Takie książki, publikacje, ostatnio nawet w „Gazecie Wyborczej”, powinny być stanowczo zakazane. To nic innego jak hybrydowa wojna o pozytywny obraz Polski Ludowej. I ukazują się nadto przed świętem Niepodległości, przypominającym czasy wspaniałej II Rzeczpospolitej.
Prababcia wspominała z rozrzewnieniem czasy cesarza Franciszka Józefa, gdy złoty reński był mocną walutą, babcia piękne dni odzyskania przez Polskę niepodległości, mama okres studencki na Uniwersytecie Wrocławskim im. Bolesława Bieruta, a jej dzieci są w tym wieku, że cofną się do swojej młodości dopiero za kilkadziesiąt lat. Z upływem czasu zacierają się w pamięci sprawy trudne i bolesne, pozostają zaś wspomnienia dobrych chwil. Ten przywilej wspomnień z młodości jest dobry do opowiadania przy kominku, nie znajduje jednak uznania przy studiowaniu historii. Odpowiedź na pytanie „Jak było przed wojną, czyli w II RP?” staje się coraz trudniejsza, i to nie tylko w miarę upływu lat, ale także za przyczyną prawicowej propagandy bądź bezrefleksyjnego oglądu tamtego świata.
Przypomniałem sobie mało znaną, a jeszcze rzadziej przywoływaną, pracę Czesława Miłosza „Wyprawa w dwudziestolecie” (Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2000 rok). Autor pisał we wstępie: „moja książka to ogród wycinków, co prawda plewiony, bo nie pozuję bynajmniej na całkowicie bezstronnego obserwatora. Przeciwnie: nie mam zamiaru ukrywać mojej stronniczości, bo tamta Polska nie odpowiadała wcale idealnemu obrazowi, jaki nowe pokolenie może sobie tworzyć. Dość było zjawisk budzących przerażenie, litość i gniew. Przecie właśnie te silne uczucia przesądzały o tym, czym stałem się jako poeta, i ślady tych uczuć można znaleźć w moich utworach. Nie wątpię, że zapoznanie się z tamtą Polską będzie dla wielu czytelników trudnym przeżyciem, być może wstrząsem, i że będą zapytywali: «Jak to możliwe?» Ale było możliwe, jak wskazują zebrane przeze mnie materiały, prawie wszystkie drukowane przed rokiem 1939”.
Jan Widacki („Przegląd”, 30.10.-5.11. 2017) krytykując podręczniki szkolne, które okres II RP przedstawiają w myśl aktualne obowiązującej polityki historycznej, przypomina: „Analfabetów w Polsce było ponad 23%, na Kresach, w zależności od województwa, prawie dwa razy więcej…Na 10 tys. mieszkańców w Polsce średnio przypadały 22 łóżka szpitalne, w Warszawie wprawdzie aż 63,5, ale w województwie poleskim – 6,8, w nowogródzkim – 5,4, a w wołyńskim – 4,8. Dla porównania w Niemczech – 98,2, w Czechosłowacji – 54, na Węgrzech – 53,2. Na 10 tys. mieszkańców w Polsce międzywojennej przypadało 3,7 lekarza.. a więc na wsi i w małych miasteczkach, zwłaszcza na Kresach, znacznie mniej niż średnio w kraju. W Niemczech, Francji, Szwajcarii, Czechosłowacji lekarzy było dwa-trzy razy więcej. Nawet w Bułgarii było ich więcej! Niemal 80% ludzi nigdy w życiu nie było badanych przez lekarza…. Nie dowie się…młody człowiek… że po 1918 r. nie było zwrotu majątków skonfiskowanych przez władze carskie po powstaniu styczniowym, nie było ogólnonarodowej „dezaboryzacji” (na kształt dekomunizacji), a w wojsku oficerom i generałom zaliczono wysługę w armiach zaborczych i nikt ich nie lustrował.”
Aleksandra Zaprutko-Janiocha, autorka książki „Dwudziestolecie od kuchni. Kulinarna historia przedwojennej Polski”, na łamach „Gazety Wyborczej” (3.11.2017) mówi: „o przedwojennej Polsce, która urosła w naszych oczach do mitu pięknego kraju, w którym tańczy się na rautach, jeździ pięknymi samochodami i zabawia w kurortach. Większość Polski to była pełna patologii, biedna, głodna społeczność targana problemami – od ekonomicznych, przez społeczne, po narodowościowe…. jednoizbowe kurne chaty, w których pokotem na podłodze spało kilkanaście osób. Z dymiącym piecem w środku, mikroskopijnymi szybkami okiennymi, bo nikogo nie było stać na większe, bez światła… Wieczorem i nocą na wsi panowała kompletna ciemność, bo zapalenie lampy naftowej było prawdziwym luksusem. Ludzie chodzili boso, czasem na 10-osobową rodzinę przypadała jedna para butów. A edukacja nie była tak ważna jak pasanie krów czy pomoc w polu, bo przecież to nie chodzenie do szkoły zapewniało rodzinie przetrwanie. Wiosną szkoły niemal zupełnie pustoszały… na wsi śniadanie było zawsze płynne, najczęściej w formie żuru… olej z cebulką lub skwarki, by podnieść jego kaloryczność. Na obiad podawało się ziemniaki lub różne rodzaje kasz czy mącznych placków. Do tego kapusta, cebula lub fasola, czyli warzywa tanie, sycące i z własnego ogrodu. Mięso pojawiało się w niedzielę lub w niewielkiej ilości. A na kolację znów żur, resztki z obiadu lub wypieczony w gospodarstwie chleb, np. ze smalcem czy mlekiem… Ówczesna Polska to kraj niesamowitych kontrastów. Z jednej strony wielkie pałace Potockich, Branickich i innych rodów, fortuny przemysłowców…, z drugiej zaś biedne dzielnice robotnicze z kobietami, które co drugi rok rodzą dziecko, pracują, ledwo wiążą koniec z końcem, nigdy nie były u lekarza i jeszcze cierpią na choroby weneryczne, które przekazują potomstwu.”
