Czy Jarosław Gowin zostanie grabarzem obecnego obozu władzy? To scenariusz trącający mocno political fiction, jednak podczas ostatniego kryzysu politycznego pokazały się wyraźne pęknięcia w skonsolidowanej dotąd strukturze rządzącej koalicji. Jednym ze słabych punktów jest właśnie obecny minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Magiczna liczba w polskim Sejmie to 231. Tylu właśnie posłów potrzebuje partia bądź koalicja sprawująca władze do przegłosowywania większości. Klub parlamentarny Zjednoczonej Prawicy ma obecnie 235 deputowanych. Nie wszyscy należą do Prawa i Sprawiedliwości. Wbrew powszechnemu przekonaniu, rządzi nami bowiem koalicja składająca się z PiS oraz Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Polski Razem Jarosława Gowina. Dotychczas w najważniejszych głosowaniach nie mieliśmy do czynienia z żadnymi poważniejszymi rozłamami wewnątrz klubu ZP. Podobnie było podczas decyzji o przyjęciu przez sejmową większość każdej z trzech ustaw dających ministrowi sprawiedliwości realną kontrolę nad aparatem sądowniczym. Po jednym z głosowań fotoreporterzy uchwycili twarz Jarosława Gowina, który jako jedyny nie zareagował owacyjnie na wynik, nie złożył również gratulacji prezesowi. Lider Polski Razem znacząco milczał również podczas fali antyrządowych protestów, które przetoczyły się przez kraj w drugiej połowie lipca. Wkrótce potem Gowin został wykluczony z redakcji miesięcznika „Znak”. Powód? Poparcie dla rządowych projektów godzących w polską demokrację i trójpodział władzy. Dla faceta, który przez lata funkcjonował w środowisku krakowskiej prawicowej inteligencji, miał tam wielu przyjaciół, swoje grono towarzyskie i zaplecze polityczne, musiał być to poważny cios. Również wtedy pojawiły się pogłoski, jakoby zamieszanie związane z reformą wpłynęło negatywnie na najważniejszy plan ministra – reformę szkolnictwa wyższego. Zapytaliśmy o ten problem pracownika naukowego jednego z polskich uniwersytetów.
„Gowin jest w klinczu. Od wielu lat nie mieliśmy szefa resortu szkolnictwa wyższego, który by miał tak dobry kontakt ze środowiskiem akademickim. To jest ewenement w historii III RP. Przygotowywana przez niego reforma systemu szkolnictwa wyższego była, w przeciwieństwie do większości ustaw PiS, szeroko konsultowana i przygotowywana wspólnie z przedstawicielami polskiej akademii. Ministrowi zależało, aby zmiany zostały wdrożone bez oporu środowiska i był na najlepszej drodze do tego celu. Ale nadszedł moment sejmowego głosowania nad zmianami w sądownictwie, na ulicach rozpoczęły się protesty, a środowisko akademickie, niemal jednogłośnie, opowiedziało się przeciwko tym zmianom. Ostry głos sprzeciwu wyraziła zarówno Polska Akademia Nauk, jak i Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Gowin wiedział, że głosując za ustawami narazi się wszystkim tym, z którymi przez ostatnich półtora roku pracował nad swoim dziełem. A we wrześniu w Krakowie ma się odbyć Kongres Polskiej Nauki. Środowisko naukowe zagroziło wycofaniem poparcia dla reformy, jeśli minister nie postąpi, tak jak powinien postąpić poważny polityk – stanie w obronie trójpodziału władzy i autonomii sądownictwa. Z drugiej strony – w przypadku, gdyby Gowin postawił się Kaczyńskiemu i (być może wraz ze swoim klubem) zagłosował przeciwko reformie sądownictwa, niechybnie zostałby uznany przez Kaczyńskiego za zdrajcę i mógłby się pożegnać z marzeniami o poparciu sejmowej większości dla swojego projektu zmian w szkolnictwie wyższym”.
Co zrobił Jarosław Gowin?
Wszystko wskazuje na to, że przyjął taktykę minimalizacji szkód. Zagłosował przeciwko reformie, jednak zaraz po tym, jak dwie z trzech ustaw o sądownictwie zostały zawetowane przez Andrzeja Dudę, z koła poselskiego Polski Razem zaczęły wypływać informacje o tym, że ekipa Gowina zamierza zagłosować przeciwko odrzuceniu przez Sejm sprzeciwu prezydenta. Oczywiście, byłby to gest wyłącznie symboliczny, gdyż Zjednoczona Prawica nie posiada wymaganej do przełamania weta większości kwalifikowanej 3/5 głosów. Wariant, w którym Polska Razem poprze działania prezydenta jest jednak całkiem prawdopodobny, właśnie z uwagi na oczekiwania partnerów Gowina – środowiska uniwersyteckiego. Rektorzy nie mają zamiaru współpracować z politycznymi bandytami, a za takich uchodzą na polskiej akademii dygnitarze PiS. Minister musi więc wykonać gest odcięcia się od tego środowiska, aby zachować możliwość wprowadzenia reformy w życie. To go jednak może sporo kosztować. Jarosław Kaczyński zdrad nie wybacza. Gowin musi więc wykazać się umiejętnościami z gatunku politycznej akrobatyki – zachować pozór wierności prezesowi, a jednocześnie zasygnalizować niezależność i buntowniczą postawę.
Coraz częściej mówi się również o osobistych ambicjach lidera Polski Razem. Oczywistym jest, że Jarosław Kaczyński nie będzie żył wiecznie. Prezes może być politycznie czynny jeszcze przez jeden, maksymalnie dwa cykle elekcyjne. Już teraz w środowisku Zjednoczonej Prawicy rozpoczyna się brutalna walka o schedę po wodzu. Najwyższej stoją akcję Andrzeja Dudy i Zbigniewa Ziobry. Atutem tego pierwszego jest oczywiście powaga pełnionego urzędu. Ziobro jest znacznie bardziej utalentowany politycznie. Wielu zauważa, że dojrzał jako poważny gracz, rozbudowuje stale swoją strefę wpływu oraz siłę oddziaływania. Decyzja Dudy o zawetowaniu dwóch ustaw mogła mieć na celu zneutralizowanie ofensywy swojego przeciwnika i przejęcie inicjatywy i tak właśnie zostało odebrane wśród wyborców i polityków Prawa i Sprawiedliwości. Gowin w tej sytuacji jest zmuszony stanąć po stronie prezydenta, jako rycerza w obronie praworządności. Tygodnik „Newsweek” opublikował jednak tekst, z którego dowiadujemy się, że minister nauki jest podejrzewany przez prezesa o udział w budowie szerzej zakrojonej koalicji, której główną postacią miałby być prezydent, a Gowin miałby pełnić funkcję parlamentarnego niszczyciela (bez głosów jego koła PiS nie ma większości), a następnie jednego z liderów rządu mniejszościowego, sformowanego wspólnie z Kukiz 15 i częścią opozycji. Wcześniej przez Sejm miałby zostać przepchnięty wniosek o konstruktywne wotum nieufności. W ubiegły poniedziałek Kaczyński wezwał Gowina na dywanik i zapytał wprost: czy planowane jest obalenie obecnego rządu. Gowin podobno zaprzeczył.
Co będzie dalej?
Jedna z polityczek dużej polskiej partii w rozmowie ze Strajk.eu nie wierzy, aby Gowina było stać na usamodzielnienie. – To, jak głosował dotychczas, nie świadczy dobrze o jego charakterze i zdolnościach politycznych. Są również inne głosy. – Gowin być może chce rozegrać Dudę i Ziobrę przeciwko sobie, a następnie zająć wbić się na miejsce numer dwa, spychając wykrwawionych i pozbawionych zaufania prezesa przeciwników – przypuszcza jeden z polityków Partii Razem. – Bardziej realny wydaje się jednak, że to właśnie on będzie pierwszą ofiarą tej wojny – dodaje nasz rozmówca. Nie jest też pewne, czy za Gowinem podążyłaby reszta jego ośmioosobowego sejmowego teamu. – Kaczyński ma ich do zaoferowania znacznie więcej – zauważa polityczka.
Dobrego zdania o Jarosławie Gowinie nie ma Piotr Szumlewicz, doradca OPZZ. Choć również on dostrzega w osobie ministra nauki potencjalnie słabe ogniwo obecnej władzy.
W sporze o zmiany w sądownictwie Gowin zachowuje się jak cyniczny, bezideowy aparatczyk, który nawet nie ukrywa swojej postawy. Oto bowiem zagłosował za niekonstytucyjną, fatalnie przygotowaną ustawą o Sądzie Najwyższym, a gdy prezydent ją zawetował, ogłosił, że była to… słuszna decyzja. Jednocześnie zastrzegł, że on sam musiał głosować za. Przyznał, że chodziło o pozostanie w rządzie, choć z samą ustawą się nie zgadza. Gowin okazał się lojalny, ale w dłuższej perspektywie może przyczynić się do upadku rządu. Prezydent ośmielił go bowiem do krytyki, a warto pamiętać, że Gowin ma nieco inne poglądy od Kaczyńskiego. To ideowy neoliberał, który jest sceptycznie nastawiony do etatystycznych zapędów PiS-u. Jest również niechętny wobec dyktatorskich zapędów prezesa. Gdy znowu zaczną narastać protesty społeczne, a PiS będzie konsekwentnie szedł w kierunku autorytarnym, Gowin może się wyłamać, a wtedy być może zostaną rozpisane przedterminowe wybory.