Mateusz Kijowski zasugerował, że jest wyklętym bohaterem narodowym, z którym los obszedł się wyjątkowo okrutnie. Ruszyła zbiórka pieniędzy.
Były lider KOD jest już (tu miał akurat słuszność) na marginesie życia politycznego, ale nie dlatego, że został ofiarą reżimu, tylko przez serię kompromitujących wpadek, którą zaliczył przez ostatnie dwa lata. Począwszy od niepłacenia alimentów, poprzez kręcenie z fakturami na lewe usługi oraz znikające w tajemniczy sposób składki stowarzyszenia – Kijowski musiał tłumaczyć się z naprawdę wielu grzechów. W końcu Komitet Obrony Demokracji kopnął w tylną część ciała lidera-krętacza, który psuł KOD-owi opinię i narażał na drwiny. W dodatku przed ubiegłorocznym Świętem Niepodległości Kijowski oświadczył, że nie widzi nic złego w tym, aby jego formacja poszła na wspólny marsz z organizacjami nacjonalistycznymi, przez co zraził do siebie absolutnie wszystkie środowiska od lewa do prawa.
Teraz jednak zrobił z siebie medialnego męczennika. Poskarżył się portalowi naTemat, jak trudna jest obecnie jego sytuacja materialna: „Nie jesteśmy w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb naszych dzieci. Jest problem nawet z zakupami spożywczymi. Na szczęście znajomi co jakiś czas robią nam zakupy czy coś ugotują. Dzięki nim jeszcze jakoś funkcjonujemy”.
Upadły anioł głoduje
Oczywiście takie wyznania nie pozostają bez echa i zdaje się, że były lider KOD doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
I rzeczywiście – chętnych do wsparcia finansowego „upadłego anioła” KOD nie zabrakło.
Elżbieta Pawłowicz, deklarująca się jako zwolenniczka Komitetu Obrony Demokracji, zainicjowała zbiórkę pieniędzy na ufundowanie Stypendium Wolności dla Kijowskiego za pośrednictwem crowdfundingowego portalu zrzutka.pl.
Co to będzie, gdy ON wyjedzie z Polski?!
Obszerny opis inicjatywy głosi, co następuje:
„DWA LATA TEMU Mateusz Kijowski pomógł nam się zorganizować do walki o praworządność w Polsce. Na jego zawołanie wyszliśmy na ulice, organizowaliśmy się w całej Polsce i nie tylko tutaj. Zaczęliśmy się uczyć, więcej rozumieć, widzieć dalej i reagować mądrzej. Mateusz zawsze był z nami.
NIESTETY, zapłacił za to spokojem swoim i swojej rodziny oraz dramatycznym obniżeniem standardów życia. Z dnia na dzień stracił najważniejsze źródła utrzymania. Padł ofiarą nagonki medialnej, a wszyscy, z którymi współpracował w 2016 rokiem, są poddani licznym kontrolom skarbowym, wzywani na komendy policji czy do prokuratur.
DLACZEGO władza w ten sposób zaatakowała Mateusza i jego rodzinę? To proste. Bo stał się rozpoznawalną twarzą ruchu obywatelskiego protestu. A najłatwiej zniszczyć ruch uderzając w jego lidera.
CENA JEST WYSOKA. Mateusz nie może znaleźć w Polsce zatrudnienia. Nie jest w stanie wywiązywać się ze swoich zobowiązań finansowych, a przecież wcześniej żył jak każdy z nas.
DLATEGO dzisiaj, kiedy rozważa decyzje wyjazdu z Polski, by móc podjąć praceę postanowiliśmy podjąć próbę ufundowania Mateuszowi „Stypendium Wolności”. To pozwoliłoby mu zostać z nami i nadal nas wspierać w obronie podstawowych wartości demokratycznych w Polsce, w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Chcemy zbierać fundusze do czasu znalezienia przez Mateusza źródła utrzymania. Nie możemy tracić człowieka – lidera, który pociągnął za sobą tłumy” – zagrzewa do zbiórki szczera organizatorka.
Cała suma konieczna do zebrania to 35 tys. zł. 29 listopada zebrała się już… połowa kasy – ponad 18 tys. zł.
Bez pracy nie ma kołaczy
Jednocześnie zaznaczono, że zrzutka ustanie, kiedy były lider KOD znajdzie zatrudnienie. Bo na to również skarżył się Kijowski – przez swoją wcześniejszą działalność polityczną rzekomo nie jest w stanie podjąć żadnej, ale to żadnej pracy zarobkowej. Jego byli pracodawcy mają być szykanowani, on sam zaś jest w polskim biznesie persona non grata. I w związku z tym zagroził rodakom… emigracją.
G… prawda!
Szkoda, że to wszystko ściema. Zgłosił się co najmniej jeden śmiałek, który chciał zatrudnić Kijowskiego, ale ten propozycji nie przyjął. Restaurator z Łodzi złożył ofertę, ale nie dostał odpowiedzi, więc opowiedział całej sprawie dziennikarzom „Do Rzeczy”.
– Zaproponowałem spotkanie w celu ustalenia warunków pracy, stanowiska. Po rozmowie można by sprecyzować czy pan Kijowski mógłby pracować na sali, w kuchni czy na innym stanowisku. Oferta jest poważna, miałby środki na utrzymanie no i mógłby spłacać alimenty – powiedział mediom. – Czytałem też, że jest w bardzo trudnej sytuacji, że nie ma co jeść i chciałbym mu pomóc. Tak po prostu, z serca. Ja wiem jak to jest znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji, na rozdrożu kiedy nagle wszyscy się od ciebie odsuwają. Nie interesują mnie poglądy pana Kijowskiego, ja po prostu wyciągam do niego rękę bo ludzie powinni sobie pomagać.To nie jest z mojej strony ani żart, ani prowokacja. Córka z zięciem wracają z zagranicy, chcą otworzyć w Łodzi restaurację, a ja zostałem ich pełnomocnikiem. Okazało się, że w Łodzi trudno jest znaleźć ludzi do pracy w gastronomii, a czytałem, że pan Kijowski ma w niej doświadczenie. Dwukrotnie wysłałem taką propozycję, nie dostałem żadnej odpowiedzi. Nie oceniam, może po prostu nie czyta poczty od nieznajomych, ale moja propozycja jest nadal aktualna.
Portal dorzeczy.pl usiłował skontaktować się z Kijowskim, ale również bez skutku. Dobrze, że lider KOD nie zadzwonił po Piotra Ikonowicza, już on wiedziałby, jak postawić go do pionu.
Wstyd jak beret
Niemniej przykre jest to, że obserwujemy absolutną dewaluację inicjatyw crowfundingowych. Ludzie w potrzebie zbierają na wózki inwalidzkie, drogą rehabilitację, czy zabieg za oceanem konieczny do ratowania życia dziecka. Tymczasem człowiek, który – owszem, przez jakiś czas był twarzą potrzebnego i cennego ruchu antyrządowego – kreuje się na politycznego więźnia, wykluczonego, na granicy ubóstwa. Tysiące młodych ludzi po ukończeniu studiów wyższych muszą zmierzyć się z obniżeniem oczekiwań płacowych i z rozczarowującymi ofertami pracodawców. Tysiące Polaków codziennie podejmują decyzję o emigracji, pragnąc zapewnić sobie i swojej rodzinie lepszy byt. Te dylematy to nic nowego pod Słońcem ubogiej klasy pracującej.