7 listopada 2024

loader

Gigi l’Amoroso

Jest! Wrócił! Zachował się jak mężczyzna – stanął przed kamerami i przyznał, że to była niezręczność… To, że wyjechał z koleżanką z ław poselskich, wice przewodniczącą .Niezależnej, Joanną Schmidt, gdy ich partyjni towarzysze strajkują w sali posiedzeń plenarnych sejmu. On też strajkował – tylko w Wigilię.

 

Arriva, Gigi l’Amoroso

Łakomczuch miłości, oko aksamitne jak pieszczota
Gigi l’Amoroso
Zawsze zwycięzcą, czasami bezlitosny
Lecz nigdy bez czułości
Wszędzie była zabawa kiedy śpiewał
Zaza, luna caprese, o sole mio
Gigi Guiseppe

Gdyby nie ten wyjazd byśmy współczuli – w Wigilię ludzie na ogół pragną być z bliskimi… Ale teraz, to już nie wiemy, gdzie są jego bliscy, a gdzie bliżsi…
Nowoczesne i nowe dziecko prawicy zapewniło jednak, że grosza na ten wypad z pieniędzy państwowych nie wzięło. O sprawach domowych nie chciało mówić. Słusznie – nikomu nic do tego. Tyle tylko, że pan Petru sam to zainteresowanie spowodował. Nawet ci, którzy swe sympatie lokują po jego stronie, powiedzieli, że pan Petru strzelił sam do siebie. Różnią się tym, w co mianowicie sobie strzelił. Jedni piszą, że w stopę, drudzy, że w kolano. Jak w kolano, to gorzej, bo będzie kulał całe życie. Jak w stopę, to tylko kuśtykał, ale da się z tym żyć…
Pan Petru nie jest jedynym politykiem „wolnej”, za przeproszeniem, Polski, któremu spódniczka spadła na głowę.

Zaczęło się od pana Waldka

W 1994 roku wybuchła w prasie „afera InterArms”. Media oskarżyły wówczas premiera Waldemara Pawlaka z PSL, że jest „akwizytorem” kolegi ze studiów, właściciela firmy komputerowej o takiej właśnie nazwie. Pan premier Pawlak – zdaniem prasy, miał ułatwiać koledze ze studiów zdobywanie dużych zleceń od państwowych instytucji, mimo że jego firma stała na krawędzi bankructwa. Kontrakty miano zlecać wbrew decyzjom komisji przetargowych. W InterAms miała też pracować „supersekretarka” pana premiera Pawlaka. Premier i PSL zaprzeczali tym doniesieniom, twierdząc, że to prowokacja. W listopadzie 1994 r. InterAms zbankrutowała, a prokuratura oskarżyła jej właściciela o działanie na szkodę spółki. Pod wpływem nacisku prezydenta Lecha Wałęsy Waldemar Pawlak podał się do dymisji. Zastąpił go Józef Oleksy. Mało kto przypuszczał, że i jego wkrótce pochłonie „afera” – „Olina”. W obu przypadkach widoczne były ślady działań tajnych służb. W przypadku pana Pawlaka były to zdjęcia operacyjne z ukrytej kamery przedstawiające premiera z jego piękną partnerką publikowane na stronach poczytnego wówczas tygodnika, natomiast przeciwko premierowi Oleksemu służby działały już jawnie, z czego 99 proc. prasy czerpało pełnymi garściami, zostawiając sobie ciepłe słowa pod adresem premiera na czas po jego śmierci dopiero.

Kochankowie „hrabianki”

