Mimo protestów wielu środowisk, Sejm przegłosował ustawę reformującą ustrój szkolny. Jedną z głównych zmian jest likwidacja utworzonych w 1999 r. gimnazjów i powrót do modelu sprzed reformy edukacji, którą przeprowadził rząd Buzka pod rękę z PiS. Prawo i Sprawiedliwość demoluje więc coś, co samo kiedyś współbudowało.
Pomysłowi reformy oświaty od samego początku towarzyszą liczne kontrowersje oraz protesty i opór ze strony środowisk, których ona bezpośrednio dotyczy. Chodzi przede wszystkim o nauczycieli, którzy mają uzasadnione obawy, że likwidacja gimnazjów będzie oznaczać likwidację ich miejsc pracy. Przeciwko takim zmianom, a zwłaszcza przeciwko narzuconemu przez rząd tempu ich wprowadzania protestuje zarówno Związek Nauczycielstwa Polskiego, jak i oświatowa „Solidarność” – związek związany z rządzącym Prawem i Sprawiedliwością. Reformą wręcz przerażeni są działacze samorządowi, przewidując, że koszty zmian zostaną przerzucone na ich barki. Przypominają ogrom wysiłku, jaki towarzyszył poprzedniej reformie, na mocy której placówki oświatowe zostały przekazane właśnie samorządom. Samorządowcom i nauczycielom dostosowanie się do nowych warunków zajęło wiele lat i kosztowało krocie. Niektóre samorządy do dziś spłacają długi, jakie zaciągnęły na ten cel. Decyzja i upór rządu oznacza dla nich, że te wysiłki mogą być w jednej chwili przekreślone.
Swoich obaw nie kryją także rodzice oraz uczniowie, dla których zmiana ustroju szkolnego oznacza życiową rewolucję i niepewność. Podobnie jak nauczyciele i samorządowcy, wskazują oni na ogromy chaos, jaki towarzyszy reformie, pośpiech oraz brak rzetelnych konsultacji społecznych z zainteresowanymi środowiskami. No, ale cóż – ktoś przecież na PiS głosował, bo ktoś zakochał się w państwu Elbanowskich i za nic nie chciał, żeby sześciolatki szły do szkoły. Sześciolatki mają więc wybór, Elbanowscy też – jak słychać – nie narzekają, ale całą reszta właśnie dostała po plecach.