6 listopada 2024

loader

Jerzy Urban. Legenda biała czy czarna?

fot. redakcja

Legenda Biała

Urbana nie sposób ogarnąć, kiedy nie zna się tego, co go spotkało w dzieciństwie i młodości.

Urodził się w 1933 roku. Jako Żyd wojnę spędził, ukrywając się przed wszystkimi na Ukrainie. Gdy z niej wyjeżdżał po wkroczeniu Armii Czerwonej do Łodzi, każdy przydrożny słup i lampa miały na sobie wisielca z UPA. Porem zaczadził się komunizmem. Przeszło mu w „Po prostu”, gdy zaczął widzieć czym ten totalitarny system jest w praktyce. Z dzieciństwa zachował mocną niechęć do ideologicznych gorsetów. Za Gomułki nie wolno było go drukować, krył się więc pod pseudonimami. Za Gierka się poluzowało. Na tyle by mógł występować pod własnym nazwiskiem. Potem dzięki niechęci do Kościoła i nacjonalizmu oraz otwartości umysłu został rzecznikiem stanu wojennego. Czy wtedy kłamał? Czy to jego pisanie zmusiło esbecję do zabicia Popiełuszki? Te pytania zawsze zostaną bez obiektywnej odpowiedzi.

Z publicystyką Urban zetknąłem się w latach 80. Cenzura zdjęła mi tekst wyśmiewający to, co opowiadał. Potem przypadkiem zacząłem pisać do NIE. Tak samo jak siedzący za komuny za walkę z nią Piotr Ikonowicz.

Kiedyś Urban zlecił mi sprawdzić go w kwitach IPN. Zasoby bezpieki były interesujące. Urban był śledzony, obserwowany, z antykomunistycznymi kontaktami. Byłby więc idealnym kandydatem na wzorcowego antykomucha. Najśmieszniejsze były esbeckie kwity na Urbana, gdy w 1984 r. już jako rzecznik Stanu wojennego, wraz z generałem Pożogą opracowali raport nakazujący podzielenie się PZPR władzą z opozycją i przejście Polski do demokracji. Urban przede wszystkim szokował, ale i uczył. Przede wszystkim zdrowego sceptycyzmu i tego, by nie wierzyć idiotom, którzy przeczytawszy dwie broszurki, mają się za wszystkowiedzących. Wszelkie uproszczenia – dzięki doświadczeniu czołowego propagandysty – pachniały mu propagandą i ściemą. Żeby zatem dojść do prawdy, kazał podchodzić do każdego tematu nie wprost, ale od dupy strony. Zdaniem Urbana nic nigdy nie było jasne i proste, ani nawet czarno-białe. Ostatnie 30 lat pokazało, że – w przeciwieństwie do krytykujących go idiotów – miał rację.

Tadeusz Jasiński, zastępca redaktora naczelnego „Trybuny”

Legenda Czarna

Umarł Jerzy Urban. Mógł być drugim Dariuszem Fikusem. W końcu też tworzył legendarne, opozycyjne „Po prostu”. A skończył jak śmieszny, atencyjny dziadek od filmików, których nikt już nie chce oglądać.

Po drodze pisał felietony i książki. Jego Alfabet Urbana ze sceną poznania Ernesta Skalskiego ma szczególne miejsce w mojej prywatnej kolekcji felietonistów najlepszych. Był też Urban milionerem i antyklerykałem. Chociaż dziś, gdy myślę antyklerykalizmie „Nie”, to mam wrażenie, że był on dla Kościoła bardzo wygodny. Każdy, kto kwestionował albo śmieszkował z Kościoła, od razu dostawał łatkę wulgarnego Urbana. I o żadnej poważnej rozmowie nie było już mowy.

Umarł więc Urban. Facet na pewno bystry, chociaż te zachwyty nad jego wybitną inteligencją, trochę zalatują fajnopolacko. Umarł facet, który, co tu dużo mówić, w trollowaniu wyprzedził swoje czasy. Gdyby był o te 20 lat młodszy, byłby dziś pewnie królem. Wreszcie umarł też facet, który dał twarz autorytarnej juncie, która strzelała i mordowała ludzi. Jest taka książka „Warszawska ulica w stanie wojennym” Roberta Spałka. I jest tam masę świadectw, jak to wyglądało. Mam wrażenie, że stan wojenny został ogołocony z pamięci i sprowadzony tylko do „niewielkiej liczby ofiar”. Tymczasem w Warszawie toczyły się polowania na ludzi, strzelano do protestujących czasami tylko dla zabawy. A jak już kogoś złapano to był bity, bity i jeszcze raz bity, czasami do nieprzytomności w areszcie.

Dziś ludzie, którzy tak bardzo nienawidzą Putina i jego rzecznika Pieskowa, za to, co robi pokojowo protestującym Rosjanom, czy też ludzie, co tak bardzo oburzają się na „autorytarny” PiS, nagle przy Urbanie i jego uczestnictwu milczą. Nagle to nie jest ważne, chociaż PiS nie zrobił Wam nawet 1/1000 tego, co Waszym starym robił Jaruzelski. I co Urban swoim, nota bene nieprawdziwym, nazwiskiem popierał.

Cóż, może to i dobrze, że czasami można odpokutować swoje winny i to w sposób tak przyjemny jak trollowanie. Ale może to jednak źle, że, czy to zamach majowy, czy stan wojenny, wykreślamy ze zbiorowej pamięci i jego współtwórcom stawiamy pomniki pamięci.

Galopujący Major, publicysta „Trybuny”

Redakcja

Poprzedni

Ochrona danych nam powiewa

Następny

Nówka sztuka nieśmigana