Wojna w Ukrainie ukazała nam pustkę liberalno-lewicowego, ale też pop-prawicowego myślenia o patriotyzmie. Z jednej strony patriotyzm plastikowych żołnierzy wyklętych i przaśnych filmów, niewiele mających wspólnego ze skomplikowaną historią Polski. Z drugiej narracje redukujące nas do konsumentów, czy też, a państwo do niezbędnego, ale trochę dziadowskiego urządzenia, które ma stać gdzieś z boku. To nie są narracje na dzisiejsze czasy, i w końcu jest moment, byśmy na poważnie pomyśleli o nowym lewicowym patriotyzmie, zanim ktoś tę pustkę wypełni.
Społeczeństwo polskie na nowo odkrywa na naszych oczach siebie. Niezliczone inicjatywy pomocy Ukrainie, od indywidualnej pomocy, przyjmowania gości z Ukrainy pod nasze strzechy, po instytucjonalne wsparcie prywatnych firm, aż do państwa, które po dekadach cięć ostatkiem sił, wspierając się na barkach Polek i Polaków, nie oblało egzaminu.
Postawiło to nas w nowym świetle, nie tylko przed całym światem, ale i przed nami samymi. Każe inaczej myśleć o przyszłości naszego kraju. Jedną z tych spraw niewątpliwie jest patriotyzm. Jego wzmożenie widzieliśmy przez moment na początku wojny, ale jaki ma on być na przyszłość? Polska debata polityczna nie jest na to pytanie gotowa, przynajmniej nie są na nie gotowi nasi politycy. Ustawa o obronie ojczyzny to chyba jedyne, na co ich stać, a opozycja swoich haseł do sytuacji wojennej nie umie dostosować. Koniec końców monopol na narrację spod znaku kryzysu i reform ma tylko rząd.
Jednak debata się toczy gdzie indziej – co słabo świadczy o naszym społeczeństwie – raczej na Twitterze, czy YouTubie, a nie w gazetach, radiu, telewizji. Głównymi jej przedstawicielami jest Jarosław Wolski, zajmujący się wojskowością i militariami, Jacek Bartosiak, założyciel think tanku Strategy & Future, i Piotr Zychowicz – popularyzator tej trójki, dziennikarz i frontman autorskiego kanału Historia Realna. Wśród nich występują także – byli wojskowi specjaliści od polityki zagranicznej tacy jak między innymi prof. Jakub Polit, dr. Wojciech Szewko i dr. Justyna Godkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Trzeba przyznać, że jest to dość egzotyczny zbiór osób, wśród których samych jest sporo nieporozumień, co szczególnie widać po twitterowych pożyczkach na linii Wolski i Bartosiak. Aczkolwiek łączy tych ludzi kilka rzeczy, przede wszystkim dość jasne poglądy polityczne, dalekie od lewicowych w przypadku większości z nich – choć często postulaty są wspólne, o czym zaraz – oraz odwaga i kreatywność do tworzenia przestrzeni do dyskusji na tematy przez polityków pomijane lub po prostu dla nich za trudne… Z jednej strony debata ta środkuje się wokół natowskich obliczeń politycznych, które środkują się w polskiej racji stanu, jaką jest przynależność do sojuszu i Unii. Z drugiej jednak stara się też projektować przyszłość Polski w obliczu globalnych zagrożeń, głównym z nich jest rozpad dotychczasowego systemu sojuszy, w którym to postawiliśmy na ancien régime.
Tutaj dyskusja zaczyna się robić ciekawa. Nie chodzi w niej tylko o kupowanie takich czy innych modelów czołgów, branie udziału w projektach dotyczących konkretnych samolotów bojowych, lecz również o to jaką kulturę polityczno-organizacyjną musimy stworzyć. Słowem sloganów politycznych: O jaki patriotyzm i myślenie o państwie nam chodzi? Społeczeństwo jest tutaj rozumiane jako projekt, stanowi punkt dojścia, ale też jako proces tworzenia instytucji państwowych, a w ramach tego nowej umowy społecznej, paktu będącego odzwierciedleniem nowych czasów, w których będziemy musieli się odnaleźć. Armia jest dopiero tej umowy odzwierciedleniem, wynikiem procesów społecznych, a nie osobnym bytem, jak dotychczas w Polsce błędnie myślano.
