Gdy na stopniach ołtarza lub przed urzędnikiem stanu cywilnego wypowiadamy sakramentalne „tak”, nigdy nie wiemy, czy właśnie nie popełniamy życiowego błędu. Gdy rozpoczynamy pracę w nowym zakładzie, nigdy nie wiemy, czy nasz uśmiechnięty szef za rok nie okaże się najbardziej znienawidzonym człowiekiem na ziemi. Choć marzymy o tym, nie jesteśmy w stanie poznać przyszłości.
Gdy w ostatnią sobotę szedłem z warszawskiego dworca kolejowego do siedziby SLD na Złotej, na skwerku wokół Pałacu Kultury zaczepiały mnie Cyganki. Zapewniały, że dzięki kartom poznam przyszłość. Może powinienem zapytać, czy należy bywać na marszach KOD? Nie zapytałem.
Niejednokrotnie, również na łamach Trybuny, twierdziłem, że błędem byłoby angażowanie się Sojuszu Lewicy Demokratycznej w działania Komitetu Obrony Demokracji. Nie ta opcja, nie ten program, nie ci ludzie. SLD powinno szukać swojego własnego miejsca w polityce, bez towarzystwa Petru, czy Schetyny – potwierdzam, to moje słowa. A jednak… W ostatnią sobotę w pierwszym szeregu marszu KOD maszerował przewodniczący Włodzimierz Czarzasty, a wśród oficjalnych gości Mateusza Kijowskiego było wiele osób z kierownictwa SLD. Też byłem. Dlaczego? Bo to przecież nie karty Cyganki przekonały mnie do zmiany stanowiska, ale analiza faktów i obserwacja tego, co dzieje się na polskiej scenie politycznej.
Fakt pierwszy: koalicja Wolność, Równość, Demokracja
Wolałbym pisać o porozumieniu, a nie o koalicji, gdyż koalicja sugeruje jakieś wspólne zamierzenia wyborcze, a to akurat jest nieprawdą. Ale w dokumencie powołującym do życia Wolność, Równość i Demokrację, mówi się o koalicji, więc niech tak zostanie, z zastrzeżeniem, że nie chodzi o żadną koalicję wyborczą. Sojusz Lewicy Demokratycznej przystąpił do koalicji Wolność Równość Demokracja wraz z kilkunastoma innymi podmiotami politycznymi. Co ciekawe, w koalicji chyba najwięcej jest ludzi kojarzonych z lewicą. Zresztą nie inaczej było na sobotnim marszu KOD w Warszawie. Jeśli ktoś dokładnie przyjrzał się w telewizji pierwszemu szeregowi marszu, to dostrzegł się tam wielu polityków lewicy. Jeśli ktoś miał prawo czuć się nieswojo w towarzystwie maszerujących, to raczej był to Ryszard Petru, a nie Włodzimierz Czarzasty. Również prezydent Komorowski pewnie wolałby maszerować pod sztandarem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, a nie pod hasłami „Wolność, Równość, Demokracja”, kojarzącymi się z rewolucją francuską. Schetyny nie było – i dobrze. Zresztą sympatycy PO powinni powoli oswajać się z myślą, że wojna domowa w PO, między Grzegorzem Schetyną i Ewą Kopacz, wkrótce sprowadzi sondażowe poparcie dla tej partii do poziomu progu wyborczego. Ale to nie nasz ból głowy.
Fakt drugi: mniej polityków w KOD
Wydaje się, że organizatorzy marszów i protestów KOD w końcu zrozumieli, że politycy z pierwszych stron gazet, tak chętnie i licznie grzejący się w świetle kamer, zawłaszczają ten powstały oddolnie ruch. W sobotę przemawiali przede wszystkim prezydenci: Komorowski i Kwaśniewski, a tacy politycy jak Ryszard Petru, czy premier Ewa Kopacz stali pod sceną i byli jedynie obserwatorami tego, co działo się na scenie. Jeśli taka formuła utrzyma się dłużej, jest szansa, że KOD pozostanie platformą grupującą wiele partii i organizacji nastawionych opozycyjnie do rządów PiS-u, a nie odskocznią dla poszczególnych polityków. Koalicja Wolność, Równość, Demokracja określiła 3 cele wspólne dla wszystkich sygnatariuszy porozumienia: sprzeciw wobec naruszania Konstytucji (uchwalonej w 1997 roku przy ogromnym udziale SLD), obronę miejsca i pozycji Polski w Unii Europejskiej (do której to SLD Polskę wprowadził) oraz obronę polskiej demokracji, zagrożonej autorytarnymi zapędami Kaczyńskiego. I tak zdefiniowana obecność SLD w koalicji Wolność, Równość, Demokracja nie może budzić zdziwienia ani sprzeciwu nikogo z członków SLD, bo to przecież pryncypia ustrojowe bliskie Sojuszowi. Jeśli ktoś powie, że w deklaracji Wolność Równość Demokracja nie ma nic o pryncypiach społecznych SLD, to będzie miał rację. Dlatego Sojusz Lewicy Demokratycznej pozostaje i musi nadal pozostać suwerenną partią, realizującą swój program, zarówno społeczny jak i światopoglądowy. Tu nic się nie zmienia i tutaj KOD nie ma nic do gadania. I nie powinien. Bo nie wyobrażam sobie jakiegoś nawet minimum programowego, wspólnego dla SLD i na przykład Nowoczesnej.
