9 grudnia 2024

loader

Czysta, brutalna prawda. Jesteście gotowi?

Praca czyni wolnym

59928522_766204557113405_2029245023702220800_n

Wiem, że to co napiszę, może być źle odebrane, ale nie chodzę po tej ziemi po to, żeby ludziom przychylać nieba; żeby im kadzić i widzieć jednako, jak tłuszcza. Chodzę, żeby wątpić; żeby zadawać pytania i poddawać w wątpliwość oczywiste oczywistości. Choćby miało boleć. Bo ponoć myślenie nie boli, ale skutki pomyślunku potrafią być bolesne. Co nie znaczy, że myśleć nie należy. Zwłaszcza krytycznie.

Wielkim obrzydzeniem przepełnił mnie szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Paweł Soloch, kiedy wyrzucał zdjęcie uchodźczego dziecka, ciśnięte doń przez posła Łąckiego. Gdy obserwowałem jego reakcję, targały mną emocje jakich doświadczam, kiedy widzę, gdy ktoś wyrzuca przez okno samochodu niedopałek papierosa albo śmieci do lasu. Za takie zachowania biłbym po łapach do zsinienia kłykci. Soloch pokazał swoją prawdziwą facjatę tym jednym gestem; nadąsanego, bezdusznego biurokraty, ale to mnie akurat nieszczególnie zdziwiło, bo po całym jego obozie politycznym niczego więcej się nigdy nie spodziewałem. Dość symptomatyczne, że w tym samym lub podobnym czasie, prezes oglądał na tablecie z przybocznym Mariuszem, oprawę kibiców Legii na meczu z Anglikami. Swoją drogą, dość udaną, podobnie jak doping, o którym nawet brytyjski trener wypowiadał się z uznaniem.

Reakcja Pawła Solocha jest symbolem. Tylko symbolem i aż symbolem. Niczym więcej być nie może, bo na poziomie symbolicznym PiS od dwóch kadencji rozgrywa Polskę i Polaków, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy ważkie, a w szczególności, politykę zagraniczną, której nie umie prowadzić, bo po prawdzie nie ma kim i z kim. Jest też niestety symbolem tego, do czego władza nasza sprowadziła kwestię uchodźczą, zamykając ją w chwytającym za gardziel obrazku małego dzieciątka, zostawionego na zimnie pod lasem. Niestety jednak, prawda o problemie migracyjnym, który dopiero nas naprawdę dotknie za parę lat, jest dużo bardziej skomplikowana. Nie jest czarna, jak twarz Somalijki, jak tego chce strona opozycyjna, która mówi, że żaden człowiek nie jest nielegalny i należy otworzyć granice na oścież. Rzeczywiście, trudno odmówić emocji i empatii, kiedy bierze się to wszystko na serce. Kiedy jednak dołączyć rozum, rzecz się komplikuje. Pojawiają się trudne, twarde pytania o przyjęty kurs i jego zasadność. Bo czy rzeczywiście rację mają ci wszyscy, którzy krzyczą, że faszyzm czyha u naszych bram i należy je w końcu odryglować, bo na zewnątrz są ludzie wołający o pomoc? Pytanie, czy każdy tak samo woła o pomoc i czy rzeczywiście to wszystko to zero-jedynkowa kalkulacja: brać albo oddać Łukaszence.

Nie wiem czy posłowie Lewicy i KO zadali sobie trud i porozmawiali kiedyś z zatrudnionymi w ośrodkach dla uchodźców, zwłaszcza tych, rozsianych na wschodzie kraju; na Zamojszczyźnie, Podkarpaciu, Podlasiu. Wbrew temu co mówi ten i ów, nie pracują tam chłopcy z Waffen SS, tylko normalni ludzie, którzy też mają rodziny, dzieci i wiedzą, ile kosztuje chleb nasz codzienny, w przeciwieństwie do pana premiera i wyborców posłanki Żukowskiej, którzy żywią się bułkami. Nie wiem, czy posłowie i politycy Lewicy albo KO odwiedzili kiedyś wioski i miasteczka, w których takie ośrodki posadowiono i czy rozmawiali z mieszkańcami tychże miejsc. Podejrzewam, że nie wielu, jeśli w ogóle ktoś. Ja natomiast to zrobiłem. Rozmawiałem z pracownikami Straży Granicznej, ośrodków dla emigrantów, mieszkańcami wsi, którzy mają na co dzień z emigrantami styczność. I od nich, tzn. tych, którzy rzeczywiście zajmują się tymi ludźmi wiem, że to, jak się przedstawia całe zagadnienie w mediach jest bardzo dalekie od tego, co tak naprawdę się dzieje u nas na granicy. Że ludzie przymierają głodem? Nie przeczę, że były takie wypadki. W większości ośrodków jest jednak tak, że uchodźcy mają weń zapewniony wikt, na który w niejednym polskim domu nie stać pracujących rodziców. Gotują im kucharki za nasze pieniądze. Że przyjeżdżają za pracą? Nic podobnego. Bogaty Zachód nauczył, że wszystko dostaje się za nic. I że pracować się nie opłaca. Opieka medyczna na niskim poziomie? Pokażcie mi opiekę w Czeczenii albo w Sierra Leone. U nas wszyscy mają pod bokiem lekarza. Polskę traktują jako miejsce przejściowe. Zwykle uciekają dalej, do Niemiec albo do Szwecji. Normą jest, że pod wschodnią granicę przyjeżdżają po nich z Zachodu znajomi i kuzyni, albo zwyczajni przemytnicy, którzy biorą za to potężną kasę. Mało który chce zostać u nas. Jeszcze mniejszy procent chce zostać i pracować. I nie ma się co czarować, że jest inaczej. Nie wierzycie? Jedźcie do ośrodków, pogadajcie z ludźmi. Taka jest brutalna, smutna prawda.

Sprawę z Białorusią, czytaj z Putinem, można by rozwiązać gdyby tylko była wola polityczna do podjęcia rozmów, ale póki żyje Kaczyński i jego doktryna, nikt z prawa nie będzie traktował Rosjan inaczej niż nacji, która uśmierciła polskiego prezydenta z małżonką pod Smoleńskiem. A bez zbliżenia z Rosją, choćby symbolicznego, a to akurat PiS potrafi, nie rozwiążemy problemu Usnarza inaczej, niźli stawiając płoty i przedłużając stan wyjątkowy o kolejne miesiące, licząc na to, aż Łukaszence, czyt. Putinowi, znudzi się zwozić do siebie chętnych do przejścia po polskiej ziemi do Reichu. Tych jednak szybko nie zabraknie. Kiedy by mogło ich zbraknąć? Gdyby nowy kanclerz, najpewniej z SPD, powiedziałby, że…kto nie pracuje, niech nie je. Że tych przyjmiemy, którzy zechcą przyjąć nasze normy i nasze wolne etaty. Etatów, podobnie jak emigrantów, również szybko w Niemczech nie zabraknie. Tylko czy nastał już czas, żeby zmierzyć się z brutalnością dzisiejszego świata, czy jest jeszcze w skarbcu na tyle dużo złota, żeby wydawać go po uważaniu, za nic nierobienie. To pytanie, z którym tak my, jak i stara Europa musi się zmierzyć bardzo szybko. Jak dotąd odpowiedzi które dają bogaci są cokolwiek mało zadowalające. Obozy przejściowe na Lesbos czy Lampedusie, które stają się stałymi lokacjami z pęczniejącą biedą, to klajstrowanie dżumy plastrem na szczury. Ropa wyleje się bokami szybciej niż się nam wydaje. Spotkać się trzeba; spotkać i poważnie pogadać. Postanowić coś. Że nie ma nic za darmo. Że przyjeżdżajcie, ale za pracą, a nie za zasiłkiem za bycie człowiekiem. Bo takich, żeby było brutalnie do cna, mamy u sobie własnych pod dostatkiem. A z nimi też coś trzeba począć.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Chyba można już chodzić do lasu?

Następny

Kapitalizm niszczy sam siebie

Zostaw komentarz