Nie dziwi wiec sentencja Widackiego, że „Ten obraz może przydałby się teraz, choćby do właściwej i uczciwej oceny dorobku PRL, pomógłby też może lepiej zrozumieć postawy społeczne po 1945 r.” I stąd opinia Sławomira Sierakowskiego, wyrażona niedawno na łamach „Trybuny”, wydaje się co najmniej dyskusyjna: „To, co się udało przez ostatnie 25 lat, jest naprawdę wyjątkiem, nawet na tle międzywojnia. …Tylko że później przychodzi PRL i wtedy jest wielki żal i cierpienie, że jest bieda i zacofanie.” Jakże łatwo padają takie właśnie proste, biało-czarne opinie, bliskie prezentyzmowi, tzn. analizie historycznej zdarzeń, faktów, poglądów i ocen z przeszłości ze współczesnej perspektywy.
Ocenę minionego 25-lecia zostawmy na później. Zapoczątkowany zdobyciem niepodległości okres międzywojenny, budowa podstaw nowoczesnego państwa scalającego ziemie porozbiorowe, odbudowa kraju po niszczycielskim walcu wojennym, wszystkie inne liczące się osiągnięcia, i najważniejsze – odnowienie wspólnoty narodowej, dumy z odzyskanej Polski i głęboki patriotyzm młodego pokolenia – stanowił epokowe wydarzenie w naszej historii. Biorąc pod uwagę znane powszechnie uwarunkowania geopolityczne, nie tak bardzo od międzywojnia różni się okres Polski Ludowej, w której znów łączono ziemie w nowych granicach, odbudowywano kraj, dokonano rewolucji oświatowej, stworzono zręby nowoczesnego przemysłu, i najważniejsze – zlikwidowano postfeudalną strukturę społeczną, przywracając masom chłopskim i robotniczym godne miejsce, jako współobywateli swojego państwa. Też po raz pierwszy w naszej historii. A z tą biedą panie Sławomirze jest tyle samo prawdy co z pełnymi brzuchami uczestników licznych głodowych marszów podczas festiwalu Solidarności. Oczywiście, że minione 25-lecie przyniosło Polsce wiele pozytywów, do których bez wątpienia zaliczyć należy ład demokratyczny i rozwój samorządności lokalnej, ograniczoną – ale jednak – suwerenność państwową oraz realizację szeregu praw obywatelskich, otwarcie na świat i rozwój inicjatyw gospodarczych. I ten czas, jak pozostałe, przejdzie, jako pozytywny, w annałach naszych dziejów.
Podstawowy i poważny kłopot jest jednak z wybiórczym i jednostronnym widzeniem wybranych okresów w naszej historii oraz dostrzeganiem związków zachodzących pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami. Od apoteozy po wręcz hejterską mowę nienawiści. Polska międzywojenna nie była zapewne krajem powszechnej szczęśliwości, równości szans i praw obywatelskich, ale znaczenie tego okresu w ciągu trwania narodu nie można przecenić. Podobnie, z bardzo ograniczoną suwerennością, i daleka od standardów demokratycznych Polska Ludowa, wniosła poprzez realizację realpolityki i dokonane przemiany społeczne swój liczący się wkład w ciąg naszych dziejów. III RP jeszcze trwa, a zwycięski marsz Prawa i Sprawiedliwości wróży nie najlepiej. Warto więc przypomnieć, że dzisiejsze poważne problemy prawne, polityczne i moralne zrodziły się już u początku tych „wyjątkowych 25 lat”, poprzez łamanie prawa, wykluczenia licznych grup obywateli, błędną politykę ekonomiczną i społeczną, dominację jedynie słusznej wizji przeszłości i współczesności. Wszyscy pospołu za to odpowiadają – Solidarność, demokratyczne, prawicowe i lewicowe partie.
Rodzi się więc pełne niepokoju pytanie: Jak w przyszłości będzie?