Gdy w sejmie pojawiła się hrabianka Anastazja Potocka, panom serca waliły tak, że ściany się trzęsły. Była bohaterką jednego z największych skandali obyczajowych w Polsce w latach 90.
Wszystko miała lipne, poza biustem, tupetem i niewątpliwą odwagą. Tytuł hrabiowski, firmową pieczątkę „Głosu Wybrzeża”, dowód osobisty. Prawdziwa była także akredytacja prasowa przy sejmie z ramienia Le Figaro, w którym jednak w rzeczywistości nigdy nie pracowała. Wspomnienia z tego okresu zawarła w książce Pamiętnik Anastazji P., napisanej przez Jerzego Skoczylasa.
Jej nazwisko również pojawiało się w kontekście służb. Dokładniej w tzw. szafie Lesiaka. Znaleziono tam dokumenty, z których można wnioskować, że „hrabianka” mogła gromadzić informacje o intymnym życiu polityków na zlecenie UOP.
Na „nowej klasie poselskiej” Anastazja P. robiła piorunujące wrażenie: ogromny dekolt, spódnica niezasłaniająca wszystkiego, na głowie finezyjny kapelusz z wielkim rondem. Równie szybko jak pojawiła się na Wiejskiej, pojawiły się plotki, z kim spała. Sama „hrabina”, tak pisała w swojej książce: „Nie było ważne, czy jestem mądra, czy głupia, ładna czy brzydka, najistotniejsze było to, że każdy cham może sobie posiedzieć z hrabiną”. I dalej: „Każdą najbrzydszą babę wystarczy wpuścić do Sejmu na 24 godziny, by wyleczyć ją z kompleksów. Większość myśli tylko o tym, żeby się napić i popieprzyć. Seks, wóda i ploty”.
Latali za nią posłowie od lewicy po prawicę. Niektórzy na adorowaniu zresztą nie poprzestali, ale wskoczyli do jej łóżka. Niebawem mieli czego żałować, bo „hrabianka” postanowiła poopowiadać o swoich przygodach publiczności.

Aneta

Na początku grudnia 2006 r. opinię publiczną zbulwersował artykuł „Praca za seks”, który pojawił się na łamach Gazety Wyborczej. Dyrektor biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego Aneta Krawczyk przyznawała się w nim do stosunków seksualnych ze swoim szefem i przewodniczącym Samoobrony Andrzejem Lepperem. To była cena za jej stanowisko.
Andrzej Lepper bronił się jak lew, krzyczał, że to potwarz, że to „afera na zamówienie”, żeby wrzucić jego Samoobronę z rządu PiS-Samoobrona-LPR. Badanie DNA potwierdziło, że Lepper nie jest ojcem dziecka Anety Krawczyk, co ona sugerowała. Ale byłemu wicepremierowi postawiono zarzuty żądania korzyści o charakterze seksualnym.
W lutym 2010 roku Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim skazał go na dwa lata i trzy miesiące pozbawienia wolności, a Łyżwińskiego na pięć lat więzienia. W drugiej instancji kara dla Łyżwińskiego została zmniejszona do 3 lat i 6 miesięcy.
Sąd Apelacyjny uwzględnił odwołanie Leppera i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Wyroku uniewinniającego nie doczekał. W 2011 roku zginął śmiercią samobójczą.

Cienie

Wszystkim tym aferom towarzyszył cień służb specjalnych. Wszystkim. Patryk Vega dokładnie tak nazwał swój film -„Służby specjalne”, w którym pojawiają się postaci przypominające Antoniego Macierewicza, Andrzeja Leppera i Barbarę Blidę.
Vega przekonywał, że wszystko, co wydarzyło się w filmie, wydarzyło się naprawdę… On tylko pozbierał opowieści od ludzi tajnych służb i poskładał je w całość, choć nie w takiej kolejności i w takim kontekście, jak w realu.
– Przyszliśmy ci zrobić samobójstwo – mówi w jednej ze scen do Leppera płk Marian Bońka, jeden z bohaterów filmu – „seryjny samobójca”…
Tylko, co ma prywatny wyjazd dwojga posłów na krótki, samotny wypad za granicę ze służbami specjalnymi? Nic, w zasadzie. Poza tym może, że służby mają dostęp do ogólnoświatowego rejestru wszystkich biletów samolotowych. Jest to narzędzie do śledzenia ew. terrorystów. Nasze służby też taki dostęp mają… Z łatwością mogły się zawczasu dowiedzieć, że państwo się wybierają i dokąd. Cóż prostszego zrobić fotkę, o której z góry wiadomo jakiego bigosu narobi… Jasne, że to tylko takie tam gadanie, ale jednak ktoś na tym skorzystał, a ktoś stracił.

trybuna.info

Poprzedni

Kancelaria pod sąd

Następny

PiS kontra PiS