4 grudnia 2024

loader

Katar czy już dżuma?

fot. red

„Katar jest liderem praw pracowniczych”, przekonywała towarzyszka Ewa Kailii, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego.

Koleżanka z PES. O tym, jaką „socjalistką” okazała się, napisał już Michał Piękoś w poprzednim wydaniu „Trybuny”. Ale ponieważ jeszcze niedawno liczono się z jej opiniami, to ona też zaczęła się liczyć. Za peany o gospodarzach mistrzostw mogła brać sześćset tysięcy euro. W gotówce, aby nie płacić podatków.

A gdyby zatrudniła się u szejków jako konsultantka lub uczyniłaby nim któregoś z asystentów, to dostałaby skromne czterysta tysięcy. Ale absolutnie legalnie, choć nieetycznie. Mogłaby dalej być wiceprzewodniczącą PE. Chytrość zwyciężyła. Zamiast konsultantką została złodziejką. Pamiętajcie o podatkach towarzysze!

Katarskie mistrzostwa świata obnażyły stan komercyjnej piłki kopanej. Znów okazało się, że mistrzostwa świata służą przede wszystkim poprawie wizerunku państw nieortodoksyjnie demokratycznych, albo zwyczajnie autorytarnych. A reprezentująca zawodowych piłkarzy FIFA, popularnie zwana „fifką”, zarabia biliony za świadczone usługi wizerunkowe. Jej działacze, jako FIFA, biorą kasę legalnie przy stole i płacą podatki. Jako „fifka” zapewne pod stołem, bez kłopotliwych podatków. Czynią to z przysłowiowym czystym sumieniem, bo choć biorą od niedemokratycznych, to jednak bogatych reżimów. I czasem nawet dzielą się z piłkarzami! Jak Robin Hood.

Ponieważ FIFA ma w niektórych, opiniotwórczych jeszcze środowiskach opinię gorszą niż Katar i podobne mu państwa, to wrażliwi piłkarze postanowili pokazać swe ludzkie, a nie tylko szmalcowne oblicze. Wymyślili opaski demokratycznie i demonstracyjnie wspierające społeczność LGBTI, bo w Katarze jawny homoseksualizm grozi więzieniem, a czasem śmiercią. Nosić mieli je kapitanowie drużyn Anglii, Belgii, Danii, Holandii, Niemiec, Szwajcarii i Walii.

Ale FIFA zagroziła im żółtymi kartkami, czyli ubytkiem gotowości bojowej już na starcie. Bo pewnie fifka chciała jeszcze więcej zrobić. W geście protestu piłkarze Niemiec zasłonili sobie usta podczas inauguracji jednego meczu. Zostało to przez miejscowych odebrane jako strach przed gorącym powietrzem. Ale zachodnie, pro demokratyczne telewizje odnotowały to i Niemców pochwaliły. Dzięki temu przekonane do demokracji społeczeństwa dowiedziały się o protestach swych reprezentantów i z uspokojonymi sumieniami mogły masowo oglądać mecze. Nabijając tym kasy i FIFIe i fifce.

Usłużne telewizje decydowały o obrazie tych mistrzostw. Ustawione na boiskach kamery rozstrzygały o rzutach karnych, faulach i spalonych. O przebiegu i losach meczów. Biegający po boisku sędziowie stawali się dodatkami do kamer. Ciekawe czy w następnych igrzyskach sędziów zastąpią roboty?

Telewizje przekazywały mecze i skrojone relacje z mistrzostw pod potrzeby gospodarzy, reklamodawców i oglądających je kibiców. Każdemu wedle jego oczekiwań.

Nic dziwnego, że kibice, ci żywi, jeszcze nie roboty, okazywali się drugorzędni na tym evencie. Zresztą zwykle byli to oddelegowani tam miejscowi. Zwykle mieli na sobie po kilka koszulek różnych reprezentacji, bo starali się obskoczyć jak najwięcej meczów. Ci prawdziwi, autentyczni fani narodowych drużyn pojawili się tam w śladowych ilościach. Bo było drogo i gorąco. Do tego brak piwa i wolności.

Zapewne FIFA i fifka wyciągną z tego wnioski i podczas następnych mistrzostw stadionowych kibiców zastąpi sztuczna inteligencja. Żywi fani zostaną przed telewizorami w domach. Z korzyścią dla ochrony środowiska naturalnego i ich samych. Wszędzie dobrze jest, ale w domu najbezpieczniej.

A sport to przecież zdrowie.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

PiS jest w potrzasku – wywiad z Krzysztofem Śmiszkiem

Następny

Bardziej chiński od Chińczyków. Jak wushu zmieniło życie Piotra Osucha?