Cóż za dziwna koincydencja czasowo-przestrzenna objęła Polskę we władanie ostatnimi czasy. Parę dni po tym, jak prezes obiecał Polakom i Polkom osiemset złotych na dziecko zamiast pięciuset, na Lubelszczyźnie, w Parczewie, naród począł modlić się do drzewa. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby prezes zaoferował okrągły tysiąc.
Bogobojny lud parczewski, z miasta octu i musztardy, odmawia pacierze przy cudownej lipie, która przybrała na korze twarz Matki Boskiej, względnie jej syna. Miejscowy kler przygląda się temu z uwaga, w cud dendrologiczny nie dowierza, ale, na wszelki wypadek, owiec spod drzewa nie przepędza, bo i komu to szkodzi. W sumie co różnica, czy modlą się do żywego drzewa czy do drewnianych rzeźb. Ważne że się modlą. A jak się modlą, to mniej grzeszą. Poza tym nie wolno zapominać, że taca w niedzielę też jest zazwyczaj drewniana, więc w zasadzie wszystko się zgadza. Taca jest oczywiście święta, pieniądze-laickie.
A propos pieniędzy. Prezes zwaloryzował flagowy program socjalny PiS-u. Wiadomo. Inflacja, wojny, koklusz, covid, a przede wszystkim, wybory. W zasadzie nie miał wyboru, jeśli chciał przelicytować konkurencję. Ta najgroźniejsza, o twarzy i oczach wilczych Donalda Tuska, nie mogła nie podnieść rękawicy, i choć sama nic obiecać nie mogła, przytomnie zapytała, czemu podwyżka ma obowiązywać od nowego roku, a nie od nowego miesiąca. Bo, co można już sobie dorozumieć, gdyby rządziła Platforma, dałaby tak samo jak PiS, ale już od czerwca. Po takim zagraniu reszcie opozycji nie zostało zbyt wiele do zaoferowania. Można by spróbować przebić stawkę rzucając do puli waloryzację od początku trwania programu, tj. od kwietnia 2016 r. Bo w sumie, co dziecko winne, że poczęte zostało i urodzone wcześniej niż maluchy, które dopiero przyjdą na świat, a od razu dostaną od Państwa więcej. Wszak zadaniem Państwa, a zwłaszcza dobrej zmiany, jest wyrównywanie społecznych różnic, a taka polityka tylko te różnice pogłębia. Grosza nie wezmę za tę podwórkową sofistykę, więc jeśli jest na sali ktoś zainteresowany rozbudową dyskursu na obietnice kasy za dziecko, wiecie gdzie mnie szukać.
Gdy tak o tym myślę, to zastanawiam się coraz częściej, ile jeszcze lat lub dekad trwał będzie ten upiorny kontredans, w którym PiS będzie nadawał ton i tempo a opozycja będzie tańczyć pod to, co zagra Kaczyński. Bo dotychczas jej rola, nie zawsze, ale głównie, i nie wszystkich, ale większości, właśnie do tego się sprowadza. PiS daje tanie kredyty na mieszkania. Hołownia z Peeselem dają tańsze, a za dzień, dwa, Platforma daje bezpłatne. PiS obniża o 10, to Platforma o 11. PiS waloryzuje 500 plus. To my bez kozery damy pińcet, jak u Laskowika i Smolenia. Kabaret. Zastanówmy się jednak…
Co by się stało, gdyby porzucić reakcyjną, pisowską narrację, i zacząć mówić ludziom…prawdę?
Nie wiem jak u Państwa w domach i w Waszym środowisku, ale w moim, mam bardzo dużo przeciwników dziecięcej jałmużny, tj. 500 plus. Ludzie z którymi rozmawiam, zdają sobie sprawę, że jeśli Państwo daje z budżetu jednym, to musi zabrać drugim. Tak to działa w kapitalizmie, i działać będzie, czy tego chcemy, czy nie. Nie dawać? Niedobrze. Ale może nie wszystkim po równo. I nie żywą gotówkę. Bo w końcu ma to iść na dzieci i ich potrzeby, a nie na nowe meble albo na wódkę. A, co tu kryć, często właśnie na to idzie. W takiej Portugalii, wiem, bo sprawdziłem, ludzie dostają podobny serwitut na dzieci, ale w bonach, które mogą wykorzystać jedynie na jasno sprecyzowane usługi i towary, związane z potrzebami dzieci. Jak chcą kupić maluchowi komputer, a z miesięcznego przydziału nie wystarcza, zbierają bony z kilku miesięcy. Jak ktoś nie wykorzysta swojej puli, może oddać sąsiadowi. Ale nigdy nie może ich spieniężyć albo wydać niezgodnie z przeznaczeniem. I takie rozwiązanie to ja rozumiem. I rozumieją je też moi bliscy. Pojmują też doskonale, że w czasach szalejącej inflacji, dołożenie na rynek dodatkowej gotówki tylko tę inflację podbije. Ekonomiści szacują, że aby dojść do 2,5 proc. przy tym stopniu rozdawnictwa, trzeba będzie się szczypać do 2027 r. Ale czego się nie robi dla naszych milusińskich, nieprawdaż? Na dziecku chcecie oszczędzać? Wstyd i obraza boska!
No właśnie, co się stanie, jak opozycja zacznie ludziom mówić prawdę, zamiast im kadzić. Wyborów pewnie nie wygra, ale może zachowa resztki godności wśród rozumnego elektoratu i wyjdzie z twarzą z tego żałosnego jarmarku, gdzie co i rusz musi przekrzykiwać PiS, kto da więcej. Może wreszcie pora powiedzieć: nie dam nic, bo nie mam. Ale przynajmniej Was nie okradnę.