Choć nie będzie wspólnej listy wyborczej opozycji demokratycznej, to wszelkie sondażowe znaki wskazują, że PiS w przyszłym Sejmie nie będzie miał większości do stworzenia rządu. Nawet w koalicji z Konfederacją.
Taką większość zapewne będzie miała koalicja opozycyjnych partii demokratycznych i proeuropejskich. Problem w tym, że większość minimum 231 parlamentarzystów wystarcza do stworzenia rządu, ale nie gwarantuje skuteczności jego działania. Wtedy los nowej koalicji zależeć będzie od prezydenta Dudy, który może rządzić do jesieni 2025 roku. I każdą ważną sejmową ustawę będzie mógł zawetować.
Weto to jego polityczna, taktyczna bomba atomowa. Do tej pory jedynie dwunastu ustaw nie podpisał. Wzbudzało to sensacje i spekulacje czy prezydent Duda wybija się na polityczną niepodległość. Ale szybko wracał do roli „długopisu pana prezesa”. Podwykonawcy jego polityki.
Jeśli prezes Kaczyński zasiądzie w ławach opozycji, to uczyni ze swego parlamentarnego klubu opozycję totalną. Jak zachowa się wtedy prezydent Duda?
Czy z politycznego dekownika zamieni się w wetownika? Blokującego ustawy nowej koalicji. Ratującego elity PiS przed odpowiedzialnością karną, zemstą polityczną nowej władzy?
Oczywiście zawetowaną ustawę sejmowa większość może odrzucić. Ale wtedy potrzebuje co najmniej 276 głosów. Przedwyborcze sondaże zwykle nie dają tej koalicji takiej większości. To może skazać nowy rząd na porażkę, a nawet stworzyć warunki dla powrotu PiS do władzy. Zatem kluczowym dla „polskiej demokracji” staje się pytanie: Co zrobi prezydent Duda w ostatnich latach swej kadencji?
Aby na nie odpowiedzieć, trzeba przewidzieć co może robić prezydent Duda po zakończeniu swej kadencji. Może być sądzony przez Trybunał Stanu, może być liderem nowego prawicowego ugrupowania politycznego, albo ważniakiem w bogatej instytucji międzynarodowej. Brać dużą kasę za mały wysiłek i mieć sezon na narty przez cały rok. Prezydent Duda uczynił już kroki ku temu. Udowodnił amerykańskim sojusznikom, że potrafi kochać każdego amerykańskiego prezydenta. Aby nie blokowali jego kandydatury, a nawet wsparli. Do pełni szczęścia będzie potrzebował poparcia nowego polskiego rządu. Dlatego będzie musiał po wyborach zdecydować, czy zostanie wetownikiem, czy – niczym skruszony gangster – pójdzie na współpracę z nową większością parlamentarną. Wtedy będzie podpisywał ustawy i nominował jej kandydatów w zamian za bezkarność i emigrację zarobkową.
Robert Smoleń, analityk polityczny, były parlamentarzysta i prezydencki minister w książce „Jak naprawić Polskę? Przewodnik po podróży od miękkiego autorytaryzmu do demokracji” dowodzi, że pan prezydent Duda zechce być tak zbawiony. To wariant optymistyczny.
Wcześniej, już teraz obstawiam, prezydent Duda, korzystając ze swego precedensu sprawie Kamińskiego i Wąsika, hurtowo ułaskawi wszystkich prominentów PiS oskarżonych o łamanie prawa. I siebie, na wszelki wypadek, też. A potem pojedzie na narty.