Ostatnie zachowania opozycji sejmowej wydają się coraz mniej skuteczne. Działania podejmowane przez polityków PO i .Nowoczesnej uzasadniają przekonanie, że PiS może nie mieć z kim przegrać następnych wyborów. W tej sytuacji jedyną nadzieją może być lewica.
Kilkutygodniowa okupacja Sali Plenarnej Sejmu przez posłów PO, .Nowoczesnej – wspieranych przez kilku działaczy Kukiz ’15 – nie przyniosła, jak dotąd, oczekiwanych efektów. Przypomnijmy, że głównym postulatem zgłoszonym przez parlamentarną opozycję jest w tej chwili żądanie powtórzenia głosowania nad przyszłorocznym budżetem. Politycy opozycji zarzucają większości rządzącej, że przeprowadzone w Sali Kolumnowej głosowanie było niezgodne z Regulaminem Sejmu, a także poddają w wątpliwość kworum wymagane dla jego ważności. Nie można przy tym zapominać, że zastosowany przez PiS wybieg z przeniesieniem obrad z Sali Plenarnej do Kolumnowej był reakcją na rozpoczętą wcześniej przez parlamentarzystów PO i .Nowoczesnej blokadę trybuny sejmowej, co uniemożliwiło normalne kontynuowanie obrad Sejmu.
Słabość sejmowych liberałów
Przedstawiciele opozycji przez długi czas domagali się upublicznienia nagrań ze wszystkich kamer, które rejestrowały głosowanie przeprowadzone w Sali Kolumnowej. Ostatecznie, kilka dni temu Marszałek Sejmu, Marek Kuchciński, spełnił to żądanie. Niestety, nagrania są takiej jakości, że wielu komentatorów wyraża różne opinie na temat tego, co możemy na nich zobaczyć. Wiele wskazuje na to, że PiS-owi udało się jednak zebrać w Sali Kolumnowej wystarczającą liczbę posłów i posłanek. Wciąż nierozstrzygnięta pozostaje natomiast sprawa zgodności owego głosowania z Regulaminem Sejmu – opinie prawników są różne. Nie zmienia to jednak faktu, że upubliczniając nagrania z Sali Kolumnowej PiS wytrącił opozycji ważny argument z rąk. Roztrząsanie problemu zgodności wspomnianego głosowania z Regulaminem Sejmu może się zaś ciągnąć w nieskończoność, podobnie jak ma to miejsce w przypadku trwającego od ponad roku sporu o Trybunał Konstytucyjny.
Niezależnie od tego, czy parlamentarna opozycja ma rację, domagając się ponownego głosowania nad przyszłorocznym budżetem, forma prowadzonego przez nią protestu budzi wiele wątpliwości. Z badań sondażowych wynika, iż większość Polaków czuje się zniesmaczona obrazkami z okupowanej Sali Plenarnej, jakie mogą oglądać m. in. za pośrednictwem mediów społecznościowych. Trzeba uczciwie dodać, że nie jest to wyłącznie efekt propagandy serwowanej nam przez tzw. media narodowe (dawniej publiczne), ale przede wszystkim dzieło samych protestujących, z których część ów protest najwyraźniej potraktowała jako okazję do dobrej zabawy. Możemy się o tym przekonać oglądając liczne zdjęcia oraz filmiki zamieszczane przez nich w sieci. Możemy na nich zobaczyć wybrańców narodu wygłupiających się w Sali Plenarnej niczym grupa gimnazjalistów w pustej klasie. Takim zachowaniem swoich partyjnych koleżanek i kolegów był nawet zniesmaczony lider PO, Grzegorz Schetyna, czemu dał publicznie wyraz. Opozycja sama skutecznie się ośmiesza, co widać w wynikach sondaży poparcia dla partii politycznych.
Po żenujących zachowaniach posłów PO i .Nowoczesnej od prowadzonego przez nich „protestu” dość szybko odcięły się dwie pozostałe partie sejmowej opozycji – PSL oraz Kukiz ’15. Zamiast wtórować im w źle odbieranych przez opinię publiczną zabawach, ich liderzy zaproponowali działania, których celem byłoby wyjście z obecnego impasu parlamentarnego.
Koniec KOD-u?
Coraz mniej poważnie przedstawia się też część opozycji pozaparlamentarnej reprezentowana przez Komitet Obrony Demokracji. Od kilku miesięcy możemy obserwować, że formuła KOD zaczyna się wyczerpywać. I znowu nie jest to bynajmniej wynik wrogich działań ze strony PiS, ale zwykłe „zmęczenie materiału” – jak często bowiem można wyprowadzać tłumy ludzi na ulice w obronie nawet najbardziej słusznych i szczytnych wartości? Co więcej, po ponad roku od powstania Komitetu okazuje się, że organizowane przez jego aktywistów demonstracje są po prostu nieskuteczne – władza nie tylko nie ugina się pod naciskiem tych akcji, ale wręcz je ignoruje. W ten sposób trudno jest utrzymywać w stanie permanentnej mobilizacji tysiące ludzi.
Wizerunkowi KOD-u z pewnością nie przysłużyły się ostatnie rewelacje dotyczące nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w tym „oddolnym” ruchu społecznym. O takich nieprawidłowościach niektórzy działacze KOD-u (w tym jego współzałożyciele, którzy odeszli) mówili już od wielu miesięcy, ale ich głos dotąd był tłumiony. Dopiero w ostatnim czasie na jaw wyszły sprawy, które mogą pogrążyć albo sam Komitet, a na pewno – jego obecne kierownictwo. Chodzi, oczywiście, o rewelacje dotyczące lidera Komitetu, Mateusza Kijowskiego. Dodajmy, że do tej pory jest on samozwańczym liderem tej organizacji, ponieważ pierwsze demokratyczne wybory władz KOD-u mają się odbyć dopiero w najbliższych dniach.
Kijowskiemu dotąd nie zaszkodziło ujawnienie faktu, że od długiego czasu nie płaci alimentów na dzieci ze swojego pierwszego małżeństwa. Dług wynosi już blisko 100 tys. złotych. Wszelkie więc tłumaczenia obrońców Kijowskiego, że zaległości te powstały na skutek jego niezwykłego zaangażowania i obrony sprawy demokracji można między bajki włożyć. Mimo to, sympatycy KOD-u byli gotowi przymknąć oko na tę „słabość” swojego idola. Z działającymi w KOD feministkami włącznie…
Ujawniona kilka dni temu sprawa faktur wystawionych przez firmę informatyczną, należącą do obecnej żony Kijowskiego, przelała jednak czarę goryczy, szczególnie wśród tych działaczy organizacji, którzy od momentu jej powstania poświęcili ogrom czasu i wysiłku na jej funkcjonowanie nie oczekując niczego w zamian. W tym przypadku problem nie polega na tym, że Kijowski dostał ponad 90 tys. złotych pochodzących ze zbiórek publicznych, a przeznaczonych na działalność statutową stowarzyszenia, jakim od pewnego czasu jest KOD, ale na ukrywaniu tego faktu. Przypomnijmy, że jeszcze kilka dni temu, podczas jednego ze spotkań publicznych Mateusz Kijowski, zapytany o to, z czego się utrzymuje, odpowiedział, że „ze wsparcia rodziny” (wcześniej twierdził bowiem, iż zrezygnował z pracy zarobkowej, by móc cały swój czas poświęcić na działalność w KOD). Dodatkowo, okazało się, że wystawione KOD-owi faktury za usługi informatyczne były znacznie zawyżone w porównaniu z cenami, jakie obowiązują na rynku. Fakt ten został bardzo szybko zweryfikowany przez internautów. Sytuację Kijowskiego pogrążyła też informacja pochodząca od jego współpracowników, zdaniem których kilka miesięcy temu w KOD zaproponowano kilku najbardziej aktywnym działaczom regularne etaty. Mateusz Kijowski miał odrzucić tę propozycję, co może oznaczać, że w ten sposób chciał on po prostu uniknąć zajęcia pensji przez komornika, który ściga go za zaległe alimenty. Jest to więc kolejny dowód nieuczciwości i cwaniactwa w wykonaniu lidera KOD-u. Z takim liderem KOD z pewnością wiele nie osiągnie, stanie się natomiast wyjątkowo łatwym celem ataków ze strony krytyków.
Szansa dla lewicy
Wydaje się więc, że PiS nie musi obawiać się konkurencji, a przynajmniej nie ze strony opozycji liberalnej, która sama czyni wiele, aby nie traktować jej poważnie. Tutaj PiS naprawdę nie musi się wysilać, nikogo prześladować, ograniczać wolności słowa, by nie obawiać się o sondaże poparcia dla siebie. Jeżeli miałaby powstać realna alternatywa dla obecnej większości rządzącej, w tych okolicznościach może nią być tylko konsekwentna i zdecydowana lewica. Taka, która nie kontestuje PiS tylko dlatego, że to PiS, ale potrafi merytorycznie odnieść się do programu rządu – zarówno krytycznie, jak i pozytywnie (to drugie – szczególnie, gdy chodzi o program socjalny). Tym, co może zapewnić lewicy sukces jest jednak przede wszystkim zaprezentowanie przez nią wiarygodnej alternatywy programowej – takiej, która nie przekreślałaby socjalnych osiągnięć obecnego rządu, ale je upowszechniała, a jednocześnie gwarantowałaby obronę demokratycznego państwa prawa i obowiązującej konstytucji.