Mieszkańcy 65-tysięcznego Bełchatowa (woj. łódzkie) przez niemal tydzień pozbawieni byli ciepłej wody. To tylko jeden z wielu efektów „dobrej zmiany” w tym mieście.
Jeszcze w roku ubiegłym mieszkańcy słyszeli zapewnienia o tym, że dzięki unijnym dotacjom sieci zostały zmodernizowane i dzięki temu nie będzie dłuższych przerw w dostawie ciepła. Skoro zatem infrastruktura jest w dobrym stanie, to co zawiniło?
Swoi ludzie na swoich stołkach
Po ostatnich wyborach samorządowych pełnię władzy w mieście zdobyło Prawo i Sprawiedliwość. Przedstawiciele partii Jarosława Kaczyńskiego wygrali obiecując m.in. odpolitycznienie miejskich spółek. Mieszkańcy jednak szybko przekonali się, jak puste były to obietnice.
Zaraz po zaprzysiężeniu politycy „prawej” i „sprawiedliwej” partii ruszyli do obsadzania stołków swoimi ludźmi. Nepotyzm nie był tu nawet maskowany i nie starano się choćby stwarzać pozorów. Jedną z pierwszych ofiar „dobrej zmiany” była dyrektorka Miejskiego Centrum Kultury, którą bez wygrywania konkursu zastąpiła rodzona siostra nowo wybranego posła PiS. Podobnie postąpiono w większości zależnych od miasta instytucji i spółek. Gdy stołki zostały obsadzone, zaczęto tworzyć nowe, wysokopłatne stanowiska dyrektorskie, nie zważając przy tym na miejskie finanse. Ostatnim przykładem „dobrej zmiany” w Bełchatowie są roszady w miejskiej spółce PGM zajmującej się administrowaniem komunalnymi zasobami mieszkaniowymi. Nowym prezesem został tam syn wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej, który do tej pory był… strażnikiem miejskim. Nie muszę chyba w tym miejscu wspominać, że doświadczenie nowego prezesa w zarządzaniu nieruchomościami oraz spółkami samorządowymi jest zerowe.
Dodatkowo, miasto jest zadłużone na ok. 60 mln zł, co jest „zasługą” poprzednio rządzących, m in. z Platformy Obywatelskiej. A przecież funkcjonują w nim dwa duże przedsiębiorstwa państwowe, w tym Kopalnia Węgla Brunatnego, z których miasto ma niezłe zyski, zaś zatrudnieni w nich mieszkańcy raczej nie narzekają na zarobki. Przedstawiciele „dobrej zmiany” zapowiadali podczas wyborów, że naprawią sytuację finansową miasta. Swoje rządy zaczęli jednak od poprawiania własnej sytuacji finansowej.
Brak ciepłej wody, zielona rzeka
W Bełchatowie za ciepło odpowiada miejska spółka PEC. Po wyborach jej prezesem został pisowski „spadochroniarz”, Grzegorz Zegarek. Ten pochodzący ze Skierniewic członek Prawa i Sprawiedliwości to były społeczny asystent posła Dariusza Seligi i radny skierniewickiej Rady Miejskiej. W ubiegłym roku PEC zakończył modernizację i przebudowę całej sieci. Cały projekt kosztował niemal 40 milionów złotych. Mimo wydania tak ogromnych, publicznych środków mieszkańcy całego miasta zostali właśnie na niemal tydzień pozbawieni ciepłej wody. Mało tego. W tym samym czasie jedyna w mieście rzeka została zanieczyszczona tajemniczą, zieloną substancją. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że za wyciek odpowiada właśnie PEC.
Sprawą „zielonej rzeki” zainteresowali się lokalni dziennikarze. Mieszkańcy są zaniepokojeni, ponieważ nie mają pewności, czy zanieczyszczenie nie jest toksyczne. Takie podejrzenia wzbudził w nich zwłaszcza fakt, że o zmroku woda zaczyna świecić fluorescencyjnie.
Przykład Bełchatowa w sposób dobitny pokazuje całą patologię polskich polityków. Z jednej strony, korzystając z preferencyjnych unijnych dotacji, wydają oni ogromne pieniądze na remonty, modernizacje itp., zadłużając przy tym miasta na dziesiątki, a czasem i setki milionów złotych. Z drugiej zaś, wszystkie ważne stanowiska obsadzają niekompetentnymi i nieprzygotowanymi partyjniakami. Prowadzi to w konsekwencji do ogromnego marnotrawstwa publicznych środków, bo cóż nam bo nowoczesnej infrastrukturze, skoro zarządzają nią kompletni ignoranci. Niestety, takich przykładów jest znacznie więcej. W całym kraju.
WAŻNE
Po jesiennych wyborach samorządowych w 2014 r. władzę w Bełchatowie przejęło Prawo i Sprawiedliwość. Jedną z pierwszych decyzji radnych – zapewne podyktowaną koniecznością oszczędności w miejskim budżecie – było obcięcie dotacji do szkolnych obiadów (pisaliśmy o tym na łamach „Dziennika Trybuna” w styczniu tego roku). Do tego czasu dzieci z najuboższych rodzin mogły liczyć na darmowy posiłek w szkole. Dla wielu z nich był to jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Radni z PiS stwierdzili jednak, że oszczędności w kasie Bełchatowa można zacząć od ograniczenia im dostępu do ciepłych posiłków w szkole. Poprzednio koszt jednego posiłku wynosił 6,7 zł, po cięciach wynosi on 4,5 zł. Obiady te realizuje zewnętrzna firma cateringowa, która stwierdziła, że w związku z obcięciem dotacji, musi ograniczyć liczbę przygotowywanych posiłków. Ostatecznie ustalono, że dzieci z najuboższych rodzin, których rodziców nie stać na opłacenie szkolnych obiadów, będą dostawały co prawda posiłki codziennie, ale tylko połowę – jednego dnia zupę, drugiego zaś drugie danie. Doprowadziło to do powstania swoistej selekcji na stołówkach na dzieci biedne i zamożne.
To jeden z wielu przykładów drastycznego rozmijania się wyborczych zapowiedzi z rzeczywistością. PiS zapowiadało bowiem realną troskę o najuboższych obywateli, krytykując swoich konkurentów z PO za rozbuchane wydatki na infrastrukturę, która nierzadko służyła jedynie wybranym. Tuż po wyborach najwyraźniej stwierdzili, że w pierwszej kolejności sami muszą się „odbić finansowo”, a dopiero potem przyjdzie czas na troskę o potrzebujących pomocy. Tylko czy zdążą się „odbić” przed końcem kadencji?