księża w Polsce
Zbieg zwycięstwa wyborczego PiS z antyoświeceniową kontrrewolucją religijną zaznaczającą obecność irracjonalizmu w całym świecie zachodniej cywilizacji został w Polsce wzbogacony o narodowe wzmożenie, stosownie do endeckiej tradycji politycznej wywodzącej się z czasów II Rzeczpospolitej. Resentymenty narodowo-wyznaniowe odżyły – bynajmniej nie ze względu na faktyczny wzrost religijności, lecz jako reakcja na bezradność neoliberalnej i nie dość zaangażowanej religijnie – jak na polskie warunki – władzy, która ponadto okazała się nieskuteczna w rozwiązywaniu problemów społecznych.
Niezadowolenie części społeczeństwa z warunków ekonomicznych, deficyt poszanowania godności realnie marginalizowanych warstw społecznych doprowadził do trwałego podziału i zantagonizowania zwolenników obecnej narodowo-katolickiej władzy z tymi, którzy stojąc na gruncie demokratycznego państwa prawnego nie mogą akceptować burzenia wciąż jednak obowiązującego konstytucyjnego porządku. Wyborcza klęska liberalnej koalicji rządowej w 2015 roku była nieunikniona i ściśle związana tak z rozpadem liberalno-konserwatywnego konsensusu popieranego przez SLD, jak i brakiem zdolności partii lewicowych do współdziałania programowego i wyborczego. Zawłaszczenie liberalizmu nadanie mu jednostronnie ekonomicznego wymiaru, w którym nie człowiekowi lecz rynkowi miała służyć wolność i jej gwarancje oraz ofensywa techno-scjentystycznego i konsumpcyjnego indywidualizmu zderzyła się w Polsce z tradycjonalizmem mas plebejskich zmęczonych nowoczesnością i stawianymi przez nią wyzwaniami, które zmuszają nie tylko do posługiwania się narzędziami współczesnej techniki cyfrowej, lecz także do akceptacji ciągłych zmian wymuszanych okolicznościami zewnętrznymi znoszenia innych stylów i sposobów życia, innej hierarchii wartości części społeczeństwa, koegzystencji odmiennych obyczajów i zachowań niż ukształtowane przez dotychczasową tradycję.
Sytuację taką politycznie wykorzystała partia rządząca, proponując– w zamian za iluzję zabezpieczenia kraju przed obcymi cywilizacyjne imigrantami – poczucie więzi wynikającej z narodowej wspólnoty, oraz pomoc socjalną skierowaną do rodzin, wraz z całym zestawem innych wartościowych prezentów i oczekując jednakże ograniczenia jeżeli nie odrzucenia korzystania z wolności w jej liberalno-politycznym wymiarze. Niezależnie od wagi konkretnych przyczyn niezadowolenia znacznej części społeczeństwa, a w szczególności czy były nim sposoby realizowania transformacji gospodarczej i związane z tym patologie, czy też pochód nowoczesności techniczno-informacyjnej niosący za sobą zmiany obyczajowe, kulturowe i związaną z nimi możliwość demonstracji odmiennych stylów i sposobów życia, to sprzeciw wobec konieczności sprostania nowoczesności zakwestionował skuteczność i trwałość procesu modernizacji Polski na wzór zachodnioeuropejskich demokracji.
Nowoczesność, która wdarła się do w przestrzeń tradycyjnej plebejskiej kultury, narzucana przez liberalne elity zapatrzone w zachodnie centra świeckiej modernizacji i przejmujące często bezrefleksyjnie stosowane tam rozwiązania musiała w efekcie wywołać konflikt, który podporządkował sobie wszystkie wcześniejsze spory polityczne redukując je zasadniczo do podziału na dwa wrogie obozy. Stopniowe eskalowanie konfliktu nie jest zresztą zjawiskiem obojętnym dla Zjednoczonej Prawicy poczawszy od zwycięstwa wyborczego w 2015 roku. Jego przedsmakiem były rządy koalicji zbudowanej przez PIS w latach 2005–2007. Doszło wtedy do wyartykułowania koncepcji IV Rzeczpospolitej niezbyt powszechnie akceptowanej chociażby przez Kościół katolicki i związane z nim siły społeczne czy umiarkowanie narodowe. Koncepcja ta miała ona przy tym raczej republikański rodowód pomimo ujawniających się tęsknot za państwem wyznaniowym w reakcji na istniejący jakoby deficyt religijności. Powrót do władzy elit kontynuujących neoliberalne rządy – szczególnie w latach kryzysu ekonomicznego i związane z tym pogorszenie się sytuacji ekonomicznej ludności oraz tragiczna w skutkach katastrofa lotnicza nadała politycznej propozycji PiS szczególnej atrakcyjności, kanalizując niezadowolenie społeczne znacznych części elektoratu – tym bardziej, że do jej promocji włączyła się poza środowiskami Radia Maryja przeważająca część Kościoła katolickiego. Wchłaniając resentyment ludu wobec elit i formułując ostrze politycznego sporu poprzez przeciwstawienie tradycjonalistyczno – religijnej wizji odbudowy kraju wszelkim świeckim – lewicowym czy liberalnym – projektom politycznym zyskiwała pełne poparcie Kościoła i kleru wspieranego przez formujące się silne ultrakonserwatywne organizacje o niejasnej proweniencji jak Ordo Iuris..
