Miniony, dziesiąty dzień miesiąca pozornie minął, jak każdy poprzedni: sługa podstawił Panu Prezesowi podnóżek (wzwyżkę, postumencik, trybunkę), pan Prezes troszkę niepewnie, ale wszedł nań, by być lepiej widocznym dla swych wyznawców i rozpoczął przemowę. Powtarzalną, jak sam rytuał wszystkich dotychczasowych „miesięcznic smoleńskich”. Powtarzalną, ale tym razem jednak inną niż poprzednie. W kwestii pomników, inną, mianowicie. Do tej pory Prezes jedynie zapowiadał, że pomniki powstaną, tym razem wskazał, gdzie konkretnie.
– Wierzę w to głęboko, tu, między „domem bez kantów” i Hotelem Europejskim, stanie pomnik Lecha Kaczyńskiego.
– „Po byku”, można by mu odpowiedzieć z warszawska. Jeśli Lech z żoną stanąć mieliby na miejscu kawiarni koło Hotelu Europejskiego, to mniejsza, że staliby bokiem do siedziby Biskupa Polowego, ale, co gorsze, tyłem do marszałka Piłsudskiego, który z cokołu popatruje na plac swojego imienia, zakończony Grobem Nieznanego Żołnierza, spoza którego posikuje słynna fontanna w Ogrodzie Saskim. Stać do biskupa polowego bokiem – jeszcze by uszło, ale tyłem do Marszałka?!… Chociaż – dlaczego nie? Nie pierwszy to w historii przypadek, gdy wielkości idą nie razem, ani nawet nie obok, lecz także nie przeciw sobie, jakby zewnętrzny pozór wskazywał. Są bowiem wielkościami integralnymi, samymi w sobie, sobie równymi:
„Bądź zdrów! – a tak się żegnają nie wrogi
Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi.”
Taka lokalizacja miałaby także wielki walor praktyczny – nie trzeba byłoby dźwigać wieńców Bóg wie dokąd. Jeden dla Brata i po paru metrach drugi dla Marszałka. Taki kawałek, to pan Prezes sam by przeniósł.
Jarosław Kaczyński wskazał również miejsce pod drugi pomnik – pozostałych ofiar katastrofy. Znajdowałby się na małym parkingu prezydenckim, niedaleko monumentu Adama Mickiewicza. Prezes określił lokalizację precyzyjniej: – Tu zaraz za Pałacem, gdzieś obok kościoła seminaryjnego. Publisia nie posiadała się z radości…
Tak, proszę Państwa – to dzieje się na naszych oczach. Ofiary katastrofy mają swój monument na Powązkach, na cmentarzach, na których spoczęli, rodziny każdej z nich wystawiły pomniki prywatne. Poza tym Państwo Prezydentostwo już dziś mają swoich pomników sporą gromadkę, mają tablice pamiątkowe, nawet grobowce na Wawelu. Może komuś brakuje jeszcze jednego, ale – jeśli już, to raczej powinien to być pomnik-memento, pomnik bałaganu, lekceważenia przepisów i procedur, bo takie są przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu. Reszta to fobie i szantaż moralny stosowany przez tak niewielu wobec tak wielu.
Władze Warszawy powtarzają niezmiennie, że przestrzeń architektoniczna Krakowskiego Przedmieścia jest już zamknięta i żadnych nowych pomników stawiać się tam nie będzie. A co zrobią, gdy na rozkaz Antoniego Macierewicza wojsko zwiezie i zmontuje gotowy pomnik w miejscu wskazanym przez Prezesa? Czy użyją straży miejskiej, gdy na ceremonii poświęcenia i odsłonięcia pomnika zjawi się prymas Polski, Marszałkowie Sejmu i Senatu, rząd i Szanowny Brat w czarnym krawacie? A towarzyszyć im będzie tłum fanatyków z portretami pary prezydenckiej, z krzyżami, różańcami w rękach, z portretami Matki Boskiej i Jana Pawła II?
Pani prezydent Warszawy milczy, w imieniu władz miasta wypowiada się wiceprezydent Jarosław Jóźwiak. Onże zapewnia, że żaden pomnik we wskazanym miejscu nie powstanie. – Nawet krzyż papieski na placu Piłsudskiego stanął nieco z boku, by nie pokrywać się bezpośrednio z Osią Saską, powiedział… Tylko czy ten krzyż w ogóle miał tam prawo stanąć, czy może jednak było tak, że prawa nie miał, ale wiadomo – dla świętego spokoju nawet Oś Saska wszystko zniesie?… Skoro więc raz ten, podobno nie do ruszenia, fragment miasta dało się przemodelować, to dlaczego nie można tego zrobić po raz kolejny?
