polityka jest z natury rzeczy grzeszna, w związku z tym ja się do Kościoła tutaj nie będę odwoływał”. No, ale skoro polityka jest „grzeszna”, to i prezes kłamać może – nie wierzę w tą deklarację Kaczyńskiego.
Kaczyński = Chazan
Wojna aborcyjna, rozpętana przez religijnych fundamentalistów, nie skończyła się. Czarne marsze były jedynie wygraną przez kobiety bitwą. A Jarosław Kaczyński tuż po odrzuceniu projektu „stop aborcji” tak się tłumaczył: „teraz trzeba zrobić krok do tyłu, aby później zrobić dwa kroki naprzód”. Nie musieliśmy długo czekać, aby przekonać się, czym pachną te „dwa kroki naprzód”. Przedwczoraj w wywiadzie dla PAP Kaczyński zapowiedział:
„Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię”.
Nieprzypadkowo wyróżniłem to zdanie. Tak brutalne słowa pod adresem kobiet ostatni raz padały ponad 400 lat temu. Gdy obwiniano kobiety o całe zło świata: choroby, klęski żywiołowe, rzucanie uroków i konszachty z diabłem. A potem torturowane ginęły na stosach. To, co proponuje Kaczyński, jest zalegalizowaniem tortur. Tragedią dla rodziców jest już sam wynik badania prenatalnego, wskazujący na głębokie upośledzenie płodu. Torturą byłby wymóg, aby płód niezdolny do samodzielnego życia i skazany na śmierć musiał być przez kobietę noszony i rodzony. Jako facet, nie znam tych 9 miesięcy z autopsji, ale jako ojciec czwórki dzieci wiem, jak ciężkim doświadczeniem jest dla kobiety każda ciąża. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek miał prawo zmuszać kobietę do noszenia w swoim łonie człekokształtnych potworków doktora Chazana. „Wisząca gałka oczna, mózg na zewnątrz, rozszczepienie twarzy – tak opisywano wygląd niemowląt, które rodziły się w klinice profesora Chazana – zwolennika totalnego zakazu aborcji. Po ostatniej wypowiedzi Kaczyńskiego, możemy pomiędzy nim i Chazanem postawić znak równości.
Dlaczego? Dla jakiej idei mamy skazywać kobiety na tortury? By można takie umierające w mękach po porodzie dziecko ochrzcić? Do tego nie potrzeba zmieniać żadnej ustawy. Każdy wierny swojej religii i nakazom swoich biskupów ma do tego prawo. Również do rodzenia dzieci niezdolnych do życia. Ale nikt nie ma prawa do wpisywania reguł swoich religii do ustaw i zmuszania obywatelek i obywateli do przestrzegania obcego sobie światopoglądu. To jest fundamentem świeckiego państwa.
Referendum
Wielu zachwyca się talentem politycznym Jarosława Kaczyńskiego, określając go mianem „wielkiego stratega”. Jeśli jest w tym choćby część prawdy, to Kaczyński już wie, że z narożnika, do którego został zapędzony przez protestujące kobiety, nie ma wyjścia. I że jedynym, co mu pozostało, jest rzucenie na ring ręcznika– oznaczające kapitulację. Każda nowa próba konfrontacji z Polkami i każdy nowy projekt ograniczający i tak kulawy „kompromis aborcyjny”, może oznaczać protesty, marsze i demonstracje wielokrotnie silniejsze i liczniejsze, niż te sprzed dwóch tygodni. Ale niezależnie od tego, co zrobi Kaczyński, zadaniem nas wszystkich jest niedopuszczenie, by cytowane powyżej słowa prezesa PiS-u kiedykolwiek stały się obowiązującym w Polsce prawem.
Dotychczasowe działania Sojuszu Lewicy Demokratycznej i plany na przyszłość określają trzy słowa: „dać Polkom wybór”. Dwa tygodnie temu, 29 września, z inicjatywy SLD powołany został ponadpartyjny komitet referendalny w sprawie aborcji. Komitet kontynuować będzie zainicjowaną przez SLD zbiórkę 500 tysięcy podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie w Polsce referendum aborcyjnego. W referendum Polacy mieliby odpowiedzieć na pytanie: czy jesteś za zachowaniem obecnego „kompromisu aborcyjnego”, czy za jego rozszerzeniem o możliwość dokonywania aborcji, gdy z jakiś względów tak zadecyduje kobieta.
Ratujmy kobiety – ciąg dalszy
Niezależnie od zbiórki podpisów pod wnioskiem o referendum aborcyjne, w ubiegłym tygodniu prof. Joanna Senyszyn i Anna Maria Żukowska złożyły w Sejmie w imieniu Sojuszu Lewicy Demokratycznej kolejny projekt przewidujący liberalizację prawa do aborcji. Ale nie tylko dotyczący aborcji, również in vitro finansowanego z budżetu państwa, edukacji seksualnej już w szkole podstawowej, zwiększenia dostępności do antykoncepcji i finansowania jej przez NFZ. Projekt został złożony w formie petycji, gdyż do złożenia projektu poselskiego potrzeba podpisów 15 posłów, a w zdominowanym przez prawicę Sejmie nie ma szans na znalezienie nawet tak skromnej liczby zwolenników dania kobietom prawa do decydowania o sobie.
SLD od zawsze optował za zmianą prawa aborcyjnego w interesie kobiet. W 1994 roku uchwaloną głosami lewicy ustawę zawetował prezydent Wałęsa. W 1996 kolejną ustawę zakwestionował Trybunał Konstytucyjny z jego ówczesnym prezesem Andrzejem Zollem. „Będziemy dalej walczyły o liberalizację prawa do aborcji” – zadeklarowały składające petycję z nowym projektem.