Wykorzystanie specyfiki sytuacji w Polsce dla realizacji planów kościelnych powrotu do politycznej roli kreatora lub chociaż współdecydenta w kluczowych sprawach państwa nie jest autorską koncepcja polskich biskupów ani środowiska Radia Maryja. Jest to natomiast zespołowa akcja watykańskich hierarchów wyższego szczebla, którzy zdobywali znaczenie i doświadczenie w próbie realizacji idei Jana Pawła II związanej z rechrystianizacją Europy m.in. poprzez wprowadzenie do dokumentów unijnych odwołania do istoty nadprzyrodzonej i roli religii w kształtowaniu cywilizacji europejskiej. Ze względu na stopień sekularyzacji państw zachodnich tak sformułowany cel był z góry skazany na niepowodzenie, co w efekcie zaowocowało zmianą koncepcji promocji chrześcijaństwa katolickiego i przyobleczeniem go w konstrukcję państwa „pozytywnie laickiego”, tj. uwzględniającego w systemie prawnym wartości religijne.
W efekcie wypracowany został nie tylko projekt intelektualny, lecz przede wszystkim metoda włączenia w realizację tego projektu szerokich mas ludowych, składających się z praktykujących katolików, przy wykorzystaniu sytuacji politycznej w tych państwach, w których odrzucenie i potępienie świeckiego ładu społecznego i politycznego było najbardziej prawdopodobne wobec słabości instytucji demokratycznych, silnej pozycji Kościoła i aspiracji lokalnych polityków do przeprowadzenia rewolucyjnych przemian społecznych.
Partia, która zdobyła władzę w Polsce była wręcz idealnym partnerem dla hierarchów kościelnych. Jej dążenie do całkowitego przekształcenia stosunków społecznych poprzez wymianę elit, zburzenie dotychczasowego porządku konstytucyjnego, a nawet etycznego i chęć stania się stabilną partią władzy konstytuującą nowe polityczne centrum musi opierać się na radykalnej doktrynie i doprowadzić do ukształtowania się jeszcze bardziej radykalnych środowisk – by się nimi posłużyć w razie potrzeby w odpowiednio dogodny sposób. Organizowanie zatem życia w kraju na podstawie zasad wynikających z dogmatyki religijnej, a nie wedle wyników debaty publicznej czy ustaleń demokratycznych procedur, było oczywiście pierwszym wyborem partii władzy i jednocześnie upragnionym wyborem dla Kościoła katolickiego. Religijna wizja państwa „pozytywnie laickiego” opracowana przez papieża Benedykta XVI – Josepha Ratzingera i krąg jego współpracowników w przeciwieństwie do różnych odstręczających nazwą projektów republik wyznaniowych pozornie wydawał się być ukłonem w stronę laickości państwa.
Państwo pozytywnie laickie według Ratzingera spełniało warunki przyjęcia jej przez państwa peryferyjne o słabo ugruntowanej demokracji, gdzie tradycjonalistyczne społeczeństwa poszukujące głębszego uzasadnienia demokracji jako formy rządów mogły wywodzić go z religijnego umocowania pod warunkiem podporządkowania zasad systemu demokratycznego regułom konfesyjnym ( prawu naturalnemu czy boskiemu). Koncepcja Ratzingera okazała się wręcz idealnym instrumentem dla populistycznej narodowo-wyznaniowej partii dyktującej swoje warunki funkcjonowania państwa położonego cywilizacyjnie na obrzeżach Europy, a hierarchowie Kościoła katolickiego jej największymi orędownikami .
Przyjecie przez Kaczyńskiego religijnej i narodowej ideologii realizowało najlepiej cele jego agresywnego ugrupowania politycznego tworząc rzekomo zastępy totalnych wrogów mających niszczyć polskość, której fundamentem jest religia katolicka w lokalnym wydaniu, przeciwko którym mobilizował szerokie warstwy społeczne z aktywnym wsparciem Koscioła.
Werbalnie partia rządząca wobec braku możliwości wyrównania deficytów cywilizacyjnych dąży do ich skompensowania poczuciem wyjątkowości wynikającej z głoszonej przez Kościół katolicki w Polsce zasady powiązania niepodważalnej i absolutnej wartości Kościoła pochodzącej z nadania boskiego z „katolicką tożsamością narodu polskiego”, o czym pisze prof. Tomasz Polak w tekście W co nas wciąga i co nam pożera polski Kościół? (opublikowanym na stronie internetowej Medium Publicznego). Autor zwraca uwagę na fakt, że w przekazie kościelnym – podobnie jak w nacjonalistycznej pisowni – słowo „Naród” jest traktowane jako wartość absolutna, a zatem cierpienia i krzywdy doznane przez katolicki naród urastają do krzywd kluczowych dla świata. Dalej autor ten uważa, że w takim ujęciu naród polski pojmowany, jako ucieleśnienie historycznej, kulturowej, cywilizacyjnej i politycznej misji chrześcijaństwa poradzi sobie z cywilizacyjnymi zagrożeniami lepiej niż inne narody i zdecyduje o zwycięstwie idei i społeczności katolickiej.
Motorem tego marszu po zwycięstwo ma stać się tożsamość narodowa będąca źródłem siły i wzrostu znaczenia Polski na arenie międzynarodowej. Zawartość tożsamości narodowej stanowi historyczny depozyt szczególnego rodzaju misji realizowanej w przywiązaniu do religii i tradycji, łączy się z tym bezkrytyczna znajomość dziejów „narodu wybranego” w wersji pozbawionej jakichkolwiek kontrowersji i duma z faktu przynależności do tak wspaniałej wspólnoty. Próbą sformułowania narodowo-katolickiej koncepcji współczesnego państwa wyznaniowego, miała wprawdzie już miejsce w czasie pierwszego okresu rządów koalicyjnych z udziałem PiS. Były minister w Kancelarii Prezydenta RP Krzysztof Szczerski otwarcie wyłożył zasady takiego państwa w artykule Polska – republika wyznaniowa opublikowanym w piśmie „Pressje” (nr 5, 2005 r.). Ustrój kraju miał realizować zasady radykalizmu ewangelicznego przeciwstawionego – jak pisał –uzurpacji rozszalałej demokracji, a w organach przedstawicielskich o ograniczonych kompetencjach mieli zasiadać przedstawiciele kleru. Podobnie jak inni autorzy zamieszczeni w tym periodyku reprezentujący tzw. „duchowość religijną” i konstruujący propozycje modelu państwa PiS w sposób oczywisty inspirowali się endecką myślą narodową Romana Dmowskiego, wzbogacając ją o wyższy stopień religijnego radykalizmu– zgodnie z obserwowanymi od początku obecnego wieku tendencjami upolityczniania wszystkich religii monoteistycznych.
Wracając jednak do narzucania państwom peryferyjnym religijnych koncepcji politycznej organizacji państwa należy przywołać za prof. Zbigniewem Mikołejko szeroko omawianą przez tego uczonego pracę Georgesa Szazrsezi Teodemokracja czyli pokusa peryferii.
Autor twierdzi mianowicie w swojej pracy, że w pewnych państwach peryferyjnych, jak np. Gruzja, Izrael czy Polska istnieje przeświadczenie, że demokracja nie jest wartością autonomiczną i wymaga uzasadnienia w szerszym porządku wartości, w porządku światopoglądowym, transcendentnym czy religijnym – bo jako forma organizacji państwa jest narzucona, a jej formalne źródła są słabe, gdyż wynikają jedynie z rzekomej umowy społecznej. Tymczasem przyjęcie źródła religijnego i zakorzenienie demokracji w religijnej przestrzeni wiary – na straży, której stoi instytucja religijna: synagoga, cerkiew czy kościół – pozwala niezależnie od chwilowych konfliktów państwa czy raczej władzy z Kościołem przyjąć i zaakceptować jakąś formę demokracji właściwą państwu wyznaniowemu, przyjmując jednocześnie nadrzędną pozycję instytucji religijnej.
W koncepcji J. Ratzingera równowaga polityczna pomiędzy światem laickim i religijnym realizuje się w państwie uznającym wartości religijne i prawo naturalne, jako jedyny skuteczny bastion oporu przeciwko samowoli władzy, czy oszustwom manipulacji ideologicznej. Autonomia prawd moralnych wynikających z doktryny wiary, stanowiących zdaniem przedstawicieli Kościoła tzw. „prawdy nienegocjowane” musi być przez państwo szanowana,a jej ignorowanie uzasadnia nawet stosowanie prawa do oporu.
Oznacza to, że państwo J. Ratzingera jest właśnie państwem zakorzenionym w porządku religijnym – jest państwem wyznaniowym spenetrowanym i kontrolowanym przez Kościół, jako instytucjonalny wyraz religii panującej. Pomimo tak daleko idących propozycji, były papież podkreśla konieczność dialogu pomiędzy światem wiary i racjonalizmu – jako dialogu służącego rozwojowi osoby ludzkiej (chociaż trudno nie być sceptykiem, co do możliwości takiego dialogu, jeżeli z góry zakłada się akceptację przez zwolenników racjonalizmu owych nienegocjowanych wartości). Wśród nich, bowiem znajdują się takie jak całkowity zakaz aborcji, przeciwdziałanie rozpowszechnianiu tzw. ideologii gender – jakoby domagającej się seksualizacji człowieka od najmłodszych lat, stosowania zabiegów in vitro, zawierania małżeństw jednopłciowych czy przeciwdziałania zeświecczeniu – cokolwiek miałoby to oznaczać. Niektórzy znani przedstawiciele nurtów klerykalnych w polityce jak np. Marek Jurek, reprezentują pogląd, że społeczeństwo w większości katolickie ma prawo do posiadania katolickiego ustawodawstwa i państwa.
Jest to wprawdzie uczciwe postawienie sprawy, ale z pozycji absolutnego przekonania o realnie istniejącej w Polsce większości fundamentalistów katolickich. Tak przecież nie jest, bo nawet liczba osób regularnie biorących udział w obrzędach kościelnych wyraźnie spada, nie mówiąc już o niekonfesyjnej części społeczeństwa, innowiercach, a nawet tych katolikach, którzy nie podzielają poglądu o trwałej identyfikacji religijnej narodu polskiego, ani nie uważają by Jezus kierował pomocnikami partii rządzącej – nawet w obliczu cudu dojścia PiS do władzy. Utrwalone praktycznie od dnia uchwalenia obowiązującej Konstytucji RP jawne lekceważenie postanowień o neutralności (bezstronności) światopoglądowej państwa uzasadnia w pełni pogląd reprezentowany przez dr hab. Pawła Boreckiego, że na skutek niestosowania, odnośne postanowienia wygasły (desuetudo), a rzeczywistość jest kształtowana mocą faktów dokonanych.
Obecna forma relacji władzy z Kościołem zdaje się wiec polegać raczej na całkowitym ignorowaniu przez jej przedstawicieli chrześcijańskich obowiązków miłosierdzia, pomocy bliźniemu jak w wypadku postępowania z uchodźcami czy szacunku i powściągliwości przy demonstracyjnym wręcz manifestowaniu rzekomej pobożności poprzez bezrefleksyjne uczestnictwo w religijnych obrzędach i celebrze organizowanej dla oprawy politycznych spektakli. Jednocześnie Kościół ma niemały problem z ustosunkowaniem się do wyraźnych przejawów coraz bardziej instrumentalnego wykorzystywania religii na użytek politycznych przedsięwzięć partii rządzącej czy uroczystości państwowych. Rytualny charakter takich imprez ma zdaniem wielu autorów (prof. Zbigniew Mikołejko, prof. Tomasz Polak) charakter tworzenia religii publicznej,o której prof. Zbigniew Mikołejko mówi, że nie jest żadną ortodoksją katolicką. Chociaż władza korzysta z kościołów, z obecności księży,z pewnych elementów katolicyzmu, to tworzy coś, co jest absolutnie nieprawomyślne z punktu widzenia Kościoła, czyli gnozę w jej manichejskim wydaniu, okraszonym neopogańskimi elementami z mitologii germańskiej – religię smoleńską, której jądrem jest ofiara złożona z przedstawicieli narodu w katastrofie lotniczej.