Choć proweniencja większości ekspertów z kanału Zychowicza jest prawicowa, to ich pomysły już nie do końca. Oprócz mówienia o realizmie politycznym a là Turcja Erdogona, czy też chwytliwych hasłach mówiącym o Polsce jako drugim Izraelu Europy Środkowej – o czym ostatnio mówił Zychowicz, a stopował go Bartosiak – pojawiają się też pomysły pobudzające lewicową wyobraźnię. Nie da się myśleć o państwie, czy kulturze polityczno-organizacyjnej, bez pochylenia się nad podstawowym spoiwem społeczeństwa, a więc zaufaniem. Jeśli państwo czy instytucje działają jak paździerz, wojsko kojarzy się z nepotyzmem, a polityka – dzięki naszym „elitom” sejmowym – z przeciętniactwem, a często po prostu głupotą i chamstwem, to nie dziwne, że prawie nikt na to państwo nie chce płacić wyższych podatków.
Zaufanie do instytucji państwowych leży. Bez nich jednak nie da się myśleć o trudnych czasach. Wyobraźmy sobie gdzie byśmy byli bez NFZ dwa lata temu na początku pandemii COVID-19, czy bez WOT i małych, ale jednak prób umocnienia polskiej armii. Brak jednak większej perspektywy, co więcej brak lewicowej narracji. Ta raczej mówi niemrawo o tym, że trzeba w podejmowanych wysiłkach wspierać obecny rząd, tym samym nie biorąc de facto udziału w dyskusji.
Jak w takim razie można to zmienić? Czy jesteśmy skazani na unikanie wielkiego słonia w naszym salonie politycznym i na powtarzanie tych samych komunałów?
Nie zmieni naszej sytuacji w końcu, ani czekoladowy patriotyzm Komorowskiego, tęczowo-fajnopolacki konsumeryzm Wiosny, czy dialogowa mania Hołowni. A co dopiero plastikowo-piwny idiotyzm spod znaku Żołnierzy Wyklętych, który mógłby przynieść więcej chaosu i szkód w wyniku wojny, czy niestabilności regionalnej, niż pożytku.
Wszystkie te narracje są po prostu w zderzeniu z rzeczywistością puste. Nie idzie za nimi zmiana na poziomie instytucjonalnym, nie idzie za nimi wizja państwa. Jedyne co za nimi stoi to slogany, postaci medialne, a w przypadku lewicy najczęściej importowane z zagranicy pomysły.
W tym miejscu kreatywnością popisuje się głównie Jacek Bartosiak, często szarżujący ułańsko w swoich wizjach, jednak przy tym otwierający nowe pola do dyskusji. I nie myślę w tym miejscu tylko o pewnych uwagach czy pomysłach – takich jak polski program kosmiczny, czy prace nad własnym przemysłem zbrojeniowym – lecz o pewnej wizji społeczeństwa gotowego na nadchodzące kryzysy.
Bartosiak uważa, że powinniśmy z całą mocą pobudzić polski potencjał twórczy, z politechnik i uniwersytetów, o którym co jakiś czas słyszymy, gdy okazuje się, że kolejne wynalazki czy patenty zostają sprzedane na Zachód. Mówi on o budowie silnego, otwartego społeczeństwa, otwartego na kreatywność i dyskusję. Na kulturze organizacyjnej zbudowanej na inicjatywie i silnym wsparciu państwa, a nie wiernopoddańczym kserokopiarstwu, jak to ma miejsce np. wśród polskich elity politycznych i ich teczkonoszy.
To w tym miejscu pojawia się miejsce dla socjalistycznego, czy socjaldemokratycznego patriotyzmu, spoza polskiego duopolu. Takiego społeczeństwa nie da się zbudować bez podstawy obywatelskiej, zakorzenionej mocno dzięki instytucjom partycypacyjnym i politycznym, a takimi są właśnie związki zawodowe i organizacje pozarządowe.
Lewica potrzebuje niejako nowego rozdania i otwarcia. Musi wyjść poza swój elektorat, aby przebić szklany sufit kilkunastu procent i zacząć adresować do społeczeństwa poważny, odważny i też może miejscami ryzykowny pod względem wyborczym, program polityczny w celu zbudowania silnego, mocnego i sprawnego państwa, na piekielnie trudne czasy. Okres, który nie tylko da nam mocno w kość jako społeczeństwu, ale też w wielu aspektach może być dla nas okazją do zmiany naszego miejsca, wyjścia z pułapki półperyferii, która może być potencjalnym poligonem atomowym.
Krok w tym kierunku zrobili już między innymi Jan Śpiewak i Weronika Grzebalska, Joanna Erbel oraz dr hab. Rafał Matyja, podpisując manifest obrony hybrydowej. Jednak potrzebujemy dużo bardziej odważnych i stanowczych deklaracji po stronie partyjnej lewicy, która jeśli nie wyczuje tego momentu, może zostać przykryty wizjami nowego nacjonalizmu Klubu Jagiellońskiego, czy twardej polityki spod szyldu neokonserwatywnych technokratów. Czas odsunąć atrakcyjną bieżączkę i stać się w końcu partią władzy, która na poważnie myśli i projektuje przyszłość polskiego państwa oraz społeczeństwa.