Weekend mieliśmy ciepły, sprzyjający zabawom na świeżym powietrzu. Grillowaniu zwłaszcza. Grillowano, jak Polska długa i szeroka – nie tylko na działkach, ale też – równie dziarsko – w polityce.
Zanim sędziowie zabrali się w Warszawie na swoim nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich, pogrillował ich trochę pan prezydent. Właściwie – kontynuował grillowanie, bo przecież już wcześniej odmówił powołania sędziów Trybunału Konstytucyjnego, jak również kandydatów na sędziów przedstawionych przez Krajową Radę Sądownictwa.
Pan prezydent nic sobie nie robi z sędziowskich pohukiwań, gróźb i szlochów. Oni mówią, że on upolitycznia ten zawód, że ogranicza niezawisłość sędziowską, a on swoje. Owszem, mówi, powołam nowych sędziów, ale nie tak, jak do tej pory. Proszę mi przedstawić dwie kandydatury na każdy sędziowski fotel, a ja z tych dwóch wybiorę…
Sędziów aż zatkało – wszak on mianuje, a nie wybiera. Na Kongresie więc sędzia Waldemar Żurek z Krajowej Rady Sądownictwa odczytał treść jednej z uchwał:
– Nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich z całą stanowczością stwierdza, że w dotychczasowej historii wolnej Polski sędziowie różnych szczebli sądów i trybunałów nie byli przedmiotem tak drastycznych działań zmierzający do obniżenia ich autorytetu. […]
Pierwsza prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf zaś mówiła: – My nie jesteśmy politykami. Sędziowie nie są politykami opozycji, nie są mafią, nie są grupą kolesiów, która broni poprzedniego systemu czy własnych stołków i przywilejów…
Ależ ta Mazurek zalazła pani prezes za skórę… (pani Mazurek jest rzeczniczką klubu PiS, która pierwsza powiedziała, że sędziowie, to grupa kolesi, czyli ktoś, z kim nie ma sensu liczyć się przy rozpatrywaniu problemów wagi państwowej).
Na razie, mimo uchwał Nadzwyczajnego Kongresu, stanęło na niczym, tzn. racja prawna i moralna jest po stronie sędziów, ale racja polityczna skropliła się w formie myśli wypowiedzianej przez wicemarszałka sejmu Ryszarda „Psa” Terleckiego: „Niektórzy sędziowie przestali działać w interesie prawa i państwa. Dbają jedynie o swój interes, a na to na pewno się nie zgodzimy. Odsuniemy sędziów, którzy nie stosują się do prawa”.
Ta subtelna refleksja krakowskiego intelektualisty wymierzona było co prawda w sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ale przecież – jak zajdzie taka potrzeba – nie tylko w Trybunale Konstytucyjnym znajdzie się osobników zasługujących na odsunięcie.
Czy reakcje na te groźby przekroczyły granice korporacji sędziowskiej i tzw. publicystów prawnych? Nie! Publiczność traktuje je zresztą jako sędziowską samoobronę i raczej sprzyja władzy, bo jak władza mówi, że sędziowie nie zawsze kierują się obiektywnym prawem, to każdy ma na myśli jakąś swoją sprawę: fałszywe oskarżenie szefowej przez podwładną, której pani sędzia nie potrafi zakończyć już osiem lat, wypuszczanie przez sąd na wolność, po zatrzymaniu przez policję, morderców zza kółka, którzy – z powodu pijaństwa, narkomanii lub debilizmu zabili bogu ducha winnych ludzi, seryjne, niesprawiedliwe, bezrefleksyjne orzeczenia pozwalające w nieskończoność stosować „areszt wydobywczy”, czy właśnie wyczyny niektórych sędziów warszawskich, którzy swym bezmyślnym uznawaniem kuratorów występujących o zwrot nieruchomości w imieniu swych rzekomych pełnomocników, umożliwili grabież warszawskiego mienia w majestacie prawa. Mimo więc, że rozum jest przy sędziach, gdyż zasada niezawisłości i niezależności władzy sądowniczej jest święta, to jednak serce jest przy pani Wójcik.
W miniony weekend pokazowo grillowana również była pani prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Pisaliśmy już kilkukrotnie, że nie widzimy dla niej ratunku. Tłumaczenie – „nie wiedziałam” uznajemy za śmieszne. Co nie oznacza, że telewizyjne przedstawienie z posiedzenia nadzwyczajnego zebrania Rady Warszawy było dla nas budujące. Zgadzamy się, że z gruntu podejrzane są powiązania rodzinne urzędników miejskich z „odzyskiwaczami” nieruchomości, zgadzamy się, że w kontekście prywatyzacji warszawskich kamienic i działek kontrole wszelkich powiązań między ludźmi i instytucjami biorącymi w jakiś sposób udział w tych przedsięwzięciach są uzasadnione, co więcej – uważamy, że nie powinny być wyłączone spod tych kontroli inne miasta, w których dokonywano operacji reprywatyzacyjnych, i inne instytucje niż miejskie, czy prawnicze – na przykład kościół katolicki.
Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że w przypadku nadzwyczajnej sesji Rady Warszawy byliśmy świadkami widowiska w znacznej części gorszącego, epatującego chamstwem i niebywałą agresją. „Znakiem firmowym” tej „dyskusji” był pan radny – były burmistrz Ursynowa i były organizator referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, które zresztą przegrał. Jeśli jest w języku politycznym synonim „damskiego boksera”, to on go uosabiał.
Jeśli natomiast Czytelnicy Trybuny chcieliby poznać racjonalne stanowisko w tej sprawie, to odsyłamy do projektu ustawy reprywatyzacyjnej ogłoszonego przez SLD w roku 2015 i wtedy arogancko i wspólnie odrzuconego przez PO i PSL, oraz… na str. 6, gdzie prezentujemy postulaty Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów.