Po dymisji ministra skarbu Dawida Jackowskiego na teren jego dotychczasowej działalności wchodzi Mariusz Kamiński.
Dowodzone przez niego CBA ma sprawdzić, jakie to kadry zostawił nam pan minister, bo informacje na ten temat, które przedostały się do prasy są całkowicie dla Prawa i Sprawiedliwości kompromitujące. Jeśli im wierzyć, to Polska stałą się ofiarą istnego desantu „Misiewiczów” – od nazwiska niewykształconego aptekarza z podwarszawskich Łomianek, który będąc rzecznikiem pana ministra obrony narodowej bez problemów i wbrew prawu został członkiem Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Na liście firm, które są w związku z tym w kręgu zainteresowania CBA, są m.in. KGHM Polska Miedź SA, wrocławski Dozamel, Dolnośląskie Centrum Hurtu Rolno-Spożywczego i Specjalistyczne Centrum Medyczne, czyli spółka prowadząca szpital w Polanicy-Zdroju. Poza tym pytania zostały wysłane do kilkudziesięciu innych firm, w tym do kilkunastu największych polskich spółek. Wszystkie one mają poinformować ministra Kamińskiego o umowach dotyczących marketingu, doradztwa i konsultingu, o zewnętrznych usługach prawniczych, zamówieniach związanych z bezpieczeństwem, ubezpieczeniami oraz „o umowach na dostawę sprzętu”. Spółki mają się wytłumaczyć z tego, z kim i po co je zawierały.
Po co ta akcja? Czy ma związek z czwartkową dymisją ministra skarbu Dawida Jackiewicza, wrocławskiego polityka PiS. Może służby specjalne dopatrzyły się nieprawidłowości w działaniach resortu kierowanego przez tego polityka? Jeszcze w czwartek pojawiły się spekulacje, że za dymisją Jackiewicza mogły stać właśnie służby. Rzecznik Mariusza Kamińskiego, Stanisław Żaryn, zaprzecza. – To nie ma nic wspólnego z dymisją ministra Jackiewicza – zapewnia. – Nie jest też związane z informacjami służb o jakichś konkretnych nieprawidłowościach. Po prostu jest to podyktowane poczuciem odpowiedzialności. No, to spoko…