Z doktorem Olgierdem Annusewiczem, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Piotr Brzózka (AIPP)
Jaka jest prawdziwa stawka bitwy warszawskiej? Bo chyba nie chodzi tylko o przejęcie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość w samej stolicy?
Olgierd Annusewicz: – Gra idzie o dobicie Platformy Obywatelskiej. Gdybym był politykiem PiS, to nie bawiłbym się w żadnych komisarzy, tylko zorganizowałbym referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. I nawet jeśli przegrałbym to referendum, to znaczy nie udałoby się uzyskać wystarczającej frekwencji, to i tak przez najbliższe trzy miesiące, wszystkie polskie media byłyby skupione nie na tym, co wyprawia PiS w kraju, tylko na tym, co w ramach reprywatyzacji wyprawiała Platforma w Warszawie, z wiceprzewodniczącą tejże partii na czele. Gdyby sprawa dotyczyła niewielkiej miejscowości, to nikt by się nią nie interesował. Beata Szydło już zdołała w jakiejś gminie wprowadzić zarząd komisaryczny, ale nikt o tym nie słyszał. Ale jeśli taka sytuacja ma miejsce w Warszawie, to oczy wyborców z całej Polski są zwrócone w tę stronę. Innymi słowy, to nie jest gra tylko o rządy w Warszawie, ale o być albo nie być dla PO. Platforma musi się poważnie bronić, łącznie z próbą porozumienia z Nowoczesną. […] Elektorat PO bardzo się podzielił, Warszawa jest jedynym okręgiem, z którego Nowoczesna wprowadziła trzech posłów. Dlatego na pewno dużo dziś zależy od tego, co zrobi Petru.
PO chyba słabo rozgrywa tę sytuację kryzysową?
– Cała ta historia zaczęła się fatalnie. Kryzys jest mocniejszy „dzięki” samej PO i stołecznemu ratuszowi, które na początku nie chciały się w tej sprawie komunikować z „Gazetą Wyborczą”. Jak się dziennikarze uparli, to zrobili to, co zrobili. Kiedy przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz wystąpiła Gazeta Wyborcza, czyli medium z podobnego skrzydła politycznego, nie można było już tego bagatelizować. Potem zgodnie z podręcznikiem, choć niekoniecznie dobrze, zebrano wszystkie zarzuty i zaczęto je wyjaśniać. Takim wyjaśnieniem miała być sesja Rady Miasta. Tylko, że zostało to zrealizowane fatalnie. Gronkiewicz-Waltz była kompletnie nieprzygotowana psychicznie na pytania, które mogą paść. Więc jej puściły nerwy. Politykowi nerwy nie mogą puszczać, zwłaszcza, jeśli jest o coś oskarżony, a nie ma temperamentu Jurka Owsiaka. Kolejna kwestia, to decyzje personalne. Z politycznych względów, Platforma nie mogła sobie pozwolić na to, żeby Gronkiewicz-Waltz podała się do dymisji. Ale ci wiceprezydenci, zdymisjonowani w czwartek, powinni odejść już dwa tygodnie temu, natychmiast po tym, jak wybuchła cała afera
*Tytuł – DT