Tym bardziej, że władze Warszawy są wyjątkowo podatne na „właściwe” argumenty. Przypominam, że gdy w związku z budową drugiej linii metra wybuchła sprawa „pomnika czterech śpiących”, ogłosiły one referendum – ma zostać, czy ma iść precz. 70 proc. było za tym, żeby został. Poszedł precz, bo władze miasta chciały mieć spokój od środowisk narodowych. To teraz się nie ugną? Zwłaszcza, że PiS rządzi i z każdym dniem ma więcej instrumentów do otworzenia wnętrzności miasta i sprawdzenia, co tam w środku się dzieje. Ostatnio głośna jest w Warszawie sprawa oddania wartej 160 mln. zł. działki koło Pałacu Kultury, którą Polska (wówczas Polska Ludowa) ze spadkobiercami już rozliczyła, zwracając zaakceptowaną przez nich sumę. W zamian oni odstąpili od wszelkich praw i roszczeń. W Warszawie aż huczy, że podobnych „dziwactw” jest o wiele więcej, bo przecież prywatyzacja gruntów warszawskich (zwana przez publiczność – zapewne nie bez przyczyny – „dziką”) trwa już od lat. Zapewnienia władz miasta, że z Krakowskiego Przedmieścia nie oddadzą pod żaden pomnik ani skrawka ziemi, są więc mało wiarygodne. Zwłaszcza, że nie tak dawno na Placu Bankowym, pod nosem pani Prezydent, ustawiono głaz z tablicą upamiętniającą Lecha Kaczyńskiego. Podobno ona dowiedziała się o tym z mediów. Montaż obywał się w nocy w asyście policji. Głaz odsłonięto podczas uroczystości związanych z obchodami rocznicy katastrofy smoleńskiej, z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka oraz wojewody mazowieckiego. Głaz ustawiono oczywiście nielegalnie…
Dopóki więc przynajmniej ten głaz nie zostanie usunięty, to niech pan wiceprezydent nie prawi w imieniu pani prezydent głodnych kawałków o przestrzeganiu prawa w Warszawie.
Ale, żeby nie było, że tylko krytykujemy, a nie przedstawiamy alternatywnych konstruktywnych propozycji, to proszę bardzo.
Bardzo godnym miejscem na pomnik Państwa Prezydentostwa Kaczyńskich mógłby być Długi Targ w Gdańsku. Tam jest wystarczająco dużo, wystarczająco pięknego miejsca, żeby oprócz gołego, posikującego Neptuna stanęła też prezydencka para, tak bardzo przecież z Gdańskiem związana.
Dobrą lokalizacją byłby także Rynek W Krakowie – z przodu Kościół Mariacki, z tyłu Sukiennice obok pomnik Mickiewicza – zupełnie jak na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie…
Bardzo się też przy Warszawie upiera pan poseł Brudziński, obecnie pierwszy obywatel przepięknego Szczecina: – Zapewniam, że [pomniki na Krakowskim Przedmieściu] staną – mówi Joachim Brudziński.
Ale, po co tak się upierać? Może wykorzystać obecne możliwości pana posła, (póki nie przeminą) i wystawić od razu dwa pomniki w Szczecinie? Czemu nie? Jeden – ofiar katastrofy – na Wałach Chrobrego z widokiem na Odrę, a drugi – Marii i Lecha Kaczyńskich na Pięknych Błoniach? Cudne miejsce – z jednej strony monument przedstawiający Jana Pawła II, z drugiej Pomnik Czynu Polaków – słynne, zrywające się do lotu trzy orły, symbolizujące polskość tych ziem. Zwłaszcza teraz, gdy tak odważnie prowadzimy politykę powstawania z kolan zwłaszcza wobec Niemiec, Lech Kaczyński osobiście doglądający zrywających się do niepodległego lotu orłów byłby tam bardzo a propos. A przy okazji może te nasze nowe, pożal się Boże elity, choć na trochę odpieprzyłyby się od Warszawy.