Na lewicy skończyło się przyzwolenie na seksizm i milczenie w obliczu molestowania.
Deklaratywnie nigdy nie było na to zgody. Może poza patologicznymi sektami smutnych dziadów, odrzucających z pogardą cały dorobek myśli feministycznej w imię bliższego kontaktu ze smarem i towotem. W większości postępowych kręgów nikt nie śmiał jednak kwestionować istotności znaczenia walki z patriarchalnym porządkiem i oczywistości wpisania jej w kontekst klasowy. Wszyscy chłopcy lewicy chodzili na manify i solidaryzowali się przykładnie w kolorze czarnym.
Żadna ideologiczna czy etyczna postawa nie jest jednak spójna. Szczególnie, jeśli mamy do czynienia z jednostkami wyhodowanymi w modelu społecznym skrajnie antyrównościowym i usztywniającym role płciowe. Procesy socjalizacyjne można po części odwrócić ciężką pracą jednostek i wspólnot, jednak w tym kraju wszyscy faceci są w mniejszym czy większym stopniu skażeni wpływem hierarchicznych miazmatów. I nawet kiedy potem kwestionujemy je na poziomie światopoglądowym i w ramach naszej codziennej politycznej działalności, to w praktyce seksistowskie wzorce mogą być nadal odtwarzane. Nie usprawiedliwiam oczywiście sprawców przemocy, należy im się najwyższej rangi potępienie. Tak jednak działa pewien odgórnie kształtujący system, z którym będziemy musieli się mierzyć, dopóki go nie zastąpimy innym. Do tego czasu pozostaje nam żmudna resocjalizacja dorosłych jednostek w warunkach środowiskowych oraz ulepszenie mechanizmu niezgody na przejawy seksizmu i molestowania. Obraz, który wyłania się z publikacji na Codzienniku Feministycznym pokazuje, że z tym wyrażaniem niezgody nie było najlepiej, zwłaszcza w odniesieniu do popularnych i znanych chłopców.
Zdolność do samooczyszczenia i wewnętrznego rozrachunku jest z pewnością siłą lewicy. Już teraz widzimy, że na podobny efekt nie ma co liczyć wśród prawicowych polityków i publicystów. Kiedy Justyna Samolińska z Partii Razem opisała wczoraj jak Marek Jakubiak szeptał jej do ucha obleśne słówka w telewizyjnej poczekalni, na pomoc koledze rzuciła się cała horda „prawdziwych mężczyzn”. Reakcje te pokazują, że lewica przynajmniej próbuje walczyć z problemem, który konserwatyści i miłośnicy tradycyjnych wartości uznają za obowiązujący porządek. I to daje pewną nadzieję.