Szczerze? Uważam ochroniarki z Kongresu Kobiet za bezczelne. Choć – trzeba przyznać, ich bezczelność nie jest jeszcze tak ogromna jak na przykład bezczelność kasjerek z supermarketów. Te to mają tupet. Siedzą całymi dniami, a jak już wreszcie wstaną to idą prosto po podwyżki.
Albo tacy kierowcy autobusów. Ciągle strajkują i ciągle im źle. Jak nie we Francji to we Włoszech, jak nie we Włoszech to gdzie indziej. Siedzi taki na miękkim, ciepło mu w tyłek, bo w nowych maszynach to i podgrzewane siedzenia się zdarzają. Robi siódme kółeczko i nigdy nie wiadomo, czy przy ósmym nie strzeli mu do głowy jakaś „akcja protestacyjna”. Od tego siedzenia na podgrzewanym może się człowiekowi poprzewracać w dupie. Do roboty byście się wzięli zamiast jojczyć, niektórzy i niektóre przez dwa dni biegają bez ustanku i jeszcze znajdują czas, żeby napisać o tym felieton!
***
Ludzie, serio. Już nawet „Najwyższy Czas!” czyli tuba korwinistów, pisze ze współczuciem o ochroniarce z Kongresu i otwarcie nazywa rzecz „skandalem”. Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie taki dzień, kiedy z entuzjazmem im w czymś przyklasnę. A jednak. „Środa robi sobie jaja z losu kobiety okrutnie potraktowanej przez feministki”. To jest prawdziwy symbol upadku tej imprezy: „kuce” pouczają kobiece aktywistki i na dodatek mają rację.
Podczas gdy Maria Świetlik i Katarzyna Duda mówiły o prekarności i pladze outsorcingu, obok przez wiele godzin zmęczonym wzrokiem patrzyła na puste i zakazane krzesło kobieta, która prawdopodobnie otrzymała wynagrodzenie zbliżone do pomywaczki, a obowiązki zbliżone do BOR-owca.
Prof. Środa oburzyła się śmiertelnie na sformułowanie „odrażający przykład nadużycia władzy klasy średniej nad kobietami i ich ciałami”. Owszem, ani ona, ani Henryka Bochniarz czy Agnieszka Holland osobiście nie postawiły tej pani w kącie i nie zabrały jej przerwy na jedzenie. Nikt tak nie twierdzi. Ale wiecie – to trochę jakby na konferencji prasowej UNICEF napoje podawała 7-letnia Riya z Bangladeszu. Albo jakby na kolegium redakcyjnym magazynu „Vege” któryś publicysta zaczął pałaszować steka. Maria Świetlik nie formułuje oskarżeń pod adresem gości, którzy po prostu mieli pojawić się w obiekcie i wziąć udział w dyskusji. Stawia najzupełniej słuszne zarzuty organizatorkom, które najwyraźniej na czas nie wyjęły głów spod własnych kości ogonowych.
Kogoś jeszcze dziwi, jak to możliwe, że niektórzy ludzie któregoś dnia nie wytrzymują i idą demolować samochody i podpalać domy innych ludzi? Podpowiedź: robią to właśnie ci, którzy najpierw przez wiele godzin musieli stać na baczność bez jedzenia. Robią to ci, którzy musieli wkładać pampersy, bo przerwa na oddanie moczu spowodowałaby u ich pracodawców niedopuszczalne straty w skali miesiąca.
Jaki jest sens organizowania imprezy, podczas której oburzamy się na gwałty w Indiach i wzdychamy nad brakiem aktywizacji zawodowej kobiet, podczas gdy wystarczy minąć przepierzenie, aby zorientować się, że król jest nagusieńki jak noworodek?
Wspaniale, że w tym roku Kongres Kobiet postanowił wyjść poza własne ograniczenia i zaprosił mnóstwo wartościowych działaczek: Martę Lempart, Agatę Nosal-Ikonowicz, Beatę Siemieniako, Katarzynę Dudę, Iwonę Hartwich. Ale felieton Magdaleny Środy pokazał niestety dobitnie, że tylko zmarnowały tam czas. Ich obecność na Kongresie była jedynie płytkim PR-owym chwytem, nastawionym na zminimalizowanie krytyki lewicowych środowisk. A sama impreza jak kwalifikowała się na potraktowanie buldożerem, tak kwalifikuje się do tego dalej. A już co najmniej do głębokiej restrukturyzacji.