Przeciwdziałanie wiec metodami politycznymi tak prowadzonej ofensywie oświeceniowej kontrrewolucji mającej gwarantować utrwalenie władzy PiS i panowania światopoglądowego Kościoła jest o tyle trudne,że w przeciwieństwie do weryfikowalnych mesjanizmów świeckich – z reguły szybko kończących swój byt realny – mesjanizmy religijne pozostają w sferze wiary, mając duży potencjał mobilizacyjny do zwalczania wszelkich świeckich systemów rządów, które okazały się nie dość efektywne w rozwiązywaniu problemów społecznych. W Polsce mamy do czynienia z sytuacją, w której istotna część społeczeństwa związana z Kościołem emocjonalnie, rodzinnie, a często także ekonomicznie popiera partię rządzącą, panującą niepodzielnie nad tą częścią społeczeństwa. Jednocześnie większość księży parafialnych intensywnie wykorzystuje tłumy w kościołach do organizacji poparcia dla tej partii, tworząc zamknięty krąg symbiozy Kościoła z władzą, w którym dialektyczne korzyści przesłaniają istotę chrześcijaństwa. Przeważająca część biskupów związała się z jedną opcją polityczną i dlatego nie jest w stanie przeciwstawić się heretyckim wybrykom Jarosława Kaczyńskiego i jego akolitów. Skonfrontowani z narastającym sprzeciwem ulicznych demonstracji wobec realizowanej przez władze dewastacji sądownictwa i ostatecznej likwidacji systemu trójpodziału władzy hierarchowie odpowiedzialni za losy Kościoła nie mogą zdobyć się nawet na delikatne upomnienie rządzących nawet w sytuacji gdy jawnie odwołują się oni do przemocowych form działania np. wobec mniejszości seksualnych czy imigrantów. Uporczywe trwanie przez Kościół katolicki w faktycznej koalicji z rządzącej z partią, która obiektywnie niszczy czy choćby tylko poważnie nadweręża przesłanie religijne, powinno wbudzać zaniepokojenie wiernych – przynajmniej tych, których potencjał intelektualny pozwala na krytyczną analizę poczynań władzy. Musi budzić zaniepokojenie również tych bardziej światłych biskupów, którzy teoretycznie przynajmniej powinni liczyć się z przegraną partii nastawionej na cywilizacyjny regres.
Osłabienie i skompromitowanie wartości religijnych, oraz przegrana PiS w efekcie pociągnąć za sobą musi dotkliwe konsekwencje dla instytucji Kościoła – w postaci obniżenia jego pozycji w społeczeństwie, pozbawienia wpływów politycznych, likwidacji wszelkich form finansowania, a także może zaowocować brakiem zainteresowania polityków do szukania poparcia ze strony Kościoła. Chociaż nie ma obecnie żadnych przesłanek świadczących o możliwości odzyskania zwolenników partii władzy dla demokracji o wolnościowym obliczu – z instytucjami i prawem te wolności gwarantującym – to nieustanne demonstrowanie sprzeciwu wobec działań władzy może skłonić biskupów obawiających się dalszej eskalacji protestów, jeżeli nie do rewizji poparcia dla władzy, to do poczynienia ustępstw w prawnie zawarowanej pozycji Kościoła w Polsce. Baczny obserwator może zasadnie – jak się wydaje – przyjąć, że taka linia jest proponowana w programie „Polski 2050” Szymona Hołowni, w której podstawowy trzon klienteli zdają się stanowić wierni Kościoła katolickiego.
Niestety bardziej prawdopodobna wydaje się opcja ucieczki do przodu, w której Kaczyński będzie starał się eskalować konflikt religijny tym razem kierując ataki na niewielkie stosunkowo środowiska ateistyczne i laicką Europę zachodnią jako źródło wszelkiego zła mające uprawdopodobnić realnie planowany zresztą polexit. Nie wywoła więc zdziwienia wśród obserwatorów polskiej polityki jeżeli rządzący spychani w stronę opuszczenia struktur Unii Europejskiej wystąpią z koncepcją utworzenia konkurencyjnej unii opartej na fundamencie chrześcijaństwa i poszanowania pełnej suwerenności państw członkowskich przy pełnym poparciu Kościoła katolickiego dla którego byłoby to upragnionym powrotem do udziału we władzy.