Fakt trzeci: lewicowy KOD
Kolejne badania sondażowe potwierdzają to samo: większość uczestników marszów i demonstracji organizowanych przez KOD to ludzie, którym znacznie bliżej jest do lewicy niż gdziekolwiek indziej. O tym wiemy my, w SLD, ale wiedzą też decydenci w KOD. Dlatego jeśli dzisiaj ktoś pyta mnie, dlaczego na demonstracjach KOD mówi się tylko o Konstytucji, a nie o kodeksie pracy, to odpowiadam: wszystko w swoim czasie. Jestem przekonany, że tematy społeczne też z czasem pojawią się w agendzie. Pojawią się, bo takie są oczekiwania tysięcy ludzi uczestniczących w marszach.
Zresztą, dzisiejszy KOD nie ma klarownego i spójnego programu, prócz spontanicznej reakcji na to, co robi z Polską Prawo i Sprawiedliwość. Powstanie koalicji Wolność, Równość, Demokracja i wyraźna obecność lewicy w koalicji nie wyklucza tego, że kształtujące się oblicze polityczne – czy to KOD-u, czy to jakiegoś post-KOD-u, będzie bliskie wartościom lewicy lub centro-lewicy. Bo to, co dzisiaj widzimy na ulicach polskich miast i miasteczek przypomina lawę wylewającą się z dymiącego wulkanu. Jaki kształt przybierze, gdy zastygnie, tego nie wiemy. Ale czekanie i przyglądanie się z boku, wybrzydzanie na niestosowne towarzystwo (Petru, Schetyna i tacy tam) zdaje się coraz mniej racjonalnym. Zwłaszcza, że najważniejszy jest fakt czwarty.
Fakt czwarty: im dalej w las, tym ciemniej
Kaczyński i jego rząd każdego dnia wprowadzają nasz kraj w coraz ciemniejszy las polskiej państwowości. Łamanie Konstytucji, osłabianie pozycji Polski w Unii Europejskiej, dramatyczne zadłużanie kraju i straszenie Polaków tym, jaka będzie nasza przyszłość. Tak zwana ustawa antyterrorystyczna właśnie jest uchwalana w Sejmie. Nikt nie kwestionuje konieczności radykalnych działań państwa przeciwko terrorystom, ale zapisy tej ustawy otwierają szerokie pole do działania ludziom złej woli. A za takich uważam Kaczyńskiego, Ziobrę, Macierewicza i ich polityczne koleżeństwo. Korzystając z zapisów ustawy będzie można podsłuchać, zatrzymać, a pewnie i skazać praktycznie każdego. Zaś takie wolności obywatelskie, jak wolność słowa czy wolność zgromadzeń przemodelować na wzór putinowski.
Z kolei zapowiedziana już zmiana ordynacji wyborczej ma pomóc wygrać PiS-owi przyszłe wybory. Co na to wszystko opozycja? Ta w Sejmie i ta pozaparlamentarna, jak SLD? Rozdrobniona, skłócona – może niewiele, albo prawie nic. Kaczyński i tak robi swoje.
Dlatego warto jednoczyć siły, choćby właśnie w koalicji Wolność, Równość, Demokracja, broniąc demokracji, Konstytucji i Polski w Unii. Pamiętając, że koalicje tworzy się z rozsądku, a nie z miłości. Wystarczy przypomnieć skład koalicji, która w II wojnie światowej pokonała faszystów. Nie jest moim zamiarem straszenie tamtymi czasami, a jedynie stwierdzenie, że bycie razem popłaca.