PRAWA CZŁOWIEKA: Dziś rozpoczyna się jednodniowy, ogólnopolski strajk kobiet. To odpowiedź na plany wprowadzenia bezwzględnego zakazu aborcji. W strajku będą uczestniczyć nie tylko kobiety.
Pomysłodawczynią masowego protestu kobiet jest wrocławska działaczka, Marta Lampart. Powołała się ona na doświadczenie kobiet z Islandii, które w 1975 r. zorganizowały taki strajk domagając się prawa do legalnej aborcji. Ówczesny strajk Islandek, w którym uczestniczyło 90 proc. obywatelek, doprowadził do paraliżu kraju i zmusił polityków do zmiany restrykcyjnego prawa. Polegał on nie tylko na powstrzymaniu się od pracy zawodowej, ale również od wykonywania obowiązków domowych. Pomysł Wrocławianki podchwyciła i nagłośniła Krystyna Janda i od tego momentu ruszyła lawina, głównie w Internecie. Przeciwniczki zaostrzenia prawa antyaborcyjnego zaczęły się organizować i spotkały się z ogromnym poparciem różnych środowisk, również mężczyzn.
Zamknięte firmy
Przeciwniczki restrykcyjnej wersji ustawy antyaborcyjnej, opracowanej przez stowarzyszenie Ordo Iuris i zgłoszonej przez komitet „Stop Aborcji”, podpowiadają, by tego dnia kobiety wykorzystywały możliwość wzięcia wolnego dnia w pracy – skorzystania z należnego urlopu, dnia przysługującego na opiekę nad dzieckiem bądź zgłaszały się do stacji krwiodawstwa, za co również przysługuje dzień wolny od pracy. Te, które nie pracują zawodowo, mają nie wykonywać swoich obowiązków domowych.
Początkowo udział w akcji zapowiadały indywidualne osoby, w tym również mężczyźni, którzy popierają ideę protestu. Bardzo szybko okazało się jednak, że do strajku kobiet zaczęły przyłączać się całe załogi, nie tylko te sfeminizowane. Następnie zaczęło docierać coraz więcej sygnałów od firm, które tego dnia zdecydowały się nie pracować – to skutek decyzji nie tylko samych pracowników, ale również właścicielek i właścicieli tych firm. Ich lista z godziny na godzinę się wydłuża.
Możemy się spodziewać, że tego dnia nie będziemy mogli skorzystać z usług wielu restauracji, barów, salonów fryzjerskich i kosmetycznych, biur tłumaczeń i księgowych, wydawnictw, drukarni, szkół językowych i firm szkoleniowych, sklepów – zarówno osiedlowych, jak i niektórych sieci a nawet hurtowni, których właściciele wraz z pracownikami również zapowiedzieli dołączenie do ogólnopolskiego protestu kobiet. Zamknięte będą również niektóre kina, galerie, domy kultury, muzea i teatry. Do protestu przyłączają się niektóre urzędy – za zgodą, a wręcz z poparciem przełożonych, nie tylko kobiet. Nie będą działać niektóre szkoły i przedszkola, nie tylko dlatego, że ich personel jest zdominowany przez kobiety. Wiele z firm i placówek, które dziś będą działać, ograniczy pracę do niezbędnego minimum a obowiązki kobiet przejmą ich koledzy z pracy. Spodziewajmy się również tego, że dziś nie będą działać przede wszystkim niewielkie, często jednoosobowe firmy prowadzone przez kobiety.
Uczelnie i samorządy popierają protest
Do protestu dołączają również wyższe uczelnie – zarówno prywatne, jak i publiczne. A to dlatego, że w ramach strajku kobiet studentki (i studenci) i tak nie przyszliby na zajęcia. Niektóre uczelnie odwołują zajęcia w całości, tak jak WSPS czy Polsko-Japońska Szkoła Technik Komputerowych, inne zapowiadają, że nieobecność tego dnia na zajęciach będzie usprawiedliwiona a wobec studentów i pracowników, którzy zechcą uczestniczyć w proteście, nie będą wyciągane żadne konsekwencje. Zajęcia odwołują niektórzy pracownicy naukowi. Na dziś na Uniwersytecie Wrocławskim ogłoszono godziny rektorskie. Na Uniwersytecie Warszawskim będą zamknięte niektóre wydziały, m.in. Orientalistyki oraz poszczególne instytuty. Godziny rektorskie ogłoszono też m.in. na wydziałach Historycznym i Chemicznym Uniwersytetu Gdańskiego czy Farmaceutycznym na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na wielu uczelniach nie będą działały dziekanaty.
Oficjalne poparcie dla strajku kobiet ogłosił Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Do strajku kobiet przyłączają się również instytucje samorządowe, za zgodą a niekiedy z oficjalnym wsparciem przełożonych oraz władz. Swoje poparcie dla protestu oficjalnie ogłosili prezydenci: Częstochowy, Poznania, Łodzi, Słupska, Wrocławia, Gniezna, a także m.in. burmistrzowie Przasnysza, Wadowic i Namysłowa. Podobnie jest na niższych szczeblach samorządu. Cały czas dołączają do nich kolejne.
Oczywiście, nie wszyscy, którzy popierają protest kobiet, będą mogli zrobić sobie tego dnia wolne. Dotyczy to niektórych grup zawodowych, których praca polega na dbaniu o bezpieczeństwo ludzi a także tych, których nie obejmuje kodeks pracy. Te osoby tego dnia, aby zamanifestować swoją solidarność, ubiorą się do pracy na czarno. To właśnie czarny kolor stał się symbolem oporu kobiet wobec planów odebrania resztek prawa do legalnej aborcji.
Interesy i represje
Okazuje się jednak, że o ile lawinowo rośnie liczba firm i instytucji, które dziś przyłączą się do strajku kobiet zawieszając działalność albo co najmniej ją ograniczając, pojawiają się i takie, które próbują wykorzystać tę sytuację. Niektóre z nich robią to cynicznie – ogłaszając, że popierają protest i zapraszając do siebie protestujące kobiety na kawę i posiłek, przy czym nie wszystkie z nich robią to na własny koszt, a tak w tych okolicznościach wypadałoby się zachować. Po prostu ich właściciele chcą skorzystać z okazji, iż tego dnia konkurencja nie będzie działać, co dla nich może oznaczać zwiększone zyski.
Zanim protest – nazwany Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet – się rozpoczął, już pojawiły się doniesienia o represjach wobec pracowników, którzy chcą w nim uczestniczyć. Wiele z tych osób, najczęściej na prośbę pracodawców, zgłosiło chęć wzięcia wolnego dnia (niekoniecznie zaznaczając powody takiej decyzji, bo nie mają takiego obowiązku). Jedna z nich opisała taką sytuację na swoim profilu społecznościowym. Napisała, że w poprzednich dniach specjalnie przychodziła do pracy mimo choroby, by móc wziąć wolne w poniedziałek. W odpowiedzi usłyszała od pracodawcy, że jeśli nie pojawi się tego dnia w pracy, może już więcej nie przychodzić. Była zaskoczona, ponieważ do tej pory nigdy nie miała problemu z braniem wolnych dni. Swój wpis zakończyła słowami: „jestem przekonana, o dwóch rzeczach: że Czarny Protest jest potrzebny oraz, że nie chcę pracować dla człowieka, który odmawia mi do niego prawa”. Takich sygnałów dociera coraz więcej i nie ulega wątpliwości, że zapowiadane represje wobec pracowników, którzy w poniedziałek nie pojawią się w pracy, są dyktowane poglądami właścicieli firm.
Niektóre związki zawodowe już zapowiedziały, że będą organizować pomoc prawną dla pracowników, których spotkają represje za udział w Czarnym Poniedziałku. Przypominają oni, że właśnie w tych dniach obchodziliśmy 40. rocznicę powstania Komitetu Obrony Robotników i być może, w związku z zapowiadanymi represjami, trzeba będzie sięgnąć do ówczesnych doświadczeń.
Pogróżki
Nie trzeba było również długo czekać na odpowiedź ze strony środowisk prawicowych, które projekt likwidacji prawa do aborcji popierają. Ich działacze i sympatycy zapowiedzieli już tzw. biały protest i zamierzają, nie mniej ostentacyjnie, tego dnia ubierać się na biało. Jeśli ta propozycja spotka się z realnym odzewem zwolenników prawicy, dziś na ulicach polskich miast będziemy mogli zobaczyć, jak dzieli się polskie społeczeństwo pod kątem stosunku do praw kobiet.
Niestety, okazuje się, że do tego rodzaju manifestacji ideologicznej reakcja prawicy może się nie ograniczyć. Jak alarmują działaczki akcji „Ratujmy kobiety!” (jednej z tych, która organizuje Strajk Kobiet), dostają one coraz więcej pogróżek ze strony organizacji skrajnej prawicy. Takie pogróżki pojawiły się m.in. ze strony członków ONR Mazowsze, którzy mają zamiar atakować fizycznie organizowane dziś pikiety i wiece obrońców praw kobiet. Co gorsza, nie wiadomo, jak w takiej sytuacji zachowa się podlegająca ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi policja. Ta niepewność jest poparta doświadczeniami ostatnich miesięcy.
PIS – DOBRY POLICJANT
W odpowiedzi na narastający protest kobiet, który spotkał się z dużym poparciem społecznym nie tylko w polskim społeczeństwie, ale też z wyrazami solidarności praktycznie na całym świecie, rządzące PiS zapowiedziało, że jego senatorowie rozpoczęli prace nad nową wersją prawa antyaborcyjnego. Ma ono być łagodniejsze niż procedowany w Sejmie projekt komitetu „Stop Aborcji”, m.in. wykluczyć karanie kobiet i lekarzy, i „jedynie” zlikwidować jeden z obowiązujących dziś trzech wyjątków, dopuszczających prawo do legalnych zabiegów aborcji – gdy stwierdzono ciężkie uszkodzenie bądź nieuleczalną chorobę płodu. W ten sposób prezes Kaczyński chce wyjść na dobrodzieja, któremu los i prawa kobiet nie są obojętne. Nie oszukujmy się jednak, że jest to jakieś ustępstwo ze strony PiS.
Wiele wskazuje na to, że taki scenariusz był zaplanowany od początku. To dlatego projekt bezwzględnie zakazujący prawa do aborcji został zgłoszony formalnie jako projekt obywatelski, a nie PiS. Tymczasem w ubiegłej kadencji Sejmu były już takie próby i wtedy PiS zapowiadał, że poprze takie rozwiązanie. Posłowie PiS pokazali podczas niedawnego głosowania, że większość z nich go popiera. Był to ukłon w stronę kościoła oraz bardziej prawicowego elektoratu PiS. Jeśli teraz PiS zgłosi drugi, „łagodniejszy” projekt, odbędzie się to na zasadzie wyprowadzenia kozy z zatłoczonego mieszkania. Przy czym ten „łagodniejszy” projekt i tak jest drastyczniejszy od tego, który obowiązuje obecnie, a przez naiwnych albo cyników uważany jest za „kompromisowy”. Czego by nie zrobili, PiS i tak w tej sprawie będzie górą. Niestety.