Jak na razie szału nie ma. Co prawda pani Anita Włodarczyk w fantastycznym stylu machnęła młotem i zdobyła złoty medal, ale w tym samym momencie na innej arenie Igrzysk Olimpijskich szczypiorniści przegrali ze Słowenią. I tak to się plecie…
A przecież mamy prawo spodziewać się mniejszej huśtawki nastrojów. Polscy sportowcy nie są w Rio sami. Jest z nimi również kapelan – ks. Edward Pleń. Co tam ksiądz Pleń – osobą własną jest też ksiądz biskup Marian Florczyk z diecezji kieleckiej. Biskup jest delegatem Konferencji Episkopatu Polski do spraw Duszpasterstwa Sportowców. Obaj – ksiądz i ksiądz-biskup, to olimpijscy weterani. Igrzyska w Rio, to już szóste igrzyska biskupa, zaś księdza – siódme. Wcześniej odmawiał pacierze w Atenach (2004), Turynie (2006), Pekinie (2008), Vancuover (2010), Londynie (2012) i Soczi (2014). Starzy wyjadacze duszpasterskiej opieki nad sportowcami, jeśli chodzi o dobre pośrednictwo między olimpijczykami a Panem Bogiem, rutyniarze można powiedzieć.
Tymczasem windserfingowcowi Myszce brązowy medal uciekł sprzed nosa, dyskobolowi Małachowskiemu złoto uciekło w ostatnim rzucie, średniodystansowiec Kszczot przegrał walkę o finał o pięć setnych sekundy. Właściwie ksiądz kapelan i ksiądz biskup za zasługę mogą poczytać sobie tylko to, że nasi pływacy w komplecie wracają do domu, bo przecież w tej dyspozycji, w jakiej byli, mogli się zachłystnąć wodą i tfu, tfu – lepiej nie kończyć. Ale znów – nawet jeśli pływakom nasi kapelani pomogli, to ciężarowcom Zielińskim nie pomogli na pewno…
Co gorsza – praca „opiekunów duchowych” naszych sportowców jeszcze marniej wygląda na tzw. tle. I wcale nie mamy na myśli bezbożnych Chińczyków, czy genderowców z USA, którzy już nazbierali worek medali, ale taka Francja i Włochy w chwili tego pisania miały medali po 22… Czyż może być lepszy dowód, że ich kapelani jednak bardziej przykładają się do obowiązków?
Tak, tak – już słyszymy, że inny potencjał, inne możliwości, że to kraje pod każdym względem większe, bogatsze… No, to weźmy maleńką Danię. Niedużo ich – kilka milionów. No i niech Państwo sobie wyobrażą, że ta Dania ma na dziś więcej medali niż my! Z tym, że my mamy dwa złote, a oni tylko jeden i to wywindowało nas wyżej w tzw. klasyfikacji medalowej, mimo, że Dania ma więcej od nas medali srebrnych i brązowych. I niech Państwo sobie wyobrażą jeszcze, że na Igrzyska do Rio nie pojechał z Duńczykami ani jeden kapelan!
Za to kościoły szwedzki i norweski uznały, że jednak muszą być razem ze swoimi owieczkami. W związku z tym oba one – nie komitety olimpijskie, uchowaj Boże – wysłały swych pastorów do Rio. Na czas igrzysk wynajęli i zamienili na protestancki kościół restaurację Devassa przy słynnej plaży Copacobana. Kto chce może przyjść przed kąpielą w oceanie, kto chce może przyjść po… A mimo to Szwecja ma tylko jeden złoty medal mniej niż my. Norwegia zaś jest za nami znacznie w tyle, ale biorąc pod uwagę koszty, określenie „w tyle” jest względne. To my sobie myślimy, czy my rzeczywiście robimy dobry interes na tych